Kierowcy są napiętnowani? Politycy boją się ich jak ognia

Grad, wrzody, szarańcza, pomór bydła i kierowcy samochodów – tak pewnie brzmiałyby plagi egipskie, gdyby biblijną Księgę Wyjścia napisano wczoraj. Wszyscy widzimy, że zmotoryzowana część społeczeństwa ostatnimi czasy jest na cenzurowanym. Mówi się, że kierowcy zatruwają środowisko i jest w tym niestety sporo prawdy. Ale politycy nie do końca chcą to zmieniać. A może jednak powinni?

Kierowcy są napiętnowani? Politycy boją się ich jak ognia
Podaj dalej

Kiedy woda w Bałtyku osiąga 24 stopnie, to wiedz, że coś się dzieje. Globalne ocieplenie to nie mrzonka! Ekolodzy z WWF alarmują, że jeśli nie powstrzymamy postępujących zmian klimatu, to za 30 lat światowe metropolie zostaną spustoszone przez gwałtowne sztormy.

A jaki w tym wszystkim związek z motoryzacją? Otóż zdaniem Parlamentu Europejskiego transport (szczególnie drogowy) odpowiada za aż (a może tylko?) 30 proc. emisji dwutlenku węgla do atmosfery.

Wszystko fajnie, ale Parlament Europejski zasiada w Brukseli, a tutaj jest Polska. A w kraju nad Wisłą kierowcy być może są krytykowani przez aktywistów, ale politycy wolą raczej umywać ręce. Dla nich jest to zbyt ryzykowne, bo niby jak mogliby odbierać rodakom to, o czym ci jeszcze niedawno mogli tylko pomarzyć? Chodzi oczywiście o samochody. Łatwo dostępne i przystępne na każdą kieszeń.

Warszawa nie chce podpadać kierowcom

W ubiegłym tygodniu prezydent stolicy Rafał Trzaskowski przedstawił założenia do strategii adaptacji do zmian klimatu. To dokument, który precyzuje, w jaki sposób Warszawa ma zamiar walczyć o środowisko.

– Rozwiniemy system retencji wód opadowych (…) Będziemy instalować panele fotowoltaiczne na dachach miejskich budynków (…) Zmniejszymy również emisję CO2 i problem smogu, rozwijając miejską sieć ciepłowniczą i gazową – wymieniał na briefingu prasowym Rafał Trzaskowski.

W odniesieniu do transportu, prezydent Warszawy wspomniał tylko, że jego priorytetem jest rozwój komunikacji publicznej w taki sposób, aby do 2022 r. korzystało z niej 60 proc. warszawiaków.

Ograniczanie kierowców jest zbyt radykalne

Fot. UM Warszawa

W słowach Rafała Trzaskowskiego nie padło natomiast nic o ograniczaniu indywidualnego transportu samochodowego. Chociaż władze lokalne mają dzisiaj narzędzia, aby zakazywać  samochodom wjazdu do ścisłych centrów miast, to prezydent już wcześniej zapowiedział w rozmowie z TVN24, że nie planuje takich działań wobec kierowców.

– Nie pracujemy nad ograniczeniem ruchu w centrum, bo to są rozwiązania bardzo radykalne i najpierw trzeba porozmawiać z warszawiakami, przeprowadzić szerokie konsultacje – powiedział Trzaskowski.

Łatwo przewidzieć, jak tego typu konsultacje by się skończyły. Polacy nie wyobrażają sobie dzisiaj życia bez samochodów, a warszawiacy w szczególności. Wystarczy wspomnieć, ze w pierwszej połowie 2019 r. jako kraj zarejestrowaliśmy aż 900 tys. pojazdów, przy czym rekord padł właśnie w stolicy, gdzie dokonano blisko 62 tys. rejestracji (dane z raportu CEPiK).

Warszawiacy każdego miesiąca rejestrowali ponad 10 tys. pojazdów! Dużą część z nich stanowiły samochody firmowe.

Widać więc, że kierowcy to dość liczna i znacząca grupa społeczna, z którą nie warto zadzierać.

Kraków próbował być w awangardzie

Na drugim miejscu wśród liczby rejestracji jest Kraków. W pierwszej połowie 2019 r. odnotowano w tym mieście ponad 22 tys. zarejestrowanych pojazdów.

Akurat Kraków od dłuższego czasu mówi, że ma zamiar zwalczać ruch samochodowy w mieście. Władze stolicy Małopolski wprowadziły m.in. odcinkowy pomiar spalin, który mierzy na ulicach poziom szkodliwych substancji emitowanych przez przejeżdżające samochody.

Innym rozwiązaniem w tym mieście jest podwyżka opłat za parkowanie, które mają wzrosnąć od przyszłego roku.

Ale symbolem bezradności urzędników stała się strefa czystego transportu, którą Kraków, jako pierwszy w Polsce, wprowadził na początku tego roku w dzielnicy Kazimierz.

Strefa zakazywała ruchu samochodowego, nie licząc kilku wyjątków, jak pojazdy zeroemisyjne. Pomysł został jednak szybko oprotestowany przez kierowców, w tym także przedsiębiorców, którzy doprowadzili do zwołania nadzwyczajnej sesji rady miasta. Po dwóch miesiącach funkcjonowania strefy, radni postanowili poluzować jej przepisy do tego stopnia, że ta de facto przestała funkcjonować.

– Wstyd dziś mówić, że Kraków ma strefę czystego transportu, bo realnie jej nie ma – mówił po sesji rady miasta Łukasz Franek, dyrektor Zarządu Transportu Publicznego w Krakowie.

Solidaryzować się czy nie?

Powyżej pokazałem przykłady działań władz lokalnych, ale nie oznacza to, że na poziomie centralnym jest inaczej.

Wystarczy wspomnieć o decyzji rządu, który z ustawy o elektromobilności wykreślił zapis stanowiący o tym, że miasta będą pobierać opłaty za wjazd samochodów spalinowych do wspomnianych stref czystego transportu.

A pamiętacie, że posłowie odrzucili też projekt surowych kar za wycinanie filtrów DPF?

Władza boi się kierowców, bo to oni stanowią większość elektoratu. Uważam jednak, że niektóre ograniczenia w stosunku do „zmotoryzowanych” mogłyby akurat wyjść nam wszystkim na dobre. Bo ile razy widzieliście przysłowiowego „Janusza w Passacie”, który wciska się autem na chodnik pod samo wejście do sklepu, ponieważ nie chce mu się przejść dodatkowych 20 metrów od parkingu?

Motoryzacji zawsze będę bronił jak dzik, ale kierowców – niekoniecznie. Taki to paradoks, że nie wszyscy na to zasługują.

Miasta przyjazne kierowcom, czyli ranking, którym samorządy nie chcą się chwalić

Przeczytaj również