Wielki Colin

Do serwisu wjeżdża niebieskie Subaru Impreza 555 z numerem czwartym, w którym siedzą Colin McRae i Derek Ringer – najszybsza załoga przedostatniej rundy mistrzostw świata, czyli Rajdu Katalonii.

Wielki Colin
Podaj dalej
fot. SPRT
fot. SPRT

Jednak zamiast szampana czeka na nich wściekły szef zespołu David Richards. Szkocki kierowca, patrząc na jego minę, wie, że tym razem będzie musiał ulec. Tym samym jego droga do wymarzonego tytułu mistrza świata znacznie się wydłuży, a o ostatecznym triumfie zadecyduje Rajd Wielkiej Brytanii. Tak było dokładnie dwadzieścia lat temu. 

Pracodawca Colina nie ma zamiaru jednak się tym przejmować, dla niego liczy się Subaru jako zespół walczący o tytuł w kategorii producentów. W Katalonii od początku niesamowitym tempem podróżują jego najwięksi konkurenci z Toyoty. Juha Kankkunen jadący Celicą GT-4 szybko obejmuje prowadzenie, jednak pod koniec drugiego dnia Fin wypada z drogi. Nowym liderem, ku radości lokalnych kibiców, zostaje Carlos Sainz jadący Imprezą 555. Hiszpana naciska jednak młodszy kolega z zespołu McRae, który po drugim etapie traci do niego zaledwie osiem sekund. Gdy obaj kierowcy zjeżdżają do serwisu, na rozmowę do swojego kampera wzywa ich wspomniany Richards. Brytyjczyk stanowczo oznajmia, że rajd ma wygrać kierowca prowadzący w tym momencie w zawodach, czyli Sainz. Ta decyzja podnosi ciśnienie Colinowi, który nie chce o takim rozwiązaniu słyszeć. Oficjalnie Carlos również nie jest zbytnio zadowolony, chociaż wie, że dzięki temu przed ostatnią rundą zrówna się punktami ze Szkotem i zachowa duże szanse na tytuł. Pomimo wewnętrznych ustaleń, na ostatnim etapie do ataku rusza McRae uzyskując najlepsze czasy na trzech z sześciu oesów. Na ostatniej próbie na swojej drodze (dosłownie) spotyka dwóch członków zespołu, którzy próbują go zatrzymać na tak długo, by goniący go Sainz mógł wygrać zawody. Colin nie zwalnia i mija ich z ogromną prędkością. Na mecie jego kolega z zespołu traci do niego dziewięć sekund. Po powrocie do serwisu atmosfera jest napięta, Richards wyraźnie sugeruje McRae, żeby poważnie zastanowił się nad konsekwencjami swojego czynu, interweniuje również ojciec Colina. Jimmy McRae uspokaja syna i ten w końcu wjeżdża na PKC z minutowym spóźnieniem. Zwycięzcą zostaje Sainz. Jednak nikt nie ma czasu roztrząsać team orders w Subaru, ponieważ z obozu Toyoty napływają sensacyjne informacje. Komisja techniczna „prześwietla” rajdówki Kankkunena oraz Auriola i znajduje w nich niezgodną z regulaminem zwężkę dolotu powietrza do turbosprężarki. Japoński zespół zostaje wykluczony z mistrzostw i otrzymuje dwunastomiesięczną dyskwalifikację. Oznacza to, że najlepszym producentem w 1995 roku jest Subaru, a w grze o główny tytuł pozostają tylko Carlos Sainz i Colin McRae mający na koncie identyczną liczbę punktów.

fot. SPRT
fot. SPRT

Finał ma zostać rozegrany podczas Rajdu Wielkiej Brytanii, którego początek zaplanowano na 19 listopada 1995 roku. Początkowo psikusa kierowcom Subaru płata Tommi Makinen, który prowadzi po pierwszym dniu. Jednak już na inaugurującej drugi etap próbie Fin uszkadza zawieszenie i dzięki temu na polu bitwy zostają jedynie McRae i Sainza. Colin obejmuje prowadzenie na ósmym odcinku, ale już na kolejnym jego szanse na triumf topnieją… Szkot przebija oponę i musi zatrzymać się na trasie. Cała operacja zmiany koła kosztuje go stratę dwóch minut, co bezwzględnie wykorzystuje Sainz. McRae stawia wszystko na jedną kartę, według swoje złotej zasady – jeśli masz wątpliwości, wciskaj gaz do dechy. Szkot tak się stara, że tuż przed metą jednego z odcinków specjalnych wylatuje z drogi i uszkadza kolejne koło. Nerwowa, ale skuteczna naprawa (także z użyciem drewnianego drąga) pozwala mu doprowadzić Subaru z numerem czwartym do serwisu. Dalszą pogoń utrudnia mu jednak potężna mgła, w której gubi się kilku konkurentów. Wreszcie na słynnym oesie Sweet Lamb rozgrywanym po zmroku na prowadzenie wysuwa się załoga McRae/Ringer. Na kończącym etapie szkocka para utrzymuje wysoką formę i przypieczętowuje swój pierwszy i – jak się później okazało – jedyny mistrzowski tytuł. Nad bazą rajdu w Chester po raz pierwszy od trzech dni pojawia się słońce, ale do Colina wciąż nie dociera to, co osiągnął. W tym roku mijają dwie dekady od tych wydarzeń. Niestety od długich ośmiu lat nie ma z nami słynnego Szkota, jednak zarówno tytuł z 1995 roku, jak i pozostałe emocjonujące starty McRae pozostaną niezapomniane. Karierę Colina świetnie podsumowuje zdanie z jego biografii: „W rajdach nigdy nie można mówić, że coś jest czystą formalnością”.

 

Artykuł pochodzi z 171 numeru Magazynu Rajdowego WRC, którego możecie już kupić w kioskach!

12241548_1062980150389586_6617989061267120820_n

Przeczytaj również