Zacznijmy od sytuacji, która prawdopodobnie wypaczyła wynik tej imprezy. Jest sobota, 30 czerwca, godzina 16:00, startuje OS 8 Chybie. Przed rozpoczęciem liderami są Mikołaj Marczyk i Szymon Gospodarczyk, jednak w walce o zwycięstwo wciąż znajdują się Tomasz Kasperczyk z Damianem Sytym oraz Jakub Brzeziński z Kamilem Kozdroniem. Większość rajdowej Polski w tym momencie szaleje na punkcie jazdy Marczyka. Młody talent jedzie po zwycięstwo, jest fantastyczny. Wszyscy już sprawdzają o której jest ceremonia mety. Wszak chcieliby zobaczyć ten wyjątkowy moment na żywo. Niestety, chyba nikt nie spodziewał się, że za kilka minut dojdzie do kilku tak kluczowych dla losów tego rajdu wydarzeń.
Marczyk nagle jedzie wolno. Kibice są załamani i powtarzają słowa „nie, nie, nie”. Wiadomo – Miko tego rajdu już na pewno nie wygra. Ale to nic. Jak się później okazało, to była tylko przygrywka do późniejszych wydarzeń. Niestety, wydarzeń, które nie miały zbyt wiele wspólnego z sportową walką w stylu fair play. Co gorsza, zawodnicy byli czyści, a losy zwycięstwa rozegrały się… no właśnie.
Sędzia faktu zgłasza, że załoga numer 3, a więc Tomasz Kasperczyk i Damian Syty dotyka szykany, za co ukarana jest karą w wysokości 10 sekund. Kara automatycznie uwzględniona jest w nieoficjalnych wynikach online, co mówi nam, że nowymi liderami są Jakub Brzeziński i Kamil Kozdroń. Ich przewaga oscyluje w granicach 10 sekund. Biorąc pod uwagę fakt, że do końca imprezy pozostaje tylko OS 9 Suszec Power Stage o długości 10,40 km, wiemy, że „Colin” pojedzie spokojnie, bo nic złego nie może mu się już stać. Tak też się dzieje. Jest godzina 17:45, startuje Power Stage. Brzeziński podkreśla, że nie chciał popełnić żadnego błędu i jechał spokojnie, po czym na metę wpada Kasperczyk. Jego strata wynosi tak 0,3 s, tak więc wszystko jest już jasne. Brzeziński i Kozdroń wygrywają Rajd Śląska!
Cytując „Fifiego” z kultowej sceny starej polskiej komedii „Czas surferów”: OTÓŻ KUR*A NIE! W pewnym momencie okazuje się, że pan sędzia faktu się pomylił. Tak. Pomylił się. Stojąc przy szykanie pomylił niebieską Fiestę R5 z ogromnym numerem 3 na szybie, z tą zielono-białą z numerem 4. Tak jest, nagle okazuje się, że pan się pomylił bo nagle na jego oczach pojawiło się 17 załóg pokonujących w tym samym czasie tę samą szykanę. Oczywiście ktoś wykazał się czujnością, bo widząc karę dla Kasperczyka zgłosił fakt, że to nie oni jej dotknęli. Nagle… Ot tak widzimy komunikat, że po wymianie MMS-ów (kto w dzisiejszych czasach komunikuje się za pomocą MMS-ów?) i rozmowie z sędzią faktu, po prostu sobie stwierdzono, że to nie numer 3 potrącił szykanę, tylko 4. Tak oto karę Kasperczyka anulowano i nadano ją Gabrysiowi.
Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że przy dokumencie mamy godzinę 19:00 (!!!). Przez prawie 3 godziny w wynikach mieliśmy przekłamanie. Jaki to ma wpływ na rezultat końcowy? Ogromny, a może nawet i jeszcze większy. Colin pewny zwycięstwa nie jechał przecież swojego maxa. Wiedział, że nie musi cisnąć, bo trzecie z rzędu zwycięstwo w ma w kieszeni. Można się w sumie domyślać, że Kasperczyk też nie pojechał wszystkiego, tylko chciał spokojnie dowieźć punkty za drugie miejsce. Na miłość boską, mamy XXI wiek. Czy o wynikach rundy krajowych mistrzostw w nowoczesnym, cywilizowanym kraju w samym środku Europy muszą decydować błędy sędziego? Od kiedy mówi się o kamerach w szykanach i innych tego typu miejscach, w których nadaje się kary? No od kiedy?! Od lat! W czasach, w których wszyscy mają telefony i wszędzie są kamery, o karach nadal decyduje sędzia i tak naprawdę nikt tego nie kontroluje. Jedna kamera, go-pro, cokolwiek. Rozstrzygnięcie takiej decyzji nie musi trwać 3 godziny. Naprawdę. Wystarczy 10 sekund sprawdzenia i wszyscy wszystko wiedzą od razu. A jak wszyscy wszystko wiedzą, to zawodnicy stają do walki, bo przecież dzieli ich tylko 0,5 s. Wtedy jadą wszystko co mogą, rozstrzygają to w sposób sportowy i kto wie. Może to będący aktualnie na fali Colin byłby zwycięzcą Rajdu Śląska? Z całą pewnością pojechałby szybciej, niż było to w rzeczywistości. Oczywiście nie mamy tutaj pretensji do Tomka Kasperczyka. Przecież on tutaj niczemu nie zawinił. To nie on się pomylił. Nagle Colin wjeżdża na metę na rynku w Żorach jako zwycięzca, po chwili zjeżdża z niej jako zdobywca drugiego miejsca. Bo ktoś tam się gdzieś pomylił i się mu o tym przypomniało po trzech godzinach, kiedy go zapytano, czy to na pewno było tak, a nie inaczej. Genialnie! Oscary rozdane.
No tak… i jeszcze ten kwiatek na ostatnim Suszcu. Puśćmy sobie ot tak Polońskiego pod Gabrysia, bo przecież może się nie zderzą – mam wrażenie, że według takiego klucza starter wypuścił do próby tego pierwszego kierowcę. Co to u licha jest za tłumaczenie, że zgubili sygnał z GPS? A co to w ogóle kogo obchodzi? Jakby się coś komuś stało i jakby rozbili auta warte grube, grube pieniądze, to też im powiecie: sorry, ale nie było cię widać na GPS-ie? Co za farsa! Widzieliśmy, że jeden z sędziów pełniących prawdopodobnie dosyć istotną rolę oglądał sobie w tym czasie mecz, na szczęście to nie był ten sędzia. Ten meczu nie oglądał, ale puścił Polońskiego prosto na Gabrysia, więc może akurat zastanawiał się kto z kim grał i jaki był wynik w tym Kazaniu, Soczi, czy innej Samarze. A wystarczyła przecież obserwacja, chociażby podzielenie toru jazdy, a’la wyjazd z pitlane. Wystarczyło tak niewiele. Ale nie, puścimy, bo może w siebie nie uderzą i może nic się nie stanie. W takim razie może wpuśćmy do swoich domów kilku ludzi z bombami i zastanawiajmy się, czy nie wysadzą naszych żon, matek, czy dzieci. Puśćmy kogoś na bungee bez sprawdzenia czy w ogóle ma linę – może nic się nie stanie. Dziękujmy bogu, że cała sytuacja zakończyła się tak, jak się zakończyła. Nie zmienia to faktu, że zagraniczne portale znów sobie drwią z polskich rajdów. Róbmy takie rzeczy, a na pewno będziemy mieć opinię profesjonalistów zasługujących na rundę WRC. Czy Polski wypadł z kalendarza przez kibiców? Oczywiście, że nie, ale ktoś za granicą tak powiedział i ludzie tam w to wierzą. Czy u nas co tydzień puszcza się jedną rajdówkę na drugą? Oczywiście, że nie, ale ktoś za granicą już to pokazał, a ludzie znów się śmieją i powtarzają, że rajdowo Polska to wciąż kraj trzeciego świata.