Elektromibilność tak, diesle też tak
Volvo to dość nietuzinkowa marka samochodów. Z jednej strony jest zagorzałym orędownikiem elekromobilności, a z drugiej wciąż stawia na sprawdzone, poczciwe diesle. I choć na rynku jest już dostępny model EX90 (wygląda obłędnie), to Szwedzi nadal „tłuką” cieszącego się niesłabnącą popularnością XC90, który od niemal dekady bryluje w salonach w praktycznie niezmienionej formie. Oczywiście w przypadku Volvo produkcja silników wysokoprężnych ma się zakończyć jeszcze w tym roku, ale póki są, warto się nimi cieszyć.
Jeżeli spojrzy się na flagowca Volvo można odnieść wrażenie, że niczym Brad Pitt, ten model się nie starzeje. W sumie to jest jak granatowy garnitur w połączeniu z białą koszulą i jednolitym krawatem – pasuje na każdą okazję.
Ten SUV zmieści wszystko
Tak naprawdę Volvo XC90 ma dwa niezaprzeczalne atuty. Pierwszy to jego gabaryty. Zakładając, że wybieramy się w podróż czteroosobową rodziną i nie rozkładamy dodatkowego rzędu tylnych siedzeń, mamy do dyspozycji ogromną wręcz przestrzeń bagażową. To ponad 700 litrów co w połączeniu z bagażnikiem dachowym, który również miałem do dyspozycji, dawało ogromny komfort. Nie miałem najmniejszych problemów z zapakowaniem czterech dużych walizek, materacy, parasoli plażowych i… elektrycznej hulajnogi, która na co dzień stanowi mój główny środek transportu.
Ach te fotele…
Drugą niepodważalną zaletą XC90 są fotele. Zresztą to od lat danie firmowe Volvo niezależnie od modelu. Na temat walorów wykorzystywanych przez szwedzką markę foteli z pewnością powstało wiele poematów. I trudno się dziwić, bowiem szczególnie w dalekich podróżach sprawują się one na szóstkę. By tego było mało, fotele w moim egzemplarzu dodatkowo wyposażone były w opcję masażu, z którego korzystałem wręcz z nadgorliwością.
Wielki SUV i rozsądne spalanie
Pierwszego dnia miałem do przejechania niecałe 800 km z Katowic do okolic włoskiego Udine, gdzie zaplanowałem pierwszy i w sumie jedyny pit stop. Był to piątek 21czerwca, dzień meczu o wszystko między Polską i Austrią na tegorocznym Euro. Przyznaję się bez bicia, że chciałem na niego zdążyć, więc moja prawa noga była nieco cięższa. Oczywiście nie było mowy o przeginaniu i jeździe z mocno przekroczoną dozwoloną prędkością. Zresztą ten samochód fabrycznie jest wyposażony w ogranicznik szybkości. Więcej niż 180 km/h nie pojedzie. Zostańmy jednak przy wersji, że była to jazda dynamiczna.
Na mecz udało się zdążyć, a średnie spalanie oleju napędowego wyniosło nieco ponad 10 litrów. Z łatwością można było zmniejszyć ten wynik, ale zakładając, że mowa o ogromnym SUV-ie, który dodatkowo wyposażony jest w „trumnę”, można przyjąć, że spalanie było na akceptowalnym poziomie.
Nadgorliwy tempomat
Po tych 800 kilometrach zauważyłem też pewien mankament tego samochodu. Chodzi o adaptacyjny tempomat, z którego co prawda korzystam dość często, ale w SUV-ie Volvo XC90 jego działanie było nieco irytujące. Przy niskich i bardzo niskich prędkościach osiąganych np. podczas przemieszczania się w korku, wspomniany tempomat działał wzorowo. W sumie to auto przemieszczało się samodzielnie w bardzo subtelny sposób.
Nieco inaczej wyglądało to przy prędkościach autostradowych. Ustawiając tempomat na 140 km/h miałem wrażenie, że Volvo widziało przed sobą znajdujący się na tym samym pasie samochód dużo wcześniej ode mnie. W sumie to byłoby jeszcze do zaakceptowania, gdyby nie dość częste interwencje nagłego hamowania. Miałem bowiem wrażenie, że w wielu sytuacjach auto było wręcz nadgorliwe, co mocno wpływało na komfort jazdy i niestety widać to było w zwiększającym się zużyciu paliwa.
Ponad 2 euro za litr
Drugiego dnia do pokonania miałem kolejne 800 km po włoskich i francuskich autostradach. Tym razem stopa była znacznie lżejsza, co od razu odbiło się na średnim spalaniu. Wynik poniżej 8 litrów oleju napędowego na 100 kilometrów nie stanowił większego problemu do osiągnięcia. A to dość istotne, bowiem zarówno we Włoszech, jak i we Francji cena diesla na autostradowych stacjach paliw przekracza 2 euro za litr. Sporo!
Elastyczny silnik
Przy okazji jazdy nie tyle po autostradach, co po krętych drogach, jakich na południu Francji jest bez liku, warto pochwalić świetnie działające w Volvo XC90 pneumatyczne zawieszenie, które skutecznie wybacza wszelkie nierówności. Jego koszt to co prawda prawie 12 000 zł, ale myślę, że ta inwestycja jest warta swojej ceny.
W drodze powrotnej do Polski nieco zaszalałem i postanowiłem odwiedzić na chwilę Szwajcarię oraz francuski kurort narciarski Chamonix. Temat cen w tamtejszych restauracjach może pominę. Natomiast w tym miejscu warto poświęcić kilka słów na temat silnika, w jaki wyposażony był mój egzemplarz Volvo XC90. Była to dwulitrowa (większych Volvo nie produkuje od wielu lat) jednostka wysokoprężna o mocy 235 KM + 14 KM. Te uzyskane są dzięki technologii mild hybrid. Niby nic szczególnego, zwłaszcza, gdy mowa o SUV-ie ważącym ponad 2,5 tony. Zanim jednak dotarłem do Genewy, nie odmówiłem sobie przejażdżki przez słynną Col de Turini – klasyczny odcinek specjalny Rajdu Monte Carlo. I to właśnie na tych alpejskich serpentynach przekonałem się, że wspomniana dwulitrówka spisuje się w tym ogromnym SUV-ie naprawdę przyzwoicie.
Poezja dźwięku w szwedzkim SUV
Na zakończenie warto pochwalić rewelacyjny wręcz system audio angielskiej firmy Bowers & Wilkins, która od lat współpracuje z Volvo. Dla mnie to wciąż wyznacznik idealnego nagłośnienia w samochodach premium. Czy zatem w przyszłym roku podczas kolejnej europejskiej podróży ponownie wybiorę Volvo? Jeżeli będę miał do wyboru XC90, to z pewnością tak.
Opisywany samochód został wypożyczony z firmy Volvo Car Poland. Importer nie miał jednak żadnego wpływu na treść powyższego artykułu.