Polskie rajdy mogłyby mieć się lepiej, gdyby ktoś wyciągnął wnioski z Verva Street Racing

Zbliżająca się 10. edycja Verva Street Racing uświadomiła mi, że w ostatniej dekadzie mało kto w środowisku rajdowym bądź wyścigowym odrobił ważną lekcję, którą zaserwowało największe motorsportowe show w Polsce.

Polskie rajdy mogłyby mieć się lepiej, gdyby ktoś wyciągnął wnioski z Verva Street Racing
Podaj dalej

Wiele osób tęskni za czasami, w których na rodzimych odcinkach specjalnych ustawiały się tłumy. Choć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się stało jest dość złożona, to właśnie Verva Street Racing pokazuje, czego ewidentnie brakuje. Mam na myśli wyjście do ludzi, bo skoro oni nie przychodzą do nas, to my powinniśmy przyjść do nich.

Sami z siebie nie przyjdą

Czasy się zmieniły. Dziś zawody są produktem rynkowym, którego bez przemyślanej strategii się nie sprzeda. Zawodnicy startujący w Polsce są anonimowi dla mas, a o dotarcie do mas w profesjonalnej dyscyplinie przecież chodzi. Fachowcy i mocno zaangażowani kibice zawsze stanowią mniejszość środowiska każdej dyscypliny sportu. Jeżeli mistrzostwa tworzy się jedynie dla zaspokojenia tej mniejszości, to tylko ją to przyciągnie. Wówczas nie ma sensu oczekiwać, aby wokół tego gromadziły się tłumy czy bajońskie sumy pieniędzy, którymi można by jeszcze bardziej uatrakcyjnić widowisko.

Pozyskanie szerokiego grona widzów (za czym idą ogromne pieniądze) jest w gruncie rzeczy proste. Dla tej grupy nie są ważne systemy liczenia punktów czy liczba kilometrów oesowych. Oni potrzebują efektownych igrzysk, w zasadzie wycinka tej dyscypliny, który powoduje podziw dla umiejętności zawodnika lub możliwości jego maszyny. Wystarczyłoby zaplanować regularne pokazy w dużych ośrodkach miejskich, aby przypadkowi ludzie zobaczyli efektowne boki, poczuli rajdowe paliwo, uzmysłowili sobie, co niezwykłego jest możliwe za kierownicą wyczynowego, efektownego auta. Trzeba by jednak wyciągnąć najbardziej efektowne maszyny, które zrobią duże zamieszanie. Choć nie mamy w Polsce nowy WRC, nawet R5-tki dałyby radę.

Dlatego też Verva Street Racing jako skupisko wielu dyscyplin sportów motorowych, powinna być tylko zwieńczeniem szeregu tego typu inicjatyw. PKN Orlen robi tu niezwykle ważną robotę pokazując wszystkim z bliska, jakie emocje mogą towarzyszyć przejazdowi bolidu F1, rajdówki z Dakaru, RSMP i wielu innych cudów na dwóch lub czterech kołach. Wyczynowy motorsport ma zresztą tyle fascynujących odmian, że z pewnością ciężko by było pokazać cały przekrój na jednej imprezie. Jeśli jednak ktoś obcy w temacie rajdów czy wyścigów (jak większość Polaków) miałby się nimi bądź aktywnościami Orlen Teamu zainteresować, to solidnym fundamentem do tego jest właśnie Verva Street Racing.

Skrywany potencjał

Profesjonalne sporty motorowe zdecydowanie za mało pokazują swoich walorów poza arenami rozgrywek. Być może to właśnie dlatego wielu młodych ludzi tak naprawdę pasjonuje się nielegalnymi, nocnymi wyścigami bądź ulicznym driftem. Te nieurastające do pięt wyczynowi popisy są jednak blisko nich, na wyciągnięcie ręki. Społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy, jaką petardą są prawdziwe rajdy czy wyścigi. Tylko skąd mają to wiedzieć? Żaden obraz nie odda tego, co można przeżyć na żywo.

Dlatego też uważam, że wielką sprawą dla popularności chociażby Rajdu Polski był przyjazd w czerwcu 2009 r. do Warszawy fabrycznego zespołu Citroena. Sebastien Loeb i Dani Sordo zrobili niezwykłe widowisko Citroenem C4 WRC na słynnej ulicy Karowej, co z pewnością przerosło wyobrażenia wielu oglądających. To oczywiście była drobna, ale ważna cegiełka w budowie grona entuzjastycznej publiki, która chętnie odwiedzała wtedy Mazury właśnie z okazji Rajdu Polski. Ci ludzie w naszym kraju są, ale trzeba im uświadomić, że mają po co lub dla kogo przyjeżdżać.

Sprawdzony schemat

Czy zwiększenie liczby show motorsportowych odniosłoby jakiś realny skutek? Jestem przekonany, że tak patrząc na przykład Chile, które od tego roku weszło do kalendarza WRC. Od 2000 r. chilijską federację wsparł czołowy producent olejów, wdrażając wiele pomysłów na rozwój i popularyzację rajdów w wówczas jeszcze 15-milionowym państwie. Poza krajowymi mistrzostwami, zaczęto organizować wiele ulicznych pokazów w centrach miast.

Dzięki wysiłkom promotora, na którego czele do dziś stoi Felipe Horta, rajdy stały się najpopularniejszym sportem motorowym w Chile. Towarzyszący eventowi entuzjazm był imponujący dla widzów na całym świecie. Cały ten schemat można by przenieść na nasz grunt. Wystarczyłoby, aby Polski Związek Motorowy nakłonił PKN Orlen lub ktoś z „dużych graczy” przejął inicjatywę promotorską. Te koszty nie powinny być przenoszone na prywatne zespoły czy zawodników.

Widząc, jaki prestiż w ciągu 10 lat zyskała Verva Street Racing, jestem pewien, że z solidnym partnerem by się udało. Chciałbym chociaż utwierdzać się w wierze, że nie będzie trzeba czekać kolejnej dekady, aby decydenci zdecydowali się na wykonanie takiego lub innego kroku dla autentycznego rozwoju polskich rajdów lub innych dyscyplin sportów motorowych w naszym kraju. Tymczasem pozostaje trochę powspominać, jak to kiedyś z frekwencją było lepiej, o czym przypomni poniższe nagranie.

Będziesz zbierać szczękę z podłogi, gdy zobaczysz ten przejazd Hołowczyca w aucie WRC. Nie chodzi nawet o jazdę

Przeczytaj również