Oto najdroższy Nissan 370Z. Samochód należał do Paula Walkera i wystąpił w „Szybkich i Wściekłych”
Japońska firma od dłuższego czasu zapowiada, że wyprodukuje kolejne auto z linii „Z”, chociaż do tej pory nie padły żadne konkrety, a w szczególności żadne daty. Ale jak donosi serwis Autoblog.com, prace nad samochodem istotnie trwają, a pierwsi dealerzy mieli już okazję zapoznać się z projektem.
Wyglądem samochód ma wrócić do korzeni
Dziennikarze powołują się na anonimowe źródło, które zdradziło im wygląd nowego 370Z. Podobno samochód zachowa charakterystyczną, prostokątną kratkę z przodu. Przednie reflektory mają być „prawie okrągłe”, przypominające te z modelu 240Z. Z kolei tylne lampy mają nawiązywać do tych z Nissana 300ZX. Nie będzie natomiast rewolucji, jeśli chodzi o bryłę samochodu, która dalej ma być podobna do modelu 350Z i 370Z.
Wewnątrz samochód ma wreszcie wkroczyć w XXI wiek za sprawą systemu informacyjno-rozrywkowego. Bazowa “zetka” posiadała schowek w miejscu, w którym większość samochodów posiadałoby ekran, a pod nim znajdowało się radio rodem z lat 90. Z kolei nowy system ma być podobny do tych, które widzimy w dzisiejszych modelach Altima i Sentra.
Najważniejsze jednak, co znajdziemy pod maską. Tutaj na razie spekulacje są największe, ale raczej nie zobaczymy żadnego “potwora” w stylu 1.2 TCe. Możliwe natomiast, że ujrzymy 3-litrowy silnik V6 z podwójnym turbodoładowaniem, znany z Infiniti Q60 Red Sport.
Obecnie silnik oferowany jest wyłącznie ze skrzynią automatyczną, ale na potrzeby Nissana ma być także udostępniona wersja z manualem. Jednostkę napędza 400 koni mechanicznych, a więc o około 70 więcej od poprzednika. Ponoć Nissan ma też plany dotyczące wersji Nismo, która miałaby legitymować się mocą 500 KM.
Zastanawia mnie przy tej okazji nazwa nadchodzącego modelu. Do tej pory liczba poprzedzająca literę “Z” odnosiła się do pojemności silnika. Datsun 240Z miał silnik o pojemności 2,4 litra, 280Z miał 2,8 litra, model 350Z miał 3,5 litra i tak dalej. Trzylitrowa jednostka też miała swoje miejsce w tej serii, bo dysponował nią Nissan 300ZX. Od początku wątpliwe było, żeby producent zaoferował nową “zetkę” z silnikiem np. czterolitrowym, a przecieki zdają się to tylko potwierdzać. Jaka będzie więc nazwa nadchodzącego modelu?
Odważny krok w świetle ciągłych problemów
Różne osoby z Nissana co jakiś czas mówią, że marka nie odpuszcza swoich ekscytujących modeli, takich jak seria Z czy GT-R. Niedawno Nissan zapowiadał nawet, że planuje wprowadzić 12 nowych produktów w ciągu najbliższych 20 miesięcy. Dla mnie brzmiało to jak czysty PR, szczególnie, że japońska firma przechodzi chyba największy kryzys od 1999 r.
Według ostatnich doniesień prasowych Nissan boryka się z wielkimi problemami. W ciągu trzech najbliższych lat ma zamiar zmniejszyć globalne zatrudnienie o 10 proc. Pod koniec zeszłego roku informowano, że zyski firmy spadły o 70 proc. Ostatnio dołożył też do pieca Carlos Ghosn, były szef sojuszu Renault-Nissan-Mitsubishi, który obecnie ukrywa się w Libanie.
Ghosn twierdzi, że zna finanse firmy i sposób jej zarządzania, i wszystko wskazuje na to, że przyszłość Nissana nie maluje się w jasnych barwach. Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że mówi to osoba oskarżona przez Japończyków o machloje finansowe. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy tonie statek pod nazwą “producent samochodów”, to sportowe auta są ostatnią rzeczą, której można użyć do łatania pokładu.
“Zetka” jest żywym dowodem problemów Nissana
Przypomnę, że Nissan jest w prawdziwej awangardzie, jeśli o chodzi o żywotność jego modeli sportowych. Chyba żaden inny producent nie trzyma się tak kurczowo (czyt. nie rozwija) jednej generacji samochodu. Nissan GT-r ma już 13 lat. Model 370Z jest tylko trochę młodszy, ukazał się na rynku w 2009 r., a więc ma na karku 11 lat i wciąż jest produkowany. I przyznajmy szczerze, że chociaż samochód jest ładny, to nie wygląda on jak pełnoprawna generacja, a jedynie poliftowa wersja poprzednika, czyli modelu 350Z, który powstał w 2003 r.
W sumie to też powód, dla którego 370Z jest obecnie najlepszym autem używanym, jakie można kupić. Model z początku produkcji kosztuje dzisiaj ok. 60 tys. zł, a prawie niczym się nie różni od stojącego w salonie egzemplarza za 180 tys. zł. Można się spodziewać, że taki stan rzeczy jeszcze długo się nie zmieni, bo przecieki wskazują, że następcę 370Z najwcześniej zobaczymy za półtorej roku, ze wskazaniem na dwa lata. Tylko ilu naprawdę jest chętnych, żeby kupić 2-osobowe coupe?
Były szef Nissana był superbohaterem z komiksów. W jaki sposób stał się wrogiem publicznym?