Systemy samochodów lub zespołów klienckich z powodzeniem funkcjonują w wielu seriach sportów motorowych. Jednak w F1 producenci mogą dostarczać tylko silniki oraz powiązane z nimi systemy odzyskiwania energii z hamowania lub spalin (MGU-K/MGU-H). Szef Red Bulla chciałby sprzedawać ubiegłoroczne pojazdy innym ekipom.
Christan Horner dla „Autosportu”: Gdybym kierował mniejszym zespołem, to najszybszym i najbardziej opłacalnym sposobem na konkurencyjność byłaby raczej inżyniera wsteczna i kopiowanie zespołu dostawcy. Tak dzieje się w wielu przypadkach. Czemu zatem mielibyśmy nie sprzedawać im samochodów, którymi kończymy [sezon] w Abu Zabi? Niech je mają. […] Jednak jest paranoja na bycie konstruktorem.
Koniec z podziałem F1 na 3 ligi?
Utarło się, że samodzielna praca konstruktora to rzecz święta, o czym z dumą wielokrotnie mówiła szefowa najgorszego w stawce Williamsa. Jednak ostatnie lata pokazują, że jedynie Red Bull Racing jest w stanie wykonać dobrą pracę z aerodynamiką i zawieszeniem. Dzięki temu są w stanie napsuć krwi Mercedesowi i Ferrari oraz bić na głowę Renault, które dostarczało im kiedyś silniki (obecnie Honda).
Tymczasem obecnie w F1 mamy podział aż na 3 grupy zespołów ze względu na ich zróżnicowaną wydajność. W czołówce znajduje się Mercedes, Ferrari i Red Bull. W tzw. środku stawki znajdują się pozostałe ekipy… oprócz Williamsa. Ekipa z Grove wydrążyła ogromne dno, które stworzyło odrębny punkt odniesienia szybkości w królowej sportów motorowych.
Konstruuj, ale się ścigaj
Wydaje mi się, że bolidy klienckie umożliwiłyby innym ekipom szybsze gonienie czołówki, mając solidną bazę wyjściową do własnych prac rozwojowych. Oczywiście z własnej woli nadal można by było być Williamsem, ale możliwość zakupu Mercedesa z poprzedniego sezonu byłaby raczej na rękę wszystkim. Jeśli ktoś czułby się na siłach, powinien mieć prawo do tworzenia czegoś własnego. Tak jak robi to Red Bull w F1, czy M-Sport w WRC.
Firma Malcolma Wilsona nie jest zespołem fabrycznym, ale samodzielnie konstruuje samochody WRC we współpracy z Ford Performance. Kilka lat temu skorzystał na tym Robert Kubica, który zorganizował własny zespół w Rajdowych Mistrzostwach Świata. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że RK kupił wtedy bolid od Red Bulla. Efektem było kilka spektakularnych rezultatów na odcinkach specjalnych za kierownicą Forda Fiesty RS WRC.
Pieniądze na kryzys
Tutaj dochodzimy do kwestii finansowych, szczególnie ważnych w obliczu paraliżu przez pandemię koronawirusa. Zresztą, jeśli chcesz kogoś, do czegoś przekonać, warto mu wytłuścić przede wszystkim, ile na tym zarobi. Czołowe zespoły ryzykowałyby może i brak tak łatwej dominacji nad resztą. Jednak z drugiej strony ich ogromne wydatki na badania i rozwój (na poziomie nie osiągalnym dla reszty, co już je dyskwalifikuje) mogłyby się jakkolwiek zwrócić.
Budżety wielkich firm oraz ich wydatki na sport będą teraz dokładnie analizowane przez księgowych. Przedstawienie możliwości zdobycia przychodów mogą okazać się kluczowe w przekonaniu do przedłużenia finansowania zespołu wyścigowego. Przy okazji ekipy środka stawki lub „williamsy” nie musiałyby wydawać pieniędzy na prace, które raczej przyniosą mizerne efekty.
Weryfikacja kierowców
W sezonie 2021 istnieje szansa na to, aby Robert Kubica zdobył fotel kierowcy wyścigowego w zespole Alfa Romeo Racing Orlen. Z pewnością jazda czymś na bazie Mercedesa-AMG W11 lub Ferrari SF1000 byłaby czymś o wiele efektywniejszym niż pakiet, który można zbudować w Hinwil.
Samochody klienckie szybko mogłyby zweryfikować także wielu pay-driverów. Podobne osiągi mogłyby raz na zawsze rozstrzygnąć, czy Lance Stroll czy Nicholas Latifi mają wystarczające umiejętności, aby trzymać tempo rywali. Obecnie zbyt wiele wyników jest uzależnionych od sprzętu, a faktyczna ocena umiejętności kierowców niemożliwa.
Co na to najwięksi gracze?
Warto jednak zauważyć, kto z czołówki nawołuje do takiego ruchu. Kto wie, czy znany z wybitnej aerodynamiki Red Bull nie stworzyłby na bazie Mercedesa najlepszego samochodu w stawce? Wiele zależałoby od tego, czy producenci mogliby blokować udostępnianie konstrukcji wybranym ekipom.
Trzeba pamiętać, że dominacja jest bardzo wygodna dla Mercedesa i Ferrari. Jeśli wydające największą fortunę na F1 zespoły zaczną być ogrywane przez biedniejszych, ich przyszłość może być zagrożona. W teorii samochody klienckie przyniosłyby wiele korzyści, jednak to bardzo trudna partia szachów, w której łatwo o kosztowny błąd.