Dziewięciokrotny rajdowy mistrz świata praktycznie przez całą swoją karierę jest związany z grupą PSA. Problem w tym, że w 2019 r. ani Citroen, ani Peugeot może nie mieć dla Alzatczyka żadnego fabrycznego programu w liczących się mistrzostwach. Teoretycznie opcją byłoby obsadzenie 44-latka w trzecim Citroenie C3 WRC, ale przed taką ewentualnością w kontrakcie prawdopodobnie zabezpieczył się Sebastien Ogier. Ponadto Citroen wystawi prawdopodobnie tylko 2 samochody w pełnym sezonie, a już wcześniej zaznaczał, że jedynie częściowy program startów dla Loeba nie wchodzi w rachubę.
Oczywiście, Loeb wielokrotnie deklarował, że już nie wróci na pełen etat do WRC (teraz kalendarz imprez jeszcze bardziej się rozrósł, a na tym nie koniec). Teraz może mieć jednak nie aż tak dużo do powiedzenia. Francuz jest bowiem związany nie tylko z PSA, ale i z Red Bullem, którego barwy pojawiają się na wszystkich wyczynowych samochodach rekordzisty Rajdowych Mistrzostw Świata. Na podstawie tego pojawiły się plotki o tym, że to teraz Red Bull wybierze Loebowi program startów i miałoby to być WRC z zespołem M-Sport Ford World Rally Team.
Taka historia brzmi na szaloną, ale w obliczu zobowiązań kontraktowych wobec partnerów (tego kto wykłada duże pieniądze), wszystko jest możliwe. Taki ruch byłby wielkim ratunkiem dla M-Sportu, który potrzebuje funduszy na utrzymanie się w mistrzostwach świata. Ciężko jednak uwierzyć w wizję przyjścia Loeba do ekipy z teoretycznie najsłabszym samochodem, choć środki zaoszczędzone z World RX – Red Bull mógłby przeznaczyć na rozwój Forda Fiesty WRC. Tego jednak nie zrobi się od razu, więc Seb byłby narażony na rozmienienie swojej legendy na drobne, robiąc za drugoplanowego aktora tego spektaklu.
Wydaje się, że sponsor zwycięzcy 78 rund WRC raczej nie będzie chciał, aby Francuz zakończył karierę, ponieważ nadal jest atrakcyjny marketingowo. W obliczu tego, że ciężko teraz znaleźć atrakcyjną serię, w której Loeb mógłby się wykazać, opcja powrotu do WRC z M-Sportem, choć niewyobrażalna, nie może być wykluczona. Światem sportu nie rządzi bowiem sens, logika, a pieniądze. Te zaś są po stronie Red Bulla, tak samo jak Loeb. Nie można się przesadnie nastawiać na taki ruch, ale też ewentualnie dziwić, gdyby do niego jakimś pokrętnym trafem doszło.