Zmiany są czymś naturalnym. Są osoby, dla których wszystkie zmiany są złe. Ma być tak, jak jest teraz, a najlepiej to żeby było tak… jak „kiedyś to było”. Formuła 1 zmienia się cały czas. Można wymienić dziesiątki, setki zmian, które pojawiły się w ostatnich latach. I większość z nich nie została przyjęta pozytywnie. Na przykład… halo. Pamiętacie tę aferę? Co to za pałąk, jakie halo, po co to ma być? A no po to, żeby uratowało życie kierowcy, czy ktokolwiek z was potrzebuje innego wytłumaczenia?
I zdaje się, że na przestrzeni lat halo kilku kierowców uratowało. Przypominacie sobie wypadek Romana Grosjeana w Grand Prix Bahrajnu? Wówczas bariera bezpieczeństwa – gdyby nie halo – zadziałałaby jak gilotyna. Francuz podkreśla wprost, że halo uratowało mu życie. To tylko jeden przypadek, a można by ich podać tak naprawdę co najmniej kilka. Ale kanapowi eksperci negatywnie wypowiadali się na temat halo, bo… „brzydko wygląda” i bolidy mają wyglądać tak, jak kiedyś. Logiczne.
Max Verstappen stracił całą swoją przewagę? W Formule 1 powraca dominacja Lewisa Hamiltona?
Właśnie tyle sensu ma wiele wypowiedzi takich kanapowych ekspertów. Siedzą przed telewizorem z piwkiem w ręku i komentują wszystko w internecie, bo są najmądrzejsi. Dopiero co zaczął się sezon F1, który od tego roku oglądamy w Viaplay. Nie zliczę ile razy w sieci krytykowani byli chociażby Marcin Budkowski i Patryk Sokołowski goszczący w studio. Kanapowi eksperci raz po raz wytykali im błędy i twierdzili, że opowiadają bzdury. Nie sądzę, aby którakolwiek z tych osób wiedziała, że Budkowski obecny jest w F1 od 2001 roku i na przestrzeni lat pracował m.in. dla Ferrari, McLarena, Alpine, czy Renault, gdzie został dyrektorem wykonawczym, a Sokołowski to inżynier, który pracował w działach aero w Ferrari i McLarenie.
Formuła 1 taka, jak kiedyś?
Czy na pewno chcemy, aby F1 była taka, jak kiedyś? Bardzo często słyszy się o tym, jak kanapowi eksperci sprzeciwiają się opóźnianiu wyścigów, bądź ich przesuwaniu ze względu na pogodę. Przykłady? Chociażby odwołane treningi podczas Grand Prix Niemiec na Nurburgringu w 2020 roku, albo słynny wyścig za safety carem na Spa-Francorchamps w 2021 roku. Wielki śmiech, oburzenie. Kiedyś to było – kiedyś to się ścigali w każdych warunkach. Nie to, co teraz – twierdzą kanapowi eksperci.
Ale ci kanapowi eksperci nie mają pojęcia, że problem w takich sytuacjach polega na tym, że np. w powietrze wzbić nie mogą się helikoptery medyczne. To tak, jak z halo. Przecież kiedyś tego nie było i sobie radziliśmy. Ale nikt już przy takiej dyskusji nie raczy zauważyć, że kiedyś kierowcy ginęli na torach regularnie. Bezpieczeństwo w F1 było kiedyś na katastrofalnym poziomie. I te zmiany na przestrzeni lat mają to bezpieczeństwo poprawić. Mam wrażenie, że niektórzy tego nie rozumieją.
Max Verstappen stracił całą swoją przewagę? W Formule 1 powraca dominacja Lewisa Hamiltona?
„Kiedyś to było”, tak? Kiedyś, w 1970 roku najlepszym kierowcą w stawce F1 był Jochen Rindt. Wygrał cztery wyścigi z rzędu – w Holandii, Francji, Wielkiej Brytanii i w Niemczech… a parę tygodni później zginął w wypadku podczas treningu przed grand prix na torze Monza. Ze względu na duże prędkości zespoły eksperymentowały wówczas z tylnymi skrzydłami. Bolidy były bardzo trudne do skontrolowania. No i Rindt stracił kontrolę nad bolidem, po czym uderzył w bariery. Eksperymentalne tylne skrzydło, utrata kontroli, awaria hamulców i źle zainstalowane bariery. Rindt nie miał szans.
Nie tylko Rindt…
Jochen Rindt został pośmiertnie mistrzem świata. Trofeum na Place de la Concorde w Paryżu odebrała wdowa Nina, z rąk Jackiego Stewarta. Tego samego roku podczas testów zginął Bruce McLaren, a na Zandvoort podczas Grand Prix Holandii śmierć poniósł Piers Courage. W kolejnym sezonie życie straciło kolejnych dwóch kierowców, Jo Siffert oraz Pedro Rodriquez. Tak bezpieczne były wtedy wyścigi. Czy naprawdę trzeba wymieniać dalej? Podawać kolejne przykłady tego, jak bezpieczeństwo szwankowało? Bo przecież później kierowcy też ginęli.
Mówimy o czasach, w których na niektórych torach wyścigowych – np. na popularnym Nurburgringu – nie było barier bezpieczeństwa. Te które były, bardzo często były źle zamontowane. Grand Prix Francji rozgrywane było na górskich drogach publicznych w okolicach Clermont-Ferrand. Są ujęcia, które pokazują, jak podczas Grand Prix Monako zawodnicy się ścigali torem ulicznym, a po chodnikach, metr od nich, chodzili ludzie z zakupami. Mówimy o czasach, w których nie istniały żadne większe systemy bezpieczeństwa, a bielizna niepalna była nowością.
Spekuluje się też o tym, aby powróciło tankowanie. Nasuwa mi się jednak pewne zasadnicze pytanie – po co? Wymieniony chwilę wcześniej Marcin Budkowski błyskawicznie obnażył wady tego pomysłu. Niemal całkowicie ucina on możliwości ruchów strategicznych podczas wyścigu – po prostu zjeżdżasz wtedy, kiedy musisz zatankować, a nie wtedy, kiedy chcesz. Formuła 1 bez emocji? Ale dla kanapowych ekspertów to tankowanie jest najciekawsze i to jest element, który doda emocji. Naprawdę? Takich emocji, w których koledzy będą musieli gasić mechanika w ogniu? Za tym tęsknimy? To wszystko jest to „kiedyś to było”? To ja chyba nie chcę, żeby wyścigi tak wyglądały…