Czy Formuła 1 jest popularna w Stanach Zjednoczonych?
Bardzo trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że tak – Formuła 1 może się cieszyć popularnością w Stanach Zjednoczonych. Nie twierdzę, że jest to duża popularność – ale jakaś ona jest. Gdyby jej nie było, to w trakcie całego weekendu wyścigowego F1 w Teksasie w 2022 roku na trybunach nie zasiadłoby 440 tysięcy osób. F1 inwestuje w USA zbyt wiele pieniędzy, żeby to w jakimś stopniu się nie opłaciło. Królowa motorsportu zadbała o to, aby utkwić nieco mocniej w świadomości Amerykanów.
Przyczynił się do tego chociażby serial „Drive to survive” na Netfliksie. To potężne narzędzie – mam wrażenie, że czasami nie doceniamy tego jak potężne. Nie bez powodu produkuje się o tej F1 filmy, seriale – nie bez powodu na wyścigi zapraszane są największe gwiazdy – sportu, filmu, muzyki i nie tylko. No właśnie – same wyścigi. Bo przecież nie bez powodu F1 przyznała też Amerykanom organizację aż trzech rund w sezonie! Dlatego też dzisiejszy wyścig na Circuit of the Americas w Teksasie nie jest ani pierwszą, ani ostatnią rundą F1 w USA w tym sezonie.
Na początku maja Formuła 1 ścigała się w Miami. Na Miami International Autodrome – torze zbudowanym wokół przepięknego Hard Rock Stadium – zwyciężył Max Verstappen, przed Sergio Perezem i Fernando Alonso. Teraz jesteśmy w Teksasie, natomiast już w dniach 16-18 listopada F1 zawędruje do Las Vegas. Co prawda miasto ma swój prawdziwy tor wyścigowy – Las Vegas Motor Speedway – natomiast oczywiście F1 będzie ścigała się na torze ulicznym w centrum miasta. W tym na słynnym „Stripie”.
To fajne. Naprawdę!
I mnie osobiście naprawdę bardzo się to podoba! Wiem, jakie jest zdanie części tych ortodoksyjnych fanów F1. Im ta amerykanizacja serii się nie podoba. Oni zamiast Miami i Las Vegas woleliby Hockenheim i Mugello. Albo Stambuł i Algarve. Okej – nie mam nic do Hockenheim, ani Algarve. Mugello uwielbiam. Natomiast nie mam nic przeciwko Miami i Las Vegas. Ba – na to Las Vegas to szczerze mówiąc czekam bardziej, niż na jakikolwiek inny wyścig w tym sezonie. Jestem zafascynowany tym pomysłem, ideą. Nie odpuszczę żadnej sesji w trakcie tego weekendu wyścigowego – a w przypadku innych wyścigów coraz częściej mi się to zdarza.
Ale czy Amerykanom też się to podoba? Czy oni w ogóle interesują się tą F1? Ustaliliśmy już, że tak. Jest jakieś zainteresowanie. Natomiast umówmy się i postawmy tę sprawę jasno – Formuła 1 nie była, nie jest i nigdy nie będzie najpopularniejszą serią wyścigową w Stanach Zjednoczonych. Więc my, Europejczycy, możemy się tym zachwycać i dyskutować całymi dniami. Możemy rozważać, czy te wyścigi w USA są dobre i potrzebne, czy nie. A oni traktują to jako pewnego rodzaju dodatek.
Tak, w 2022 roku podczas całego weekendu wyścigowego F1 na torze w Teksasie było łącznie 440 tysięcy kibiców. Był to jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy wynik w całym sezonie. Natomiast co z tego? Podczas Indy 500 w tym roku na samym wyścigu było 325 tysięcy osób. Podkreślam, tylko na wyścigu. 85 tysięcy osób miało być na kwalifikacjach. A jest jeszcze do tego kilka treningów. Gdyby to wszystko policzyć w jedną całość, to ten wynik byłby o wiele bardziej imponujący, niż te 440 tysięcy.
To nie jest odosobniony przypadek…
Piszę tutaj o Indy 500, czyli o najważniejszym wyścigu serii IndyCar. A co z NASCAR? NASCAR też ściga się na Indianapolis Motor Speedway, ale o tym już pisałem. Ściga się też na Texas Motor Speedway, Bristol Motor Speedway oraz Talladega Superspeedway. Ten pierwszy ma trybuny na 181 tysięcy osób, drugi na 162 a trzeci na 160 tysięcy. I oczywiście nie muszę tutaj nikomu tłumaczyć tego, że te trybuny są pełne. Przy czym, musimy dodać, że podczas weekendu serii NASCAR tak naprawdę ścigają się trzy serie.
NASCAR Cup Series, Xfinity i Truck Series. To trochę jak F1, F2 i F3. Jedna rodzina, trzy serie, ten sam weekend wyścigowy, ten sam tor i tak dalej. I Amerykanie kochają NASCAR do tego stopnia, że na wyścigach tych serii też jest komplet. Są jeszcze treningi i kwalifikacje, ale bez sensu jest podliczanie tego w jedną całość. Nie będę się znęcał w tak brutalny sposób nad F1, bo zaraz by się okazało, że ten ich rekord na poziomie 440 tysięcy jest trochę śmieszny.
Tak samo szybko można obnażyć kolejny „hit”, czyli „ogromną” oglądalność F1 w Stanach… W 2022 roku wyścig F1 w Teksasie obejrzało średnio 1,3 miliona Amerykanów. To są oficjalne dane stacji ABC, która pokazała rywalizację w USA. Zresztą, rekordowa widownia F1 w USA wyniosła 1,4 miliona osób rok wcześniej. Jeśli ktoś myśli, że to sporo, to… mam dla was pewną wiadomość. Na początku sezonu Pucharu Świata w Skokach Narciarskich w 2022 roku rozegrano po dwa konkursy w Wiśle, Kuusamo i Titisee-Neustadt. Średnia oglądalność tych pierwszych sześciu konkursów w Polsce wyniosła 1,47 mln osób.
Co oglądają tam ludzie?
Średnia oglądalność wyścigów NASCAR w USA to 3,7 mln osób. Jeśli ktoś nie wie, to przypomnę, że sezon NASCAR to 36 wyścigów. Tydzień w tydzień, co niedzielę jest wyścig. Można sobie wyobrazić, że komuś może się to znudzić. Ale średnia widownia z całego sezonu to 3,7 mln. Imponujące, prawda? To prawie 3 razy więcej, niż „kapitalna” widownia wyścigu F1 w Teksasie. Wyścig NASCAR w Daytonie ogląda średnio prawie 9 milionów Amerykanów. Więc o czym my tutaj mówimy?
„Autoweek” pisze o sytuacji, która miała miejsce w marcu. Co mają ze sobą wspólnego serie NASCAR, IndyCar oraz Formuła 1? A no chociażby to, że 5 marca tego roku odbył się wyścig w każdej z nich. Grand Prix Bahrajnu otwierające sezon F1, Grand Prix St. Petersburgu otwierające sezon IndyCar oraz Pennzoil 400, trzeci wyścig sezonu NASCAR odbywający się w Las Vegas. Po tym, co napisałem wcześniej, oczywiście nikogo nie zdziwi fakt, że to nie F1 była wtedy najchętniej oglądana w USA.
Otóż wyścig NASCAR w Las Vegas oglądało wtedy średnio 4 miliony osób. Mowa tutaj oczywiście wyłącznie o widowni Amerykańskiej. Wyścig F1 w Bahrajnie przyciągnął średnio 1,3 miliona osób, a IndyCar w St. Pete 1,2 miliona. Ciekawostka, wyścig serii Xfinity (seria towarzysząca NASCAR) obejrzało w ten sam weekend 1,1 miliona osób. Kwalifikacje do wyścigu w Las Vegas obejrzało w telewizji 456 tysięcy osób. W przypadku serii towarzyszących były to wyniki na poziomie274 tysięcy oraz 201 tysięcy osób. Treningi F1 w Bahrajnie nie zgromadziły w USA przed telewizorami więcej, niż 190 tysięcy osób.
Formuła 1 sama sobie robi krzywdę?
Do czego zmierzam w tym tekście? Nie – nie do tego, że F1 nie jest najpopularniejszą serią wyścigową w USA. Nie do tego, aby udowodnić tutaj komuś, że NASCAR jest w USA bardziej popularne, niż F1. Każdy o tym wie – to jest oczywistość. Chodzi mi o to, że Formuła 1 sama sobie robi krzywdę. Napiszę tutaj to samo, co piszę co roku przed Grand Prix w Teksasie. Znając wszystkie te liczby – wszystkie te statystyki – kto normalny wymyślił rozgrywanie wyścigu F1 w czasie wyścigu NASCAR?
O godzinie 20:30 czasu polskiego rozpocznie się wyścig NASCAR Cup Series na torze Homestead-Miami Speedway. To końcowa faza play-off, więc nie mam wątpliwości, że oglądalność będzie ogromna. I ktoś wymyślił – po raz kolejny, nie wyciągając absolutnie żadnych wniosków z lat poprzednich – że dobrym pomysłem będzie start wyścigu F1 w Teksasie o godzinie 21:00. Co roku jest to samo. Robią to co roku, a później się zastanawiają, dlaczego ich Grand Prix obejrzało 1,3 miliona osób. Później tłumaczą, że to nie jest miarodajne, że to nie mówi wszystkiego, że dużo osób było na trybunach i tak dalej. A prawda jest taka, że mniej Amerykanów ogląda wyścig F1 w Teksasie, niż Polaków zwykłe konkursy skoków narciarskich w Titisee-Neustadt i Kuusamo.
Oni kolejny raz wybrali wojnę. Wojnę z NASCAR i wojnę z zawodową ligą futbolu amerykańskiego, czyli NFL. Tak się składa, że o 21:00 będziemy gdzieś w połowie dzisiejszej kolejki i widzowie będą się przełączać z meczów Buffalo Bills, czy New York Giants na mecze Los Angeles Rams, albo Kansas City Cheifs. W skrócie – F1 znów poszła na wojnę i znów ją przegra. Zarówno NFL, jak i NASCAR, będą miały dzisiaj większą oglądalność w USA, niż Formuła 1. A Formuła 1 znów będzie się zastanawiała o co chodzi? Jak to o co? O to samo, co zawsze.