O ile Kevin Magnussen miał już kontrakt na przyszły rok, to oczekiwano zwolnienia Romaina Grosjeana. 33-latek utrzymuje jednak w fotel kierowcy w stajni z Kannapolis, mimo że duńsko-francuski duet był w tym roku parą, która wydawać by się mogło miała na siebie wzajemne zlecenie eksterminacji. Częściej nawet może i na samych siebie, bo kierowcy Haasa potrafili odpadać (zwłaszcza Romain) czasem w naprawdę kuriozalny sposób.
Stabilizacja czy stagnacja?
Szef zespołu, Guenther Steiner w komunikacie argumentuje ten wybór potrzebą doświadczenia i znajomości funkcjonowania zespołu. Jeśli to prawda, to w teamie Gene’a Haasa musi być ekscentrycznie, skoro ewentualne zakontraktowanie bardziej stabilnego kierowcy jest zbyt dużym ryzykiem niż gorąca głowa Grosjeana.
W obwodzie oprócz wnoszącego budżet Kubicy był też Nico Hulkenberg, który utraci miejsce w Renault. Choć Niemiec dzierży niechlubny rekord największej liczby występów bez zwycięstwa (170-0), to jest cenionym zawodnikiem dla ekip środka stawki, dzięki częstym finiszom na punktowanych pozycjach. To jednak Haasa nie przekonało, co mocno komplikuje 32-latkowi możliwości na utrzymanie się w F1.
Komu to się opłaca?
Może chodzi zatem o pieniądze? Hulkenberg zapewne zna swoją wartość, a Grosjeanowi być może zaproponowaną atrakcyjną obniżkę, którą przyjął z pocałowaniem ręki. Z drugiej strony jeszcze tańszą opcją wydawałby się Kubica, ale najwyraźniej kierownictwo ekipy nie było przekonane do współpracy z Polakiem bądź dogrywanie jej wymagałoby znacznie dłuższego czasu.
Może błądzę w tych rozważaniach, ale ciężko uwierzyć w PR-owy przekaz o tym, że Grosjean oznacza dla Haasa stabilizację. Nie wierzą chyba w to, że Romain w końcu się zmieni? Miał na to wiele szans i choć jest bardzo szybkim driverem, to głowa zbyt często nie wytrzymuje ciśnienia, którego ogarnianie jest niezbędne na tym poziomie. Cóż, kontrakty podpisane, w Romaina mało kto szczerze wierzy, ale i tak życzę mu udowodnienia tego, że jego krytycy są w błędzie!