Jak zmienić przepisy w F1?
Bardzo bym chciał, aby F1 pod paroma względami wzięła przykład z MotoGP. Przykład? A no na przykład pierwsza i druga sesja treningowa w piątek. Ja rozumiem, że treningi to jest czas na pracę nad ustawieniami i każdy ma inne zadania. Każdy jeździ na różnych oponach, sprawdza różne strategie, robi dłuższe, albo krótsze stinty. Jasne – to jest wszystko oczywiste! Natomiast te treningi mogłyby być „o coś”. Można by zrobić dokładnie to, co aktualnie dzieje się właśnie w MotoGP. Czyli?
Więc tak – w MotoGP treningi mają znaczenie. Trzeba w ich trakcie wykonać też szybkie kółka. Po pierwsze dlatego, że jeśli ktoś w treningach nie wykona maksymalnie 107% czasu zwycięzcy, nie zostanie dopuszczony do kwalifikacji. No właśnie – kwalifikacje. Wyniki z pierwszego i drugiego treningu są sumowane. Na ich podstawie tworzy się jedną łączną klasyfikację. Najlepszych 10 zawodników trafia od razu do Q2. Pozostali muszą – niestety dla nich – przedzierać się przez Q1.
W Q1 zawodnicy walczą tylko o 2 miejsca w Q2. Więc tych najlepszych 10 z pierwszego i drugiego treningu oraz 2, którzy awansują z Q1, rozstrzygają losy czasówki w Q2. 12 zawodników walczy o pole position i o ustawienie w pierwszych rzędach. Zatem w praktyce pierwszy i drugi trening definiują to, kto będzie mógł później walczyć o najwyższe cele w kwalifikacjach. I mnie się to podoba! To sprawia, że w piątek też jest ciekawie – też się coś dzieje. Ci zawodnicy realnie muszą też powalczyć o czas, bez smętnego snucia się po torze w bliżej nieokreślonym celu. Dla zwykłego obserwatora to bez sensu…
Sprint w każdym weekendzie wyścigowym?
Idąc dalej ścieżką MotoGP – każdy weekend mógłby być sprinterski. Bo niby dlaczego nie? Na siłę kombinujemy, zmieniamy. W jednym sezonie są trzy wyścigi sprinterskie, w drugim sześć, albo siedem – nie rozumiem tego. Jaki jest klucz? Po co to robić? Nie widzę w tym sensu. Jeśli wyścigi sprinterskie w F1 są okej, to niech będą w każdym weekendzie. A jeśli nie są okej, to je zlikwidujmy. I tyle – po co tyle zachodu? W MotoGP są w każdym weekendzie i znów – mnie się to bardzo podoba…
W piątek są dwa treningi, w sobotę trzeci trening, kwalifikacje z Q1 i Q2… no i sprint. Sprint rozgrywany jest na dystansie połowy niedzielnego grand prix. I znów – tak jak piątek jest ciekawy i jest jazda „o coś”, tak i w sobotę mamy dzień pełen akcji z czasówką i sprintem. I to jest super – naprawdę. Jest ciekawie, jest walka, jest ściganie. No i oczywiście zostaje nam niedziela. Niedziela, czyli wyścig główny, grand prix. Pełny dystans, pełne punkty – zwieńczenie znakomitego weekendu.
I taki harmonogram weekendu mi się podoba. Ma sens – jest ciekawy, praktycznie każda sesja jest „o coś”. Nawet piątkowe treningi. No i znakomity system z awansami do Q1 i Q2. Sprinty. Naprawdę – jeśli chodzi o układ weekendu w MotoGP, to moim zdaniem nie ma się do czego przyczepić. Zresztą samo MotoGP pod względem emocji i walki też od dawna jest o wiele ciekawsze, niż Formuła 1. Nie twierdze, że jest to kwestia harmonogramu – ale tak po prostu jest. Lepiej się to ogląda…
Pora na zmiany?
Więc, podsumowując, tak! Moim zdaniem nadeszła pora na zmiany. Na jakieś usystematyzowanie tego wszystkiego. Na stworzenie nowego systemu, nowego układu weekendu wyścigowego. W taki sposób, aby miał sens, aby był ciekawszy dla kibiców. Aby było więcej jazdy, więcej walki, więcej ścigania, więcej kręcenia szybkich kółek. Nikomu nie chce się oglądać 20 facetów jeżdżących w kółko bez celu. Bez żadnego zwracania uwagi na czasy ani na nic innego. Czym tu się emocjonować? A przecież da się to zrobić lepiej. Da się – wystarczy chociażby wziąć przykład właśnie z MotoGP. Nie trzeba nad tym myśleć. Tu przepis na to, jak zrobić to dobrze, jest gotowy.