Na temat samojeżdżących aut narosło już wiele różnych dywagacji. Pełna automatyzacja i brak człowieka za kierownicą może prowokować pasażerów do różnych niemoralnych zachowań, jak np. uprawianie seksu. Swego czasu wszyscy rozpisywali się o tym, że autonomiczne auta będą pełnić rolę mobilnych domów uciech.
https://wrc.net.pl/pierwsze-porno-nakrecone-w-tesli-na-autopilocie
Wygląda jednak na to, że to nie wszystkie ciekawe zastosowania tych pojazdów. Ostatnio zauważono bowiem, że pasażerowie takich aut podczas wycieczek chętnie wstrzykują sobie narkotyki. Takiego odkrycia dokonano w Arizonie, gdzie od pewnego czasu testowana jest usługa samodzielnie jeżdżących pojazdów firmy Waymo, która przynależy do światowego giganta Google.
Zużyte strzykawki walają się po kabinie
Samochody Waymo od dłuższego czasu były testowane w trybie autonomicznym, ale zawsze z udziałem kierowcy, który na wszelki wypadek siedział w gotowości za sterami. Ostatnio firma stwierdziła jednak, że jej technologia jest już na tyle dojrzała, że można ją testować bez dodatkowych zabezpieczeń. Samochody Waymo wyruszyły więc na publiczne drogi zupełnie bez kierowców. Jak to możliwe? Otóż w USA dopuszcza się testy w pełni autonomicznych aut w czterech stanach: Michigan, Ohio, Kalifornii i Arizonie. To właśnie w tym ostatnim poruszają się autonomiczne „taksówki” Waymo. Do ich dyspozycji oddano obszar w okolicach miasta Phoenix o powierzchni 100 mil kwadratowych .
Samochody Waymo poruszają się w dość przerażający sposób. Jak każde auto, one również posiadają pedały i kierownicę. Tyle, że pedały wciskają się podczas jazdy same, podobnie jak kręci się kierownica. Pasażer w takiej sytuacji może odnieść wrażenie, że wcale nie jest bezpiecznie wożony przez taksówkę, lecz stał się zakładnikiem metalowej puszki, nad którą kontrolę sprawuje komputer.
Być może właśnie z tego względu niektórzy pasażerowie postanowili rozładować stres sięgając po narkotyki? Jak donosi serwis The Verge, niektórzy użytkownicy pojazdów Waymo skarżą się, że wewnątrz nich znajdują zużyte strzykawki. Sprawę potwierdził rzecznik firmy, wskazując, że do tej pory doszło do kilku takich przypadków. Dodał, że pracownicy Waymo są już przeszkoleni na temat tego, jak bezpiecznie usuwać takie fanty z pojazdów. Na koniec uroczo stwierdził, że wspomniane strzykawki najpewniej nie pochodzą od narkotyków, ale… od wstrzykiwania sobie insuliny.
Autonomia, czyli sex, drugs and… work
Jakby nie było, coraz częściej okazuje się, że ewentualne zagrożenie wynikające z samochodów autonomicznych nie znajduje się na drodze, lecz w ich kabinie. Była już mowa o seksie i narkotykach, i chociaż nie ma mowy o rock and rollu, to pojawia się coś znacznie gorszego: praca.
Coraz częściej słychać głosy socjologów, którzy twierdzą, że przez autonomiczne samochody będziemy więcej pracować. Już dzisiaj często zabieramy pracę do domu, m.in. dzięki przenośnym komputerom i smartfonom. Wkrótce będziemy mogli zabierać pracę również w podróże – także te najkrótsze, na odcinku dom-praca-dom. Nie będzie możliwości wytłumaczenia się szefowi, że nie mogliśmy czegoś zrobić, bo prowadziliśmy samochód. Szef będzie oczekiwał, że właśnie w trakcie dojazdu znajdziemy czas na wykonanie zawodowych obowiązków. Bo niby co innego mielibyśmy robić, siedząc bezczynnie przez dziesiątki minut, podczas których samochód będzie przedzierał się przez korki?
No właśnie: korki, korki, korki…
Trudno stwierdzić, jak blisko jesteśmy w pełni autonomicznego transportu. Technologie Google pokazują, że bliżej niż się wydaje. Z drugiej strony Volkswagen twierdzi, że całkowicie samodzielne auta mogą nigdy nie nadejść. Być może tak właśnie będzie, ale nie ze względu na braki technologiczne, ale właśnie dylematy prawne, a nawet moralne.
Dziwię się, że żadne miasto nie wprowadziło jeszcze zakazu ruchu autonomicznych pojazdów na swoim obszarze. Wiedząc, że technologia jest już opracowywana za grube pieniądze, władze lokalne mogłyby w ten sposób oszczędzić koncernom zbędnych wydatków, bo prędzej czy później takie zakazy się pojawią. Żyjemy przecież w czasach krytyki spływającej na kierowców za to, że paraliżują miasta powodując korki. Czy pojazdy autonomiczne je rozwiążą? Wręcz przeciwnie.
Pamiętajmy, że zaprogramowane samochody będą mogły jeździć same, nawet bez pasażerów na pokładzie. Wyobraźmy sobie następujący scenariusz: nie możesz znaleźć miejsca parkingowego w centrum miasta? To teraz to żaden problem, bo samochód autonomiczny „wyrzuci” cię pod samym biurem, a potem pojedzie 10 czy 20 przecznic dalej, żeby spokojnie zaparkować samemu. Zrobi to on i milion innych takich aut. Znane nam dzisiaj korki, pełne wściekłych kierowców, zamienią się w jeszcze większe korki, pełne samochodów wożących powietrze i poszukujących wolnych miejsc parkingowych. Pomijam fakt, że w przypadku popularyzacji tej technologii, absolutnie nikt nie będzie chciał już korzystać z transportu publicznego. Czy to wpisuje się w jakąkolwiek politykę miejską?
Google, Tesla, Volkswagen i wszyscy inni – zastanówcie się, zanim wydacie wszystkie pieniądze na nowe technologie. Samochody autonomiczne mogą się okazać taką samą zakałą, jak heroina, którą wstrzykują sobie ich użytkownicy… pardon, insulina.
Autonomiczny drift! DeLorean z „Powrotu do przyszłości” jeździ bokami bez udziału kierowcy