Autostrada to nie tor wyścigowy!
Mimo iż nieustannie i z każdej strony trąbi się o tym, aby brać udział w wyścigach tylko w kontrolowanych warunkach, zbyt dużo osób nic sobie z tego nie robi. Tor wyścigowy jest lepszym pomysłem niż autostrada. Czasami wszystko kończy się dobrze, ale niestety, czasami nie. W tym drugim przypadku najlepszym scenariuszem jest nadszarpnięta reputacja i uszkodzony pojazd.
Tym razem był to przykład najgorszego scenariusza. Jak informuje Kalifornijski Patrol Autostradowy, kierowca Chevroleta Corvette z 1998 roku stracił kontrolę nad pojazdem przy prędkości około 120 mil na godzinę (ponad 193 km/h), a następnie uderzył w barierę. Na szczęście autostrada była w miarę pusta, więc żaden inny kierowca nie uderzył w „ściganta”.
Za kierownicą samochodu siedział 34-latek z pasażerem. Według informacji policji, oboje odnieśli obrażenia. Kierowca trafił do szpitala z poważnymi obrażeniami, natomiast drugi z niewielkimi ranami uciekł po uderzeniu. Samochód momentalnie stanął w płomieniach.
Klasyczny przypadek
Przyczyna wypadku jest nadal badana przez władze. Z relacji naocznych świadków wynika, że był to klasyczny przypadek ulicznych wyścigów. Rywalem Chevroleta miał być fioletowy Dodge Charger.
Incydent miał miejsce w ciągu dnia około 16:00, więc widoczność prawdopodobnie nie była problemem. Samochody jechały na zachód drogą stanową nr 37, a wypadek miał miejsce w chwili, gdy zbliżali się do krzyżówki z drogą nr 29.
Mamy nadzieję, że zarówno kierowca jak i pasażer wrócą w pełni do zdrowia po odniesionych obrażeniach i… zrozumieją konsekwencje swoich działań. Jeśli zaś chodzi o pozostałych amatorów wyścigów ulicznych – spójrzcie na te zdjęcia i bądźcie mądrzejsi!