Na przestrzeni lat społeczność rajdowa utraciła wiele wspaniałych osób. Wszak rajdy samochodowe, jak każdy sport motorowy, niesie ze sobą ryzyko. Co prawda, technologie zapewniające bezpieczeństwo wydają się tak zaawansowane, że w wyczynowym samochodzie z WRC trudno zrobić sobie krzywdę.
Jednak nawet najświeższa historia pokazuje, że mimo innowacji, w tym sporcie wciąż można stracić życie. Fani rajdów WRC we Wszystkich Świętych mają kogo wspominać spośród tych, którzy odeszli przedwcześnie. W wybranej piątce głośnych nazwisk są też tacy, którzy mimo narażania się na oesach, życie stracili daleko poza nimi.
1. Craig Breen [1990-2023]
Współczesne samochody rajdowe tylko z pozoru wydają się nie mieć słabych punktów. Hybrydowe konstrukcje Rally1 mają tak zabezpieczone kabiny, że można spaść w przepaść, a po twardym lądowaniu tylko się otrzepać. Jednak 13 kwietnia 2023 r. w chorwackiej wsi Lobor doszło do wypadku, który nie było spektakularny, ale mimo to zabrał życie uwielbianego kierowcy w WRC.
Na testach przed Rajdem Chorwacji, Hyundai i20 N Rally1 zsunął się z drogi i przy względnie niedużej prędkości uderzył w drewniane ogrodzenie. Niestety jedna z bel przedostała się przez szybę, trafiając prosto w Craiga Breena. Mimo szeregu zabezpieczeń, 33-letni Irlandczyk zginął na miejscu. Jego śmierć była totalnym szokiem, ale i lekcją, że nawet przy obecnych osiągnięciach w zakresie bezpieczeństwa, wciąż istnieje ryzyko nawet utraty życia.
Craig wywodził się z rajdowej rodziny, bowiem tata Ray Breen w 2005 r. był mistrzem Irlandii. W wieku 19 lat wygrał Ford Fiesta Sporting Trophy rozgrywanego w ramach WRC. Kolejne sukcesy przychodziły lawinowo. Zwycięstwo w rundzie WRC Academy w Niemczech, triumf w Rajdzie Monte Carlo w kategorii S-WRC, ale w czerwcu 2012 r. miał wypadek w Rajdzie Targa Florio, w którym zginął jego pilot Garth Roberts. Udało mu się z tego otrząsnąć i w 2013 r. na mistrzostwa Europy zakontraktował go Peugeot. Tytułu nigdy nie zdobył, ale jego potencjał otworzył mu drogę do fotela fabrycznego kierowcy Citroena w kategorii WRC.
W trzecim starcie za kierownicą DS3 WRC sięgnął po podium w Rajdzie Finlandii 2016, ale na kolejne podium kazał czekać do Szwecji 2018. Wiedząc, że nie ma kontraktu na kolejny sezon, zalany łzami udzielał wywiadu po ostatnim oesie Rajdu Australii. Podkreślił wtedy, że przeszedł piekło (śmierć pilota) na drodze do WRC, ale wróci. Tak też się stało, jeździł dla Hyundaia i M-Sport Forda, ale upragnionego zwycięstwa nigdy już nie zdobył. W ostatnim występie za kółkiem Hyundaia i20 N Rally1 przez pół rajdu był liderem Rajdu Szwecji, ale musiał uznać wyższość Otta Tanaka.
2. Colin McRae [1968-2007]
Uważano, że jest zero jedynkowy, czyli albo wygra, albo efektownie się rozbije. Jednak to właśnie taka postawa sprawiła, że Colin McRae wyniósł rajdy samochodowe na niezwykły poziom popularności. W 1995 r. został najmłodszym rajdowym mistrzem świata w historii (wtedy 27 lat, rekord pobił dopiero w 2022 r. 23-letni Kalle Rovanpera – przyp. red.). Swoim stylem jazdy zachwycał już w latach 80′ w mistrzostwach Szkocji. Mówiono, że jeździ jak Ari Vatanen, który był zresztą jego idolem. W 1991 r. David Richards zatrudnił go do zespołu Subaru. Dwa tytuły z rzędu w Wielkiej Brytanii zapewniły mu przepustkę do Subaru World Rally Team. Pierwsze zwycięstwo przyszło w Rajdzie Nowej Zelandii, po czym szybko stał się czołową postacią WRC.
Po mistrzowskim sezonie 1995, kolejne 3 kończył na podium, ale tytułu nie zdobył. W 1999 r. przeniósł się do Forda, z którym wygrywał, ale bardziej był kojarzony z wypadkami. W końcu w 2001 r. stanął przed szansą wywalczenia drugiego mistrzostwa świata. Zadanie wydawało się proste, bo główny konkurent Tommi Makinen urwał koło już na OS2. Wystarczyło w zasadzie dojechać spokojnie do mety, ale w przypadku Colina McRae to nie było opcją. Po wygraniu trzech pierwszych oesów, zaliczył potężne dachowanie.
Ostatnie zwycięstwo w WRC odniósł w Rajdzie Safari 2002, a na kolejny rok przeniósł się do Citroena. Tam tworząc dream team był jednak w cieniu nie tylko Carlosa Sainza, ale i Sebastiena Loeba. Fotel stracił już po roku i nigdy nie powrócił na pełny etat do WRC. David Richards chciał uratować karierę Colina planując zatrudnić go do Subaru na sezon 2008. Niestety 15 września 2007 r. McRae rozbił się helikopterem, zabijając siebie oraz 3 inne osoby obecne na pokładzie (w tym własnego 5-letniego syna).
3. Richard Burns [1971-2005]
To kolejna osobistość WRC, która odeszła przedwcześnie nie na oesach, a poza nimi. Można powiedzieć, że był przeciwieństwem Colina McRae. Charakteryzowała go mądra i płynna jazda. To zresztą dało mu jedyny tytuł mistrza świata we wspominanym wyżej sezonie 2001, w którym wygrał tylko Rajd Nowej Zelandii. Wówczas fabryczny kierowca Subaru potrafił wywozić z wielu imprez bardzo cenne punkty. Nie pierwszy raz okazało się to skuteczne w mistrzostwach, bo w latach 1999-2000 kończył sezon WRC na drugim miejscu w klasyfikacji kierowców. Zanim trafił do Subaru, swoje pierwsze triumfy w globalnym czempionacie świętował z Mitsubishi wygrywając w 1998 r. w Kenii oraz w Wielkiej Brytanii.
Jedyny w historii rajdowy mistrz świata z Anglii przeniósł się na kolejny sezon do Peugeota. Choć za kierownicą 206 WRC nigdy nie wygrał, to jego metodyczny styl jazdy sprawił, że był w walce o tytuł w 2003 r. Jednak tego sezonu nie udało mu się już dokończyć z powodu kłopotów ze zdrowiem. W trakcie podroży na kończący rywalizację Rajd Wielkiej Brytanii, Burns zasłabł za kółkiem. Na szczęście razem z nim w aucie podróżował zespołowy kolega, Markko Martin, który zatrzymał pojazd. Niestety badania wykazały złośliwy nowotwór mózgu (gwiaździaka), co nagle przerwało jego rajdową karierę.
Dla kibiców była to wielka strata, ponieważ w 2004 r. Richard Burns miał wrócić do Subaru, tworząc super duet z Petterem Solbergiem (mistrz z 2003 r.). Ten scenariusz nigdy się nie zrealizował, ponieważ Anglik musiał poddawać się leczeniu. Jego stan zdrowia nawet zaczął się poprawiać. Do takiego stopnia, że zaczął być widziany publicznie. Jednak rak powrócił pod koniec 2005 r., a Richard zapadł w śpiączkę. Niestety odszedł 25 listopada 2005 r., czyli dokładnie w czwartą rocznicę zdobycia mistrzostwa świata. Jego śmierć była wielkim poruszeniem, a na pogrzebie przemawiał nawet gwiazdor Top Gear, Jeremy Clarkson.
4. Michael Park [1966-2005]
18 lat temu, podobnie jak dziś, każdy był przekonany, że samochody WRC są absolutnie bezpieczne. Nigdy wcześniej klatki bezpieczeństwa nie były tak rozbudowane jak wtedy. Mimo to, przed bólem związanym ze śmiercią Richarda Burnsa, światł musiał zmierzyć się z ostatnim jak do tej pory śmiertelnym wypadkiem członka załogi topowej kategorii w trakcie rundy WRC. Na 28. kilometrze 15 oesu Rajdu Wielkiej Brytanii drogę opuścił Peugeot 307 WRC Markko Martina. Estończyk stracił kontrolę nad autem i uderzył drzwiami pilota w drzewo. Niestety jego „umysłowy”, Michael Park zmarł na miejscu.
Popularny „Beef” był jednym z bardziej szanowanych osobistości rajdowego padoku. Z Markko Martinem jeździł od 2000 r., najpierw w Subaru, a od 2002 r. w Fordzie. Focusem WRC odnieśli 5 zwycięstw w mistrzostwach świata, co w 2004 r. pozwoliło na zdobycie 3. miejsca w punktacji sezonu. Obiecująca estońsko-brytyjska załoga dała się namówić na transfer do Peugeota od 2005 r. Choć nie udało się już nic więcej wygrać, to nie do końca udanym „wielorybem” zdobyli 4 podia w sezonie. Tuż przed wypadkiem w Wales Rally GB zajmowali 6. miejsce w klasyfikacji finałowej rundy sezonu.
Dalszą część niedzielnego etapu całkowicie odwołano. W tych tragicznych okolicznościach po pewne zwycięstwo zmierzał Sebastien Loeb, dla którego oznaczało to obronienie tytułu mistrza świata. Jednak Francuz nie chcąc świętować w obliczu takiej tragedii, celowo wjechał za wcześnie na punkt kontroli czasu w Cardiff. Kara 2 minut zepchnęła go na trzecią lokatę, a na podium z flagami opuszczonymi do połowy na najwyższym stopniu stali Petter Solberg i Phil Mills z Subaru. Zamiast szampana była minuta ciszy, a Norweg już nigdy więcej nie wygrał rundy WRC.
5. Henri Toivonen [1956-1986]
Za najbardziej szalone w historii WRC uznaje się czasy legendarnej grupy B. Absurdalnie mocne samochody były trudnymi do kontrolowania bestiami przy ówczesnej technologii zawieszeń, hamulców czy opon. Sytuacji nie ułatwiały tłumy kibiców na odcinkach specjalnych, którzy często uciekali z trasy w ostatniej chwili przed rozpędzonymi rajdówkami. Tragedia była kwestią czasu, a do jednej z najgłośniejszych doszło w Rajdzie Portugalii 1986. Wówczas Joaqin Santos próbując ominąć kibiców na drodze, stracił kontrolę nad Fordem RS200 i staranował tłum. Trzy osoby zginęły, a kilkanaście zostało rannych. Wszystkie zespoły fabryczne wycofały się z tamtego rajdu.
Wątpliwości nad grupą B narastały, zwłaszcza w obliczu planowanego przejścia w kolejnym roku na jeszcze mocniejszą grupę S. To szaleństwo powstrzymała kolejna, głośna śmierć. Tym razem fabrycznej załogi Lancii, Henriego Toivonena i Sergio Cresto. Fińsko-amerykański duet prowadził w Rajdzie Korsyki, ale na odcinku Campe Militarie Corte (58,14 km) doszło do wypadku. Auto momentalnie stanęło w ogniu, załoga spłonęła żywcem. W pobliżu nikogo wtedy nie było, a gdy służby dotarły na miejsce, zastali jedynie zwęgloną ramę. Rok wcześniej też na Korsyce zginął z kolei Attilio Bettega. Po zakończeniu sezonu uznano, że miarka się przebrała i FISA (protoplasta FIA) zakazała dalszym startów aut grupy B, likwidując także projekt grupy S.
Toivonen zginął w wieku zaledwie 29 lat i uważano go za jeden z największych rajdowych talentów. Jego ojciec, Pauli Toivonen był mistrzem Europy w 1968 r. (toczył pojedynki m.in. z Sobiesławem Zasadą). Henri Toivonen już w wieku 24 lat wygrał swoją pierwszą rundę WRC, brytyjski Lombard RAC Rally. Do 2008 r. był to rekord, który pobił dopiero Jari-Matti Latvala w Rajdzie Szwedzkim. Sukces powtórzył dopiero w 1985 r. B-grupową Lancią Delta S4, a kolejny sezon zaczął od triumfu w Monte Carlo. Choć licznik zwycięstw zatrzymał się na 3, to został legendą najbardziej szalonych czasów w historii WRC.