Rajdowi „eksperci” w Polsce nie mają pojęcia o rajdach? Im dłuższy komentarz, tym więcej bzdur…

Malkontent, według definicji człowiek niezadowolony ze wszystkiego, doszukujący się wad we wszystkim i wszystkich. To dziwne. Mam takie nieodparte wrażenie, że ta definicja bardziej pasowałaby do rajdowych „ekspertów” w naszym kraju. Zresztą, po zakończonym w niedzielę Rajdzie Świdnickim ta definicja powinna trafić na stałe do słowników. Mam wrażenie, że niektórzy czekali od pół roku tylko na to, aby napisać swój cenny komentarz i… znów sobie trochę ponarzekać.

Rajdowi „eksperci” w Polsce nie mają pojęcia o rajdach? Im dłuższy komentarz, tym więcej bzdur…
Podaj dalej

Przykład użycia słowa malkontent? Nie trzeba daleko szukać

Wyjaśniliśmy sobie już definicję słowa malkontent. Jeśli ktoś jej nie rozumie – chociaż w zasadzie jest bardzo prosta – trzeba by poszukać jakichś przykładów. Chociaż wyrażenie „trzeba by poszukać” sugeruje, że to może być jakieś wyzwanie. W tym konkretnym wypadku wyszukanie przykładów zajęłoby co najwyżej 30 sekund. Wystarczy poczytać sobie komentarze pod informacjami z Rajdu Świdnickiego. Ewentualnie przewinąć tablicę w dół. Gwarantuję wam, że znalezienie przykładu nie zajmie więcej, niż jakichś… 2 minut.

rajd świdnicki rsmp mistrzostwa polski rajdy motorsport

Co do zasady, sam lubię sobie czasami ponarzekać. Ale umówmy się – kto nie lubi? To jest jedna z naszych polskich cech. Lubimy ponarzekać i dać wyraz tego, że coś nam się nie podoba. A jeśli w takim narzekaniu jest jeszcze nutka kontrowersji, to możemy liczyć na kilka dodatkowych lajków. Nic tak nie pobudza opinii publicznej, jak kontrowersje. Szybko pojawią się ci, którzy muszą dorzucić swoich kilka groszy, siląc się na jakiś oryginalny i w zamyśle autora śmieszny, ironiczny komentarz.

I tak przeglądając sobie polskiego rajdowego Facebooka po Rajdzie Świdnickim można było dojść do wniosku, że większość naszych domorosłych rajdowych „ekspertów” tak naprawdę nie ma pojęcia o rajdach. Bo rajd był zły, start był zły, odcinki były złe, auta były złe, tych za mało, tych za dużo, załogi słabe, te za wolne, te za często wygrywają, ten był zbyt szybki i nie było walki, tamten był za wolny, inny jeszcze w ogóle nie potrafi jeździć. A tak w ogóle, to co to w ogóle za rajd? Auta złe, zawodnicy źli, oesy złe, tory złe i szyny też były złe.

rajd świdnicki rsmp mistrzostwa polski rajdy motorsport

Oświecenie

Mam wrażenie, że niektórzy czekali od grudniowego Rajdu Barbórka tylko po to, żeby móc sobie znowu trochę ponarzekać na polskie rajdowe podwórko. Umówmy się – przyjęło się, że narzekanie na polskie rajdy jest fajne, więc po co zmieniać nurt rzeki? Niektórzy czekali pół roku, aż do Rajdu Świdnickiego, tylko po to, aby podzielić się ze światem swoją jak zwykle trafną, celną opinią z nutką wymuskanej ironii. Atakować można było przez kilka tygodni – od publikacji map, przez publikację listy zgłoszeń aż po sam rajd. Wszyscy poczuli nieokiełznaną chęć wbicia szpilki, więc na „tablicy” pojawiło się kilkanaście „śmieszkowych” elaboratów o tym, co się komu nie podobało i gdzie jest lepiej. To znaczy… o tym, że nie podobało im się wszystko i że wszędzie jest lepiej… i że w ogóle to jest bez sensu. Wszystko.

Rozumiem, że wiele osób zostało nagle oświeconych. Nagle, w przedostatni weekend kwietnia wydarzył się cud. Rajdowi „eksperci” nie dowierzali własnym oczom. Pojechali do Świdnicy oczekując drugiego Rally Legend i zdziwili się, że wyglądało to trochę inaczej. Proszę mi wybaczyć, ale RSMP nie zmieniło się przez te kilka miesięcy, więc skąd to zdziwienie? Każdy, kto zna się chociażby odrobinę na polskich rajdach, nie mógł oczekiwać na Dolnym Śląsku niczego innego. Przecież to nie jest tak, że jeszcze w sezonie 2022 przy oesach można było oglądać coś diametralnie innego. Poziom się nie zmienił – wszystko było tak, jak zawsze.

Czego oczekiwaliście?

Zastanawiam się trochę, jakie były oczekiwania tych osób? Każdy znał listę zgłoszeń, znał harmonogram odcinków specjalnych, wiedział jakie będą samochody. A nagle zapanowało wszechobecne zdziwienie. Jeśli ktoś spodziewał się tego, że zobaczy w Świdnicy cokolwiek innego, to znaczy, że nie ma pojęcia o rajdach. Wszyscy ci „eksperci” wylewający teraz pomyje na zawodników, organizatora i wszystko inne, sami udowadniają – i to publicznie – że nie do końca znają się na rajdach. Że nie do końca znają ich realia. Jak już przed momentem wspomniałem – nie można było oczekiwać niczego innego. Nie było ku temu absolutnie żadnych przesłanek. Było dokładnie tak, jak miało być. A jeśli kogoś taki stan rzeczy zaskoczył, to niech zada sobie pytanie – dlaczego? Czego oczekiwał?

rajd świdnicki rsmp mistrzostwa polski rajdy motorsport

Lista zgłoszeń i harmonogram odcinków były bardzo dobrze znane. Jeśli ktoś miał jakieś zastrzeżenia i wiedział, że nie będzie na co popatrzeć, to przecież były alternatywy. W Czechach odbywał się Rallye Sumava Klatovy – druga runda mistrzostw kraju. Niedaleko, bo w Chorwacji, w okolicach Zagrzebia, odbywała się czwarta runda Rajdowych Mistrzostw Świata – Rajd Chorwacji. Jeśli ktoś oczekiwał w Świdnicy poziomu WRC, to znaczy, że oderwał się od rzeczywistości. Jak ktoś chciał oglądać WRC, to trzeba było jechać do Chorwacji na WRC, nie rozumiem tego oburzenia. Jak chciał oglądać wspaniały poziom rajdów we wspaniałych Czechach, to trzeba było jechać do Czech, na Sumavę. Przecież nikt nikomu tego nie zabraniał. Nikt nie zmuszał do tego, aby przyjechać do Świdnicy, zamiast pojechać do Zagrzebia. Ale do Świdnicy było bliżej… i można było sobie więcej ponarzekać. To wygodne.

Poziom był… przynajmniej zadowalający

Tak się jakoś złożyło, że w trakcie minionych trzech sezonów miałem przyjemność pojawić się na większości rund mistrzostw Polski. Jeśli nie ze względu na obowiązki, to po prostu – w roli kibica. I daleko jest mi do stwierdzenia, że Rajd Świdnicki był rozczarowaniem. Po pierwsze, wybierając się na rundę RSMP, bardzo dobrze wiem czego mogę się spodziewać. To, że jedna załoga jedzie trochę szybciej, a druga trochę wolniej, nie powinno być żadnym zaskoczeniem dla każdego, kto chociaż trochę interesuje się rajdami na krajowym podwórku.

Sam poziom rywalizacji też stał na zadowalającym poziomie. Były w ostatnich trzech latach rajdy bardziej zacięte, ale były też o wiele nudniejsze – nie oszukujmy się. Przez większość rajdu prawdziwą gratką była walka załóg Grzegorz Grzyb / Adam Binięda oraz Sylwester Płachytka / Jakub Gerber. Do pewnego momentu różnica wynosiła kilka sekund i raz szala przechylała się w stronę jednego duetu, raz w stronę drugiego. Nie twierdzę, że można było stać z telefonem w ręku i z nerwów rwać włosy z głowy w oczekiwaniu na kolejne międzyczasy. Ale naprawdę, można było się w tę walkę wkręcić.

Dalej też było bardzo ciekawie, bo niedzielnego poranka walkę o podium rozpoczęło czterech kierowców – Martins Sesks, Łukasz Byśkiniewicz, Dariusz Poloński oraz Jarosław Szeja. Ten ostatni odrabiał straty poniesione pierwszego dnia po przebiciu opony. Potrafił wygrywać nawet odcinki – podobnie jak Byśkiniewicz. Poloński co prawda ze względu na awarię odpadł z rywalizacji, ale walka o trzeci stopień podium też mogła się podobać. Koniec końców zwycięsko wyszedł z niej Sesks.

Powiew rajdowego „flat out”

Sam Sesks zresztą był jedną z gwiazd tego rajdu. Łotysz w nieco słabszym samochodzie kategorii R4 jak równy z równym walczył z czołówką RSMP. Oczywiście tak czy inaczej tracąc tu i ówdzie cenny czas ze względu na ograniczenia sprzętowe. Nie powinno to nikogo dziwić, biorąc pod uwagę jak ogromnym talentem jest Sesks i jakie ma na swoim koncie osiągnięcia z przeszłości. Jeśli kogoś zaskoczyło jego tempo, to znaczy, że nie ma pojęcia o rajdach.

rajd świdnicki rsmp mistrzostwa polski rajdy motorsport

Zresztą takich bardzo jasno świecących gwiazd podczas tego weekendu było jeszcze kilka. W jednym szeregu z niezwykle agresywnie i dynamicznie jadącym Sesksem wymieniłbym jeszcze Piotra Parysa, który jechał z Damianem Sytym oraz Jacka Sobczaka, który pokonywał oesy z Mateuszem Pawłowskim. Parys notorycznie pokazywał, do czego jest zdolna konstrukcja Fiesty Rally3, wyciskając ze swojego samochodu siódme poty. Sobczak z kolei prezentował kibicom w jaki sposób po odcinkach specjalnych powozi się rajdowe Porsche. Nie po raz pierwszy jestem zresztą zachwycony tym, w jaki sposób Sobczak pokonuje oesy.

Krótko mówiąc – naprawdę było na co i na kogo popatrzeć. Jeśli ktoś spodziewał się w Świdnicy poziomu WRC, czy chociażby mistrzostw Czech, to nie za bardzo jest o czym z taką osobą rozmawiać. Jeśli natomiast ktoś orientuje się w realiach mistrzostw Polski, to nic go w miniony weekend zaskoczyć nie mogło. Ba – mógł – podobnie zresztą jak ja – opuszczać Świdnicę z poczuciem, że obejrzał naprawdę fajne i ciekawe zawody.

Runda druga

Ale hej, spokojnie. Za kilka tygodni odbędzie się Rajd Polski. Rajdowi malkontenci znów będą mieli na co ponarzekać. Tym razem powodów do narzekania będzie nawet więcej, bo przecież czołówka RSMP będzie się prezentować na tle czołówki mistrzostw Europy, a może nawet gości z WRC. Ciekawe, czy nasi rajdowi „eksperci” mają już przygotowany zestaw śmiesznych komentarzy na tę okazję? Zastanawiam się tylko na ile sposobów można chcieć przekazać, że czołówka ERC jest szybsza od czołówki RSMP? I czy kogokolwiek taki stan rzeczy w ogóle dziwi? Koniec końców, rajdowy „ekspercie”, zadaj sobie pytanie. Po co jeździsz na te rajdy? Tylko po to, żeby potem kolejny raz powiedzieć, że jest do bani?

Przeczytaj również