Na niespełna 2 miesiące przed planowanym terminem Rajdu Polski (26-28 czerwca) w końcu organizatorzy ogłosili, że runda Rajdowych Mistrzostw Europy zostanie rozegrana w innym terminie. Jednak w kalendarzu na stronie PZM, 77. Rajd Polski ma status „oczekuje na zmianę daty lub odwołanie”.
Co ciekawe, ten sam status ma odwołany na początku tego miesiąca Rajd Nadwiślański, który miał stanowić rundę Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski. To powinno dać wiele do myślenia. Niestety jest tyle przeciwności na drodze do rozegrania Rajdu Polski, że z pewnością organizator nawet nie szuka żadnego nowego terminu.
Dlaczego nie będzie Rajdu Polski?
PR-owy przekaz to typowa gra na czas i próba przedstawienia rzeczywistości w lepszym świetle niż ma to faktycznie miejsce. Komunikat został przygotowany wspólnie z promotorem ERC, w którego interesie leży nieodwołanie żadnej z imprez. W końcu każda z nich to niemały zastrzyk finansowy dla Eurosport Events.
Problem w tym, że Polska nie jest i nie będzie w tym roku krajem, w którym będzie klimat do organizacji tak dużych imprez jak Rajd Polski. Mocno wierzę w to, że PZM zrobi, co tylko się da, aby uniknąć poniesienia kosztów przeprowadzenia rundy ERC, która obecnie ma mizerne perspektywy budżetowe. Zwłaszcza, że od lat PZM nie jest w stanie nikogo namówić na sponsoring tytularny.
Nie ma dla kogo robić
W mojej ocenie, dopóki nie zapanuje powszechna stabilizacja i kontrola nad pandemią koronawirusa, to racji bytu nie ma nawet cały sezon Rajdowych Mistrzostw Europy. Wszystko przez to, że nie ma wielkiej presji biznesowej w postaci ryzyka strat z praw telewizyjnych czy gigantycznych kontraktów sponsorskich. W samej stawce nie ma jednocześnie poważnych płatników, dla których warto byłoby zrobić wszystko, aby rajd się odbył.
O kim mowa? Oczywiście o zespołach fabrycznych, od których organizatorzy doją nieporównywalnie większe pieniądze niż od prywaciarzy. Kłopot w tym, że w ERC startują dziś tylko ci drudzy. Zresztą nie jest pewne, ilu ich faktycznie, mogłoby stanąć na starcie. W obliczu zachwiania gospodarczego dla wielu sponsorów ostatnią rzeczą, na którą mieliby wydawać pieniądze są właśnie rajdy.
Oczywiście spora część zawodników jest w stanie startować z własnych środków, ale zazwyczaj dotyczy to trzecioplanowych ról w serialu. Oczywiście są wyjątki, jak Łukasz Habaj, który przez połowę minionego sezonu był liderem cyklu. Obecnie postanowił jednak zamienić fotel rajdowy na fotel prezesa eSky, które stoi przed wieloma trudnościami, podobnie jak cała branża turystyczna czy lotnicza.
Dlatego też szansę na rajdy z prawdziwego zdarzenia ma w zasadzie tylko WRC. W Rajdowych Mistrzostwach Świata fortunę tłoczy przede wszystkim Toyota i Hyundai, choć rozegranie jakiejkolwiek rundy to dziś spora loteria. Nikt bowiem nie wie, jakie obostrzenia będą dotyczyć poszczególnych krajów. Na razie Polskę wyklucza chociażby fakt zamknięcia granic i obowiązkowej kwarantanny dla przyjezdnych.
Nie ma komu podłożyć głowy
W Polsce istnieje też problem wzięcia odpowiedzialności. Zamknięcie dróg, przeprowadzenie imprezy masowej wymaga wskazania, kto ma beknąć, gdyby coś poszło nie tak. Wątpliwe, aby burmistrz Mikołajek czy też władze okolicznych gmin chciały ściągnięcia na tydzień międzynarodowej mieszanki ludności, wywołując tym samym panikę w lokalnej społeczności.
Przeprowadzenie dużego rajdu to także dziś logistyczne science fiction. Kto ma bowiem zabezpieczać trasę? Safety z łapanki to najczęściej powód do śmieszno-strasznej beki w internecie niż do zapewnienia bezpieczeństwa. Poza tym czy przeprowadzenie imprezy wesprze straż pożarna, policja? Czy będzie sposobność do zapewnienia odpowiedniej liczby karetek, służb medycznych? Dla mnie to pytanie retoryczne.
Życzyłbym sobie, aby na przekór temu czarnowidztwu Rajd Polski się jednak odbył. Widząc szereg przeciwności na jego horyzoncie, wierzę w to, że prędzej w tym roku będę mógł pójść do fryzjera, niż podziwiać czołówkę ERC w okolicach Mikołajek.