Sytuacja Fina nadal pozostaje przedmiotem dyskusji, a on sam nie unika wywiadów, w których opisuje wyłącznie w superlatywach współpracę z zespołowym kolegom, jak również członkami zespołu. Oczywiście nie ma w tym nic dziwnego ani tym bardziej zdrożnego. Raikkonen jest kierowcą solidnym, przewidywalnym, a w jego statecznej i nudnej jeździe na próżno szukać jakichkolwiek aktów spontaniczności, brawury i bezceremonialności, czyli tego, co jest solą F1 i czego oczekują wszyscy fani tego sportu od najlepszych kierowców na tej planecie.
Jego beznamiętność ma jednak jeden, ale za to bardzo istotny plus – Raikkonen jest najlepszym możliwym partnerem zespołowym, który otwarcie i bez zająknięcia godzi się na granie drugich skrzypiec w zespole. Osobiście uważam, że „Iceman” nawet nie stara się poprawić swojego wizerunku kierowcy wyścigowego, jemu taki stan rzeczy wyraźnie pasuje, odpowiada – on nie chce zmian, status „drugiego” przyjął z dobrodziejstwem inwentarza.
Kimi przyznał, że decyzja dotyczącą tego, czy pozostanie w stajni z Maranello na przyszłoroczny sezon F1 leży tylko po stronie teamu. Fin nie ukrywa, iż chciałby dalej reprezentować barwy włoskiej stajni. Robi to na tyle dosadnie i otwarcie, że wszystko zaczyna przypominać operę mydlaną.
Kimi Raikkonen: Oczywiście, chciałbym pozostać w ekipie, ale to wyłącznie decyzja Ferrari. Czekam na nią, tak samo jak wy wszyscy. Współpraca z Sebastianem układa się wzorowo. Nawet jeśli mamy jakieś kolizje, to potrafimy o nich rozmawiać i problem szybko znika. Seb to facet, który umie przyznać się, że popełnił błąd. Ja jestem taki sam. Obaj mamy identyczny cel – chcemy sprawić, aby Ferrari zdobyło mistrzostwo świata.
Najbardziej doświadczony kierowca w stawce oświadczył także, że jeśli Niemiec będzie miał większą szansę na tytuł, to jest w stanie zaakceptować posadę kierowcy nr 2.
Kilka tygodni temu wydawało się, że los „Icemana” jest przesądzony i zostanie on zastąpiony przez wychowanka Scuderii, obecnego kierowcę Saubera, Charlesa Leclerca. Po śmierci prezydenta Ferrari, Sergio Marchionne, który był ogromnym zwolennikiem talentu młodego Monakijczyka, sytuacja zmieniła się o 180 stopni i Fin z powrotem wrócił do gry. Nowe władze są bardziej przychylne byłemu mistrzowi świata, który wspólnie z Sebastianem Vettelem tworzy bardzo zgrany duet – duet w którym liderem może być (niestety) tylko Niemiec.
Chcę poznać decyzję zespołu, bez względu na to, jaka ona będzie. Płakać nie będę. Jest wiele rzeczy, które mogę robić w życiu, pozostaję spokojny. Domagam się jedynie szacunku, na który zasługuję.
To nie słowa Raikkonena a Felipe Massy, który w październiku ubiegłego roku wylewał swoje żale na portalach społecznościowych, kiedy Williams zwlekał z ogłoszeniem drugiego kierowcy na sezon 2018. Jak skończyła się przygoda Brazylijczyka z królową sportów motorowych wszyscy wiemy. Teraz pałeczkę mimozy przejął Raikkonen.
Pozostaje jedno pytanie – co zrobi Ferrari ? Czy będą chcieli zostawić w swoim zespole „rzemieślnika”, który skutecznie będzie utrudniał życie kierowcom Mercedesa i Red Bulla i co za tym idzie „przepcha” Vettela na najwyższą pozycję na pudle w ostatecznym rozrachunku mistrzostw świata w sezonie 2019?
Czy też Ferrari, które przyzwyczaiło nas do postawy kompulsywnej i zachowawczej jednak zmieni strategię i posadzi w drugim bolidzie kierowcę, który zamiast gwarantować bezpieczeństwo „z tyłu” będzie wywoływał na Vettelu presję? Co za tym idzie, zmusi Niemca do większego wysiłku i zaangażowania nie tylko podczas „Race Day”, ale w trakcie całego weekendu wyścigowego? Nawet jeśli, to kto miałby być tym kierowcą? W stawce brakuje nazwisk „przebojowych”, a Ci, którzy już takie miano sobie wypracowali (Ricciardo, Verstappen, Alonso) najprawdopodobniej pozostaną w swoich zespołach.
Cóż – F1 to wielki showbusiness, wyścigowy cyrk i karuzela, która od wielu lat rządzi się własnymi prawami. Tutaj wszystko zmienia się dynamicznie i w mrugnięciu oka. Tutaj wszystko może się zdarzyć. F1 to stratosfera sportów motorowych, absolutny top – pozwólmy jej dalej nas zaskakiwać.