Tesla zawiodła… a może wymagamy czegoś nierealnego?
W kontekście rozwijania systemu jazdy autonomicznej, Tesla jest jednym z liderów rynku. Od lat otrzymujemy na ten temat różne informacje, analizy, czy nagrania. Temat z całą pewnością wzbudza kontrowersje – jak zresztą niemal każda nowinka technologiczna. Amerykański producent rozwija swój system FSD, czyli Full Self-Driving (możliwa jazda bez udziału kierowcy, ale pod nadzorem). System ten jest w stanie prowadzić samochód, podążać zjazdami, zmieniać pas ruchu, parkować i odnaleźć się w ruchu np. po mieście. Reaguje na znaki, dostosowuje prędkość, rozpoznaje też przeszkody. Właśnie ta ostatnia kwestia budzi spore kontrowersje.

W sieci są takie nagrania, na których Tesla tych przeszkód jednak nie rozpoznała. Niedawno na platformie X popularność zyskało nagranie, na którym samochód kilkukrotnie przejechał… manekina wielkości dziecka. Po raz kolejny podniesiono problem bezpieczeństwa a niektórzy byli wręcz przerażeni tym, co zobaczyli. Problem w tym, że test został przeprowadzony w nieco kontrowersyjny sposób. Teoretycznie samochód nie miał prawa zahamować w porę. Jednak z drugiej strony… są tutaj pewne kwestie, które wydają się niepokojące.
Bez szans na reakcję?
Na nagraniu widać, jak Tesla zbliża się do autobusu szkolnego. Następnie tuż przed samą maskę wyskakuje manekin wielkości dziecka. I powiedzmy sobie szczerze – żaden system świata nie jest w stanie na to zareagować. Jadąc z konkretną prędkością, nie ma szans, aby samochód wytracił prędkość i uniknął zderzenia. Nie chodzi tutaj nawet o system autonomicznej jazdy. To prawa fizyki i gdyby samochód prowadził kierowca, skończyłoby się dokładnie tak samo – potrąceniem. Ktoś mógłby powiedzieć, że test jest więc przeprowadzony pod konkretną tezę. Taką, że autopilot nie zadziała i potrąci manekina. Podkreślmy – w sytuacji, w której absolutnie żaden system ani żaden kierowca nie jest w stanie zareagować w porę – chociażby przez określoną drogę hamowania i brak czasu na reakcję.

Koneser Unii Europejskiej
Natomiast warto zwrócić uwagę na coś jeszcze. Autobus szkolny sygnalizuje bowiem, że należy się zatrzymać. Pojawia się tam sygnał świetlny i dwa znaki stopu. I samo to wydaje się niepokojące. Nie znamy konkretnych założeń testu, natomiast można się domyślić, że autopilot powinien rozpoznać sygnał i zatrzymać się. Być może w tym teście nie chodziło nawet o to, aby rozpędzony samochód wyhamował przed dzieckiem. Umówmy się – w sytuacji, w której nie było na to najmniejszych szans. Być może chodzi o to, że samochód nie rozpoznał dwóch znaków stop przy autobusie. Cały test jest dosyć kontrowersyjny. Kończy się w sposób, który jest niepokojący. Powstaje pytanie, na ile jest on miarodajny? Ludzie podnoszą temat oznaczenia autobusu i samego sposobu jego zatrzymania. Czy znak stopu ma odpowiednie wymiary i jest rozpoznawalny dla samochodu? A może system jest w stanie odróżnić człowieka od manekina? Dla wielu komentujących to nie samochód w tej sytuacji zawinił, a sama forma testu.
Zdjęcie główne: X / Koneser Unii Europejskiej