Minister gościł w Programie III Polskiego Radia. Został zapytany, czy obostrzenia mogą powrócić? Odparł, że jeśli sytuacja będzie trudna na jesieni i jeśli druga fala będzie trudna, część obostrzeń powróci.
No ale hola, hola… dość tych bredni. Co to znaczy „jeśli będzie trudna sytuacja na jesieni”? To jaka jest obecnie? No bo jeśli teraz jest wspaniała, to… to chyba mamy problem. 4 marca w Polsce pojawił się pierwszy przypadek zachorowania na COVID-19. Od 1 kwietnia codziennie wirusem zarażało się +/- 300 osób.
Teraz nadal mamy +/- 300 osób dziennie. Kompletnie nic się nie zmieniło i minister Szumowski może sobie mówić, co mu się podoba. Nic się nie zmienia – nadal codziennie zaraża się tyle samo osób. Przykład – 1 kwietnia 243 osoby, 25 czerwca 298. W międzyczasie były dni po 599, ale były też takie po 219, natomiast średnia oscyluje w okolicach 300 zarażeń dziennie.
Minister Szumowski o maseczkach
A teraz tak, podsumujmy. Minister Szumowski na początku twierdził, że maseczki w niczym nie pomagają. Później powiedział, że maseczki są obowiązkowe. Następnie zaznaczył, że maseczki zniesie dopiero po opracowaniu szczepionki, po czym zniósł jest w otwartej przestrzeni bez szczepionki. Był zamknięty cały kraj i zakaz przemieszczania. Później można było się przemieszczać. W międzyczasie można było, a później nie można było nawet robić zakupów, ani jeździć do galerii. Ale później znowu było można. Był zakaz wstępu do lasów, później je otworzono, ale pozamykano parki i skwery, później wszystko otwarto ale pozamykano fryzjerów i salony tatuażu. Ale następnie jedno otworzono, drugie nie itd. Dość tych bzdur.
Po co były wszystkie te ograniczenia? Żeby odebrać pracę i dochody tysiącom osób? Żeby sprawić, że kolejne firmy zbankrutują? Wpędzić ludzi w depresję? No bo cholera, przecież nie po to, żeby mniej osób zarażało się wirusem – bo jak widzimy, od początku kwietnia, na przestrzeni trzech miesięcy, zaraża się nim dokładnie tyle samo osób, bez względu na to, czy jakieś miejsca są otwarte, czy zamknięte.
Czyli teraz jest dobrze?
Podczas debaty prezydenckiej jeden z kandydatów powiedział, że politycy nie mają pojęcia o zarządzaniu. Że gdyby jeden albo drugi miał budkę z jedzeniem na ulicy, to ona zbankrutowałaby po miesiącu. To są ludzie, którzy nie mają pojęcia o prowadzeniu działalności. A jak prowadzić państwo? A co ich to interesuje? Przecież mogą eksperymentować na otwartym organizmie. Mogą sobie robić co im się żywnie podoba, bo kto ich za to rozliczy? Przecież mają nasze publiczne pieniądze i rozdają je między sobą.
Stanami Zjednoczonymi rządzi obecnie Donald Trump. Nie polityk, a wybitny przedsiębiorca, milioner. Prze pandemią USA miała najpotężniejszą gospodarkę na świecie i najsilniejszą w całej swojej historii. Trump niczego nie zamykał, bo powiedział wprost – jeśli pozamyka i odetnie ludziom dopływ pieniędzy, to więcej ich zginie na depresję i przez samobójstwa, niż na wirusa. Ale żeby podejmować dobre i odpowiedzialne decyzje trzeba myśleć i mieć świadomość tego, co się robi, a nie eksperymentować i się zastanawiać – wyjdzie, albo nie.
Powrót obostrzeń
Jeśli pan minister Szumowski twierdzi, że na jesieni sytuacja może być gorsza, to jaka jest teraz? Teraz nie ma żadnych obostrzeń, czyli sytuacja jest doskonała? No ale skoro teraz jest doskonała, to dlaczego w marcu czy kwietniu przy takich samych liczbach zamknięto cały kraj i karano nawet za przejazd samochodem z jednego miasta do drugiego, czy skorzystanie z myjni samochodowej? Czegoś tu nie rozumiem. Teraz te liczby są świetne, ale wtedy nie były? O co tu chodzi?
A może pan Szumowski ma na myśli to, że jeśli „na jesieni” liczby nadal będą po 300 dziennie, to wtedy znowu będzie źle i sytuacja będzie trudna? Czyli wtedy znowu będzie mógł zamknąć cały kraj i odesłać ludzi do zwolnienia? Otóż nie… Otóż nie, bo pan Szumowski stwierdził, że obostrzenia będą, ale nie w takiej formie, jaka była na wiosnę. Dumnie, z mocno zatroskanym głosem i tradycyjnie przemęczonymi oczami dodał, że przecież gospodarka nie wytrzymała ponownego lockdown-u i nie może tego zrobić.
Kolejny lockdown możliwy?
Ale przecież nasza gospodarka nie była gotowa nawet na pierwszy lockdown. Zupełnie. Nawet w 1%. Po prostu grubą krechą przekreślono tysiące firm i nikt nie miał tu żadnych skrupułów. A później oczywiście obóz rządzący chwalił się jakąś Tarczą, dzięki której przedsiębiorcy dostali po 5 tysięcy zł. Rzeczywiście, te 5 tysięcy ochronią ich przed wszystkim, może nawet coś z tego zainwestują? Skoro fryzjer na utrzymanie salonu, pracowników itd. musi miesięcznie wydać nawet 20 tysięcy złotych, ale oni oferują mu 5. No tak, przecież to załatwia całkowicie problem. Nie ma o czym gadać. Nie mówiąc nawet o hotelach, czy restauracjach. Przecież te 5 tysięcy to prawie jak dochód z całego miesiąca pracy. Nie ma problemu.
Gospodarka nie była gotowa nawet na pół lockdown-u. Nie była tak samo gotowa na pierwszy, nie jest i nie będzie na drugi. Ale minister Szumowski lubi zmieniać zdanie. Było tak z maseczkami, później kompletnie inaczej patrzył na liczbę zachorowań – raz 200 to było dużo, raz 400 mało. Może teraz mówi, że gospodarka czegoś nie wytrzyma, ale kiedy akurat tak będzie po jego myśli, to nagle w październiku, albo listopadzie gospodarka już będzie gotowa na lockdown?
Minister zdrowia wyraził jeszcze ubolewanie nad tym, że Polacy zapomnieli chyba już o koronawirusie i się nim nie przejmują. Biorę pytanie na siebie, odpowiadam. Panie ministrze – przykład idzie z góry. Skoro nasza cudowna klasa polityczna od początku miała gdzieś dystans społeczny, zakazy i maseczki, to my chyba też nie musimy się do tego stosować? Czy nie? Czy mamy równych i równiejszych i my jednak musimy?