Samochody sportowe, które kiepsko się sprzedają. Kultowe modele mogą zniknąć z rynku

Wiecie jaki jest najbardziej nieekonomiczny rodzaj mieszkalnictwa? Dom prywatny. Ponieważ na działce liczącej tysiąc metrów, zamiast domu z ogrodem, który pomieści jedną rodzinę, można przecież upchnąć blok mieszkalny, który pomieści czterdzieści rodzin. A samochody sportowe to właśnie takie domy na kółkach. Z tą różnicą, że o domu każdy marzy, a o samochodzie – niekoniecznie. Obrazują to wyniki sprzedaży aut sportowych.

Samochody sportowe, które kiepsko się sprzedają. Kultowe modele mogą zniknąć z rynku
Podaj dalej

Świat motoryzacji chyba nie do końca jeszcze się otrząsnął po wiadomości, że Chevrolet może zakończyć produkcję kultowego modelu Camaro. Ale sportowe auta to nie tylko popularne muscle cars, ale też np. samochody pokroju Audi TT. I jak zapewne wiecie, kolejnej odsłony popularnej „tetetki” też już nie zobaczymy, bo producent z Ingolstadt oficjalnie ogłosił, że kończy jego produkcję.

Sportowe auta sprzedają się w tysiącach, ale nie w setkach tysięcy

W ubiegłym roku – jak wylicza serwis carsalesbase.com – Audi TT sprzedało się w liczbie 9,9 tys. egzemplarzy w Europie i tylko 1,3 tys. w USA. Wspomniane Camaro poradziło sobie dużo lepiej – 51 tys. w USA i 1,8 tys. w Europie – a i tak decydenci z Chevroleta twierdzą, że to kiepsko.

W opozycji do tych liczb przytoczę jeszcze statystyki dla Volkswagena Golfa, który w 2018 r. sprzedał się w Stanach i Europie w liczbie 488 tys. egzemplarzy. Oczywiście dominującym rynkiem jest Europa. W każdym razie widać różnicę.

Motoryzacjo, nie pogięło cię przypadkiem? Epoka elektrycznych muscle cars nadciąga

I teraz powiecie: „Jaki jest sens porównywać sprzedaż miejskich tyłkowozów do samochodów sportowych? Obuwie Armaniego pewnie też sprzedaje się gorzej od kroksów z Lidla, ale jakoś nikt go z rynku nie wycofał”.

Zgadza się, ale Armani w rynek kroksów pewnie i tak nie wejdzie, a i koszty wyprodukowania butów są chyba nieco mniejsze od kosztów produkcji samochodów. Producentom aut pewnie też łatwiej ulec pokusie, aby sportowe bolidy zastępować SUV-ami, crossoverami i miejskimi kompaktami, które można sprzedawać masowo. Mitsubishi przykładowo uległo tej pokusie. Kto będzie następny?

Audi R8 – samochód Iron Mana

Skoro była mowa o Audi TT, to warto przyjrzeć się również jej większej siostrze – modelowi R8. Sportowy przedstawiciel koncernu z Ingolstadt to konkurent dla największych supersamochodów na świecie. Jeździł nim nawet Tony Stark w „Iron Manie”. A jak się sprzedaje? W zeszłym roku było to 2 tys. egzemplarzy w USA i Europie. Sprzedaż na obu kontynentach rozkładała się po równo, z lekką przewagą dla Europy. Mówi się, że kolejne R8 może być elektryczne. I może już nie nazywać się R8.

Honda NSX – tutaj to rodzinne

Kiedy nowa generacja NSX-a debiutowała w 2016 r., niejeden fan motoryzacji musiał zbierać szczękę z podłogi. Stylistycznie samochód robi wrażenie, ale pod względem sprzedaży niestety szału nie robi. W ubiegłym roku samochód ten sprzedano w Europie w liczbie 45 (czterdziestu pięciu!) sztuk. Z kolei Amerykanie sprzedali 170 egzemplarzy. Ale poprzedni NSX miał ten sam problem. Po prostu nikt nie chce płacić milionów za auto, które na masce ma logotyp Hondy… albo Acury.

Chevrolet Corvette – kuzyn Camaro

Ciekawe jakie Chevrolet ma plany na przyszłość dla swojej flagowej Corvetty? W ubiegłym roku samochód sprzedał się w liczbie 19 tys. sztuk, przy czym udział Europy jest tutaj marginalny – zaledwie 557 egzemplarzy.  Reszta to Stany Zjednoczone. Corvetta jest bardziej amerykańska, niż kowboj popalający Marlboro. Ale ten kowboj stał się już reliktem przeszłości. Z Chevy Corvettą będzie tak samo?

Porsche 718 – bracia Cayman i Boxster

Porsche, czyli kolejne piękne, choć niepraktyczne pojazdy. W Stanach oba modele sprzedały się w łącznej liczbie ok. 5 tys. sztuk, w Europie było to 8,2 tysiąca. Razem daje to 13 tys. pojazdów i pamiętajmy, że mówimy tutaj o dwóch modelach. Z kolei model Porsche Cayenne w pojedynkę sprzedał się dwukrotnie lepiej w USA i Europie – 25 tys. egzemplarzy. Kalkulacja wydaje się więc prosta, a wniosek mało odkrywczy: rodzinne samochody bardziej opłacają się koncernom, niż sportowe. A jeśli Porsche ma rezygnować z jakiegoś sportowego modelu, to raczej nie z będzie to 911.

Nissan GTR – generacja u schyłku

Popularna „Godzilla” w zeszłym roku sprzedała się w liczbie 1062 egzemplarzy w Europie i USA. Podział sprzedaży między kontynentami jest mniej więcej równy.  To niewiele, ale nie jest to szczególnie zaskakujące. Generacja GTR-a sygnowana kodem R35 liczy aż 11 lat! Pytanie kiedy zobaczymy generację R36? Słyszeliśmy, że kolejny Skyline może być hybrydą, ale to tylko jedna z wielu plotek krążących na temat tego samochodu. Nissan, oprócz okrągłych zdań, że samochody sportowe wciąż są dla niego ważne, nie podał jeszcze żadnego konkretu na temat kolejnej generacji GTR-a.

Wróżenie z fusów czasem się sprawdza, czasem nie

W zestawieniu widać, że z premedytacją pominąłem sprzedaż w Chinach czy Arabii. Z pewnością są to rynki chłonne i znaczące. Chińczycy przykładowo nadal chętnie kupują modele coupé, zaś dla szejków im samochód droższy, tym bardziej pożądany. Ale nie wydaje mi się, żeby te rynki miały dzisiaj większą siłę wpływania na przyszłość motoryzacji, niż Stary Kontynent i USA.

W zestawieniu nie ma też marek pokroju Astona Martina, Ferrari czy Lamborghini. Oni są jak szwajcarskie zegarki – cenowo ponad konkurencją i poniekąd zawsze niszowe, ale raczej niezagrożone zmiennymi trendami. Bardziej niepokoi mnie przyszłość sportowych modeli u koncernów, które produkują auta do codziennego użytku.

Ale motoryzacja jest szalona. Czasem też irracjonalna. W przypadku aut sportowych te wartości mogą wziąć górę i sprawić, że supersamochody znajdą swoje miejsce w epoce hybryd, elektryków, SUV-ów i ogólnej ekomobilności. Trzymajmy za to kciuki.

Japońska kultura samochodowa umiera. „Dzieciaki wolą siedzieć przy komputerach”

Przeczytaj również