Na zakończenie sezonu postanowiliśmy wybrać najbardziej ikoniczne miejsca w Rajdowych Mistrzostwach Świata. Miejsca, w których każdy rajdowy kibic musi się kiedyś znaleźć. Zapraszamy was na podróż od mroźnego Monte Carlo, przez śnieżną Szwecję i słoneczny Meksyk, aż po mglistą i mroczną Walię. Przed wami TOP 10 ikonicznych miejsc w WRC z sezonu 2018.
WRC: Miejsca w mistrzostwach świata, które każdy musi zobaczyć
1. Col de Turini
Odcinek w 2018: La Bollène-Vésubie – Peïra-Cava
Zwycięzcy w 2018: Sebastien Ogier & Thierry Neuville
Absolutnie magiczna próba ze słynną przełęczą Col de Turini. W tym roku właśnie to miejsce trafia na szczyt najbardziej ikonicznych miejsc WRC. Dlaczego wybraliśmy akurat słynną francuską trasę? Jak mogłoby być inaczej – najstarszy, najsłynniejszy, najbardziej popularny rajd świata? Oczywiście – Rajd Monte Carlo, a mówisz Rajd Monte Carlo, myślisz Col de Turini.
Próba La Bollène-Vésubie – Peïra-Cava była w tym roku niesamowita. Już sama otoczka imprezy organizowanej przez Automobilklub Monako jest wyjątkowa, a ten szczególny oes to już prawdziwa magia rajdów. Oglądając onboardy widzimy setki tysięcy kibiców – jedni przy rozpalonych grillach i ogniskach, drudzy z odpalonymi racami, trzeci po prostu obserwują co się dzieje – świętowanie trwa tam dosłownie na każdym centymetrze. Oczywiście tam gdzie się da – są bowiem momenty, w których zawodnicy jadą po wąskiej drodze, gdzie po jednej stronie są wysokie skały, po drugiej przepaść. Tunele w skałach, niesamowite widoki na Alpy, małe, charakterystyczne dla tych tras kamienne mostki, zmieniająca się przyczepność.
Cały czas się wspinamy, im wyżej jesteśmy, tym więcej śniegu na poboczach, a na trasie pojawia się już „black ice”. Miliony ostrych, technicznych zakrętów, aż nagle pojawiamy się na szczycie przełęczy. Francuskojęzyczny pilot wypowiada komendę „glace” i już ślizgamy się między słynnymi hotelami. Następuje próba samokontroli – nie wolno przesadzić nawet na sekundę. Ślizgawka z hoteli przechodzi w las na spadanie, a kolejne zakręty pokonujemy nie szybciej niż z prędkością 40-50 km/h. Ale tutaj nie da się inaczej. To jedyny sposób, bo kiedy przesadzimy, lądujemy w śnieżnej bandzie, lub na skałach. Tutaj małe błędy nic nie znaczą – ważne aby przetrwać.
Voila – Col de Turini w całej jego wspaniałości. Magiczna, okryta legendą próba, która ma w sobie absolutnie wszystko. To Rajd Monte Carlo w pigułce. Miejsce, w którym każdy fan rajdów musi się znaleźć.
2. Colin’s Crest
Odcinek w 2018: Vargåsen
Zwycięzca w 2018: Thierry Neuville
Hopa Colina to nieodłączny element Rajdu Szwecji od lat. Organizatorzy imprezy w sercu Skandynawii nazwali ją tak na cześć Colina McRae. Na miejscu zawsze pojawia się całe mnóstwo kibiców, którzy zajmują miejsca od samego rana, aby mieć jak najlepszy widok na akcję. Jak wygląda sam dojazd do hopki? Pokonujemy oes Vargåsen, spokojnie, między ogromnymi śnieżnymi bandami. Blisko końcówki próby wjeżdżamy w kolejną część lasu i od razu wiemy, że jesteśmy blisko. Nagle po obu stronach drogi jest jakoś dużo kibiców, więcej, niż w poprzednich sekcjach.
Szybki, długi prawy łuk, ponowny prawy przez szczyt i już widzimy – mekka. Przed nami jakieś 100 metrów prostego odcinka. Na jego końcu widzimy tylko bramę z napisem Colin’s Crest. Tuż przed hopką zawodnicy najeżdżają na szczyt do lewej strony, gdyż skok jest na lekkim zakręcie. Trzy, dwa, jeden, HOP! Wylatujemy w powietrze i widzimy cały ogrom ludzi. Setki, tysiące kibiców patrzy na kilka sekund twojego lotu. Lądujemy i jedziemy dalej – do mety już niedaleko.
Co roku na Colin’s Crest organizowany jest konkurs na najdłuższy lot i zawodnicy przez chwilę mogą poczuć się jak skoczkowie narciarscy. OK, może nie ma tutaj not za styl. Liczy się tylko odległość. Zarówno w 2017 roku, jak i tym razem najdłuższymi lotami na hopie Colina popisywał się Mads Ostberg, który skakał na odległość 42 metrów zarówno w Fordzie, jak i w Citroenie. W tym roku podium skompletowali Sebastien Ogier i Pontus Tidemand. Rekord należy do Norwega Eyvinda Brynildsena, który poleciał tam na odległość 45 metrów.
3. Winnice w Niemczech
Odcinek w 2018: Mittelmosel
Zwycięzca w 2018: Ott Tanak
Jeśli mówimy o niemieckich winnicach, to naturalnie powinniśmy wymienić całą piątkową pętlę z oesem Stein und Wein, ale jednak Mittelmosel to największy klasyk winnic. Wizyta na Rajdzie Niemiec to nie tylko wielkie emocje rajdowe, ale także możliwość zwiedzenia naprawdę pięknego terenu. Wszak jesteśmy w okolicach gór Eifel, nad przepiękną Mozelą. Stając przy oesie widzimy zatem pagórki i małe niemieckie miasteczka – wszystko niczym wyjęte z bajki.
Jesteśmy w winnicach, a to od razu mówi nam, że po zejściu z odcinka specjalnego możemy zasiąść w jednej z knajpek i rozkoszować się smakiem wina, a to – jeśli nie próbowaliście, to uwierzcie na słowo – jest wybitne. Same oesy w winnicach to niezwykłe wyzwanie dla zawodników. Muszą oni mierzyć się tam przede wszystkim z brakiem punktów odniesienia. To dotyczy zarówno kierowców, jak i pilotów. Jesteś na drodze, ale po dwóch stronach masz przecież wysokie winorośle. W takiej sytuacji ciężko jest określić odległość do zakrętu, czy w ogóle miejsce, w którym możemy się właśnie znajdować. Jesteś przecież na drodze, która wygląda jak wszystkie inne drogi na tym terenie.
Dojeżdżając do skrzyżować na oesie mamy kolejne trzy drogi – wszystkie wyglądają tak samo. Te oesy są nieco klaustrofobiczne, ale tutaj dostrzegamy jak ogromne znaczenie w samochodzie ma dobry pilot i jak dobrze zawodnicy potrafią ze sobą współpracować. W winnicach po prostu trzeba umieć jeździć – nikt nie wejdzie do samochodu i nie zacznie tam kręcić konkurencyjnych czasów. Tego trzeba się nauczyć, trzeba zdobyć tam doświadczenie.
4. Wydmy na Sardynii
Odcinek w 2018: Sassari – Argentiera
Zwycięzca w 2018: Thierry Neuville
Ciężko wyobrazić sobie lepszy koniec rajdowego weekendu, niż leżenie na plaży i obserwowanie walki na Power Stage’u. Właśnie takie wrażenia zapewnia odcinek specjalny Sassari – Argentiera. Początek tego oesu to wąska, „polna” droga gdzieś pośrodku krzaków i pagórków. Jest tam dosyć miękko, więc po kilku przejazdach robią się koleiny. Większość zakrętów jest niewidoczna i niektóre z łuków naprawdę potrafią zaskoczyć, bo nagle okazuje się, że musimy „wmontować” się w jakieś krzaki, bo właśnie tam jest dalsza część oesu. Tak czy inaczej – jest bardzo wąsko i kręto, ale po chwili na horyzoncie pojawia się morze.
Cały czas znajdujemy się na czymś pokroju wydm i z każdym momentem mniej jest kamieni, a nawierzchnia staje się coraz bardziej piaszczysta. Oes w końcówce nie zmienia charakterystyki, a my cały czas jesteśmy bliżej morza. Przez pewien moment zawodnicy poruszają się nawet czymś pokroju linii brzegowej. Z punktu widzenia kibica – możesz po prostu ustawić się na plaży i rywalizację obserwować nawet będąc w wodzie. Piasek, słońce, a do tego walka najlepszych zawodników świata – nie da się wymyślić tego lepiej.
5. Start Rajdu Meksyku
Odcinek w 2018: Monster Street Stage GTO
Zwycięzca w 2018: Thierry Neuville
Rajd Meksyku to jedna z najbardziej kolorowych rund w kalendarzu Rajdowych Mistrzostw Świata. Wszystko tam jest szczególne, wyjątkowe, kompletnie inne, niż u nas. Ceremonia startu i pierwszy odcinek specjalny to coś, co przeżyć musi każdy. Sama ceremonia odbywa się przed słynnym budynkiem Alhóndiga de Granaditas w Guanajuato. Na budowli przy okazji startu obserwujemy świetlne inscenizacje, które w połączeniu z tysiącami ludzi zgromadzonymi na miejscu tworzą niesamowity klimat. Wydaje się, że zewsząd leci meksykańska muzyka, wszyscy noszą sombrero, a kolejne grupki wszystko to zalewają tequilą. A mówimy przecież o samej ceremonii startu – ta w Meksyku jest chyba najlepszym tego typu wydarzeniem w świecie rajdów.
A to jeszcze nie wszystko, bo za moment rusza rajd. Pierwszym oesem jest Monster Street Stage GTO, czyli… no właśnie, mega widowiskowy superoes. Próba startuje na kostce – dookoła widzimy rzesze kibiców, błyski fleszy, chwila prostej i lewa dziewięćdziesiątka – od tego momentu kibice znikają, a my zagłębiamy się w podziemia miasta, do słynnych tuneli. To absolutnie magiczne miejsce, z dziesiątkami malunków na ścianach. Po krótkim zwiedzaniu wyjeżdżamy już na „światło dzienne”. Tam znów czekają na nas tysiące kibiców – najwięcej z nich ustawionych jest przy rondzie. Patrząc na onboard w tym miejscu mamy wrażenie, że to jakaś niesamowita inscenizacja z setkami światełek dookoła ronda – to fani z telefonami i aparatami. Przybijamy sobie z nimi wirtualną piątkę i znów w podziemia, aż do mety.
Ciężko wyobrazić sobie inne miejsce w świecie WRC, w którym na tak małym terenie znajdowałoby się aż tak wielu kibiców. Ceremonia startu i pierwszy oes Rajdu Meksyku to jedno z najpiękniejszych miejsc w rajdach. Tam po prostu trzeba być i poczuć to samemu.
6. Góry Traslasierra
Odcinki w 2018: El Condor & Mina Clavero
Zwycięzcy w 2018: Andreas Mikkelsen & Thierry Neuville
Jeśli góry Traslasierra to dla was wciąż nieznajome tereny, szybko wyjaśniamy – chodzi oczywiście o finałowy etap Rajdu Argentyny. W tym roku w ostatniej pętli południowoamerykańskiej imprezy odbyły się trzy odcinki specjalne – Copina – El Condor przejeżdżany dwukrotnie, oraz Giulio Cesare – Mina Clavero, gdzie zawodnicy pojawili się jeden raz. To już prawdziwe klasyki mistrzostw świata, oesy, które znają wszyscy. Wybierając się w okolice Cordoby po prostu nie można odmówić sobie wizyty w górach Traslasierra.
Przez wielu miejsce to określane jest, jako żywcem wyjęte z księżyca – krajobrazy są tam nieprawdopodobne. Ogromne pola, góry, skały i bardzo specyficzny kolor podłoża. Może i nie jesteśmy na księżycu, ale obserwujemy największe gwiazdy WRC na najlepszych odcinkach specjalnych. Będąc w wyższych partiach gór trzeba się przygotować na to, że temperatura nie będzie najwyższa, a i może pojawić się deszcz. Co na El Condor i Mina Clavero jest takiego wyjątkowego? Przede wszystkim ogromne skały, na których zawsze poustawiane są pióropusze kibiców. Ten widok robi niesamowite wrażenie, szczególnie, kiedy pojawi się mgła. W pewnym momencie naprawdę możemy się poczuć niczym na księżycu, bo dookoła nie ma nic, tylko skały, kamienie i czerwona droga.
Historie opowiadają o tym, że kibice na miejscu pojawiają się na długo przed startem odcinka, czy nawet rajdu! Jedni rozkładają namioty, drudzy przyjeżdżają kamperami i czekają tam przez kilka dni, aby zająć sobie jak najlepsze miejsce. Dodajmy do tych niesamowitych okoliczności przyrody mosty, niczym z filmów o Indiana Jonesie, czy niesamowite okazy roślin i ptaków. To miejsce trzeba zobaczyć na własne oczy.
7. Hopa Fafe
Odcinek w 2018: Fafe
Zwycięzcy w 2018: Sebastien Ogier & Esapekka Lappi
Na liście najbardziej charakterystycznych miejsc w Rajdowych Mistrzostwach Świata nie może zabraknąć odcinka specjalnego Fafe i hopy o tej samej nazwie. Cała próba to bardzo przyjemna trasa, prowadząca szczytami kolejnych pagórków, pomiędzy wiatrakami. Oes nie jest zbytnio zniszczony, więc na zakończenie Rajdu Portugalii zawodnicy mogą się po prostu rozkoszować jazdą.
Dojazd do hopki to sekwencja szybkich zakrętów prawy – lewy – prawy. Cały czas podjeżdżamy w górę i widzimy słynną bramę oznaczającą „wybicie z progu”. Większość zawodników w ostatnim punkcie najazdu hamuje – nikt raczej nie może sobie pozwolić na to, aby najechać tam z pełną prędkością. Nagle wylatujemy w powietrze niczym wystrzeleni z katapulty i przez moment widzimy tylko niebo. Zawodnicy na Fafe latają w okolice 40 metra, a więc jest to podobna odległość, co na słynnej Colin’s Crest. Masa kibiców obecna na hopie zawsze nas zaskakuje. Są ich tam tysiące! Specyfika portugalskiej atrakcji jest taka, że kluczowe jest perfekcyjne najechanie na hopkę – kiedy coś pójdzie nie tak, to zawodnicy są w niemałych opałach. Można wylądować na którejś z wysokich band dwoma kołami, można wylądować na nosie – wtedy może wydarzyć się wszystko, włącznie z dachowaniem.
Kibice mają zatem nie tylko pogląd na wspaniałe, dalekie loty, ale także na multum pomyłek i ratowań. Co ciekawe, dwa zakręty za hopką jest już linia mety, nie tylko odcinka specjalnego, ale i całego rajdu. Dwie pieczenie na jednym ogniu? Na to wygląda. Jednym okiem z pobliskiego pagórka możemy spoglądać na wydarzenia na hopie, drugim widzimy linię mety oraz podium. Wszystko to w pięknym portugalskim słońcu. Idealne miejsce na spędzenie niedzieli?
8. Salou
Odcinek w 2018: Salou
Zwycięzca w 2018: Ott Tanak
Próba rozgrywana na ulicach Salou to kolejny klasyk WRC. Ciężko zrobić podsumowanie atrakcji obecnych na miejscu bez pominięcia czegoś konkretnego. Wydaje się, że po prostu każdy w Salou znajdzie coś dla siebie. Kibice rajdów oczywiście sobie stoją i patrzą na oes, ich znajomi, czy dzieci w tym samym czasie mogą sobie siedzieć na plaży – wszak test Salou rozgrywany jest dosłownie na promenadzie wzdłuż plaży.
Jeśli chodzi o względy sportowe to oczywiście nie jest to najlepszy oes w kalendarzu. Jest to typowy mickey mouse, gdzie trzeba po prostu spokojnie przejechać i nie stracić zbyt wiele czasu po jakimś głupim błędzie. Jest tam bardzo wąsko, mamy nawroty, ciasne zakręty, a w tym roku było też piekielnie ślisko przez padający deszcz. Kiedy zawodnicy pojawili się w mieście opady ustały, ale trasa wciąż była śliska. Dodajmy do tego, że w niektórych fragmentach oes jest szutrowy, choć w tym przypadku powinniśmy bardziej napisać piaskowy.
Kibic obecny na miejscu jest wystawiony na wspaniałe show, bo o ile zawodnikom takie oesy nie zawsze się podobają, to kibicom już bardzo. Wszyscy lubimy, kiedy wurce się kręcą i „palą gumę”, kiedy pokazują swoją moc na nawrotach i szybkim odejściu. Dodatkowo, odcinek w Salou kończy pętlę, a zarazem cały dzień ścigania. To sprawia, że otwierają się przed nami dziesiątki możliwości – możemy posiedzieć sobie ze znajomymi na plaży, możemy oddać się atrakcjom miasta, ale możemy też przecież udać się do strefy serwisowej, która również ulokowana jest w Salou. Wizyta na Rajdzie Katalonii bez wizyty na superoesie w Salou? Wykonalne, ale po co?
9. Baza wojskowa Baumholder
Odcinek w 2018: Panzerplatte
Zwycięzca w 2018: Dani Sordo
Po raz kolejny w tym zestawieniu wybieramy się na rundę niemiecką. Trzecie miejsce w TOP 10 zajęły winnice nad Mozelą, gdzie odcinki specjalne rozgrywane są pierwszego dnia. Drugiego zawodnicy przenoszą się w okolice bazy wojskowej Baumholder, gdzie rozgrywane są m.in. oesy Arena Panzerplatte, oraz to właściwe, bardzo długie, legendarne Panzerplatte. Ciężko w paru słowach opisać ten oes – jest on tak długi, że jego charakterystyka zmienia się kilka razy. Mamy bowiem ścieżki przez las z bardzo dobrym asfaltem, ale są też sekcje na zniszczonym betonie z nawrotami i dziewięćdziesiątkami, a dookoła tylko złowrogie hinkelsteiny.
Te kamienne zapory powstrzymywać mają czołgi, więc nie musimy mówić, co dzieje się, kiedy z zakrętu wypadnie samochód WRC. Panzerplatte jest długie i… cholernie trudne. Trasy bazy wojskowej Baumholder są wymagające, ale są istnym klasykiem mistrzostw i rok rocznie na miejscu pojawiają się tysiące kibiców. Chyba każdy chciałby z bliska zobaczyć te wszystkie stare czołgi i samoloty, a obok nich prujące z zawrotnymi prędkościami rajdówki. Na miejscu są oczywiście odpowiednie strefy kibica, ale sama rywalizacja na tym legendarnym terenie to już coś. Samo przebywanie na tym terenie i obserwowanie rajdu to kapitalne przeżycie.
10. Great Orme
Odcinek w 2018: Great Orme Llandudno
Zwycięzca w 2018: Sebastien Ogier
Ostatnia pozycja w naszych miejscach koniecznych do zobaczenia to walijskie Llandudno i odcinek specjalny Great Orme. Dlaczego trafił on na naszą listę? Jest to doskonałe zwieńczenie Rajdu Wielkiej Brytanii. Może i nie jest to próba rozgrywana gdzieś pośrodku ciemnego i mrocznego lasu, więc nie pasuje charakterystyką do całej imprezy, ale Great Orme to naprawdę genialna próba.
Wszyscy kojarzymy przecież obrazki, kiedy to zawodnicy podróżują drogą na zboczu klifu. Po jednej stronie widzimy skały, po drugiej morze. Wkrótce potem wszyscy wpadają w środek miasta i zaliczają m.in. widowiskową beczkę. Obserwowanie samochodów WRC z zawieszeniem szutrowym na odcinku asfaltowym to zawsze spora frajda, bo auta kręcą i ślizgają się bardziej, niż zazwyczaj.
Dodatkowo jesteśmy w Llandudno, czyli jednym z najpiękniejszych walijskich miast, a kto wie może i najładniejszym, szczególnie na północy kraju. Nadmorska miejscowość z linią białych jak śnieg budynków musi zrobić wrażenie. Po zakończeniu oesu bez problemu możemy udać się na ceremonię mety, a później zasiąść w jednym z typowych brytyjskich pubów. Oprócz emocji sportowych mamy tu multum aspektów turystycznych. Great Orme Llandudno? Jak najbardziej „must be” nie tylko na liście Rajdu Wielkiej Brytanii, ale i również na liście całych Rajdowych Mistrzostw Świata.