Najmłodszy, najmniejszy i przy okazji najładniejszy – takimi przymiotnikami należy określić Skodę Kamiq, która obok Scali, jest jedną z dwóch głównych tegorocznych premier lidera sprzedaży na polskim rynku motoryzacyjnym. Za kierownicami zwinnego i kompaktowego Kamiqa niebawem zasiądą rzesze świadomych swoich wyborów pań stanowiące główną grupę docelową tego najmniejszego SUV-a Skody, który w przeciwieństwie do flagowego w tym segmencie Kodiaka – skądinąd świetnego samochodu – pod względem wyglądu jest niczego sobie. Powiem więcej – jest bardzo ładny i urodą z pewnością dorównuje swoim bliźniakom z grupy VAG – Volkswagenowi T-Crossowi i SEAT-owi Aronie, którego mieliśmy już okazję testować. Do tego wszystkiego Kamiq jest nieco większy od swoich braci.
Trzy razy NAJ – taka jest Skoda Kamiq, która kompletuje gamę SUV-ów czeskiej marki
Jak łatwo zauważyć, wszystkie trzy SUV-y Skody mają nazwy zaczynające się na literę „K” i kończące literą „Q”. Zresztą podobny zabieg mający na celu odróżnienie danej rodziny jest stosowany przez innych producentów – BMW ze swoimi „iksami” itd.
Dla ciekawskich słowo „Kamiq” pochodzi z języka Inuitów (ktokolwiek to jest) zamieszkujących północną Kanadę oraz Grenlandię (na pewno liczna populacja) i oznacza zdolność dopasowania się do każdej sytuacji. Pytanie tylko, czy taka informacja ma jakikolwiek wpływ na decyzję o zakupie danego samochodu. Raczej nie. Z pewnością czynnikami ją determinującymi są przede wszystkim wygląd, stosunek jakości do ceny, silniki i właściwości jezdne. I na tych polach Skoda od dłuższego czasu trzyma mocno solidną tarczę w ręku. Świadczą o tym sukcesy rynkowe poszczególnych modeli, a w Polsce producent z Mlada Bolesław od wielu lat dzierży sprzedażową palmę pierwszeństwa.
I w tym miejscu chyba postawimy kropkę. Nie będzie to jeden z setek podobnych do siebie tekstów, z których dowiecie się, że Kamiq został zaprezentowany na targach w Genewie czy Paryżu, o tym że ma bagażnik o pojemności 400 litrów, a po złożeniu tylnej kanapy zwiększa się ona do – dajmy na to – 1400 litrów. Na Boga – kogo to interesuje? A zwłaszcza kobiety, które stanowią główną grupę docelową Kamiqa. I słusznie – bo to bardzo fajny i – jak wcześniej wspomniałem – ładny samochód, który kapitalnie nadaje się do codziennego użytku. W związku z tym czynnikiem zniechęcającym do zakupu tego auta nie powinien być również fakt, że na polskich rynku Kamiq oferowany jest tylko z 1-litrowym, 3-cylindrowymi silnikiem o mocy 95 KM lub 115 KM. W tej drugiej wersji, samochód może być również wyposażony w skrzynię DSG.
Skoro nie będzie to klasyczny test samochodu, to o czym będzie ten materiał? Postanowiłem wykorzystać zwinnego Kamiqa do opowiedzenia wam, jak wyglądają dziennikarskie prezentacje samochodów. Być może dla wielu z was nie jest to jakaś tajemna wiedza, choć na pewno znajdą się rodzynki, które to zainteresuje.
Z prasowymi prezentacjami samochodów jest trochę tak, jak ze sprzedażą domów w USA. Na każdym bogatym osiedlu znajduje się bowiem tzw. „model house” – wysprzątany, wypicowany i co najważniejsze – naszpikowany najdroższymi gadżetami wywołującymi efekt „wow”. Marząca o swoich czterech kątach rodzina ogląda taki modelowy dom, cmoka z zachwytu i robi wszystko, aby jak najszybciej uzyskać kredyt w banku i zamieszkać na owym osiedlu. A to że ich nowy nabytek będzie w stanie mocno deweloperskim jest już drugorzędną sprawą.
I tak też jest z tymi testami nowych modeli samochodów, które raczej rzadko odbywają się na przedmieściach Radomska czy w okolicach przepięknych Kielc. Tak, to właśnie ten moment, gdy mieszkańcy obu miast powinni zacząć się odżegnywać, że wiodą sielskie życie w malowniczych zakątach naszego kraju. Być może tak jest, chociaż producenci samochodów prawdopodobnie nie podzielają tego zdania i na prezentacje swoich nowych modeli zazwyczaj wybierają jakieś zakątki Hiszpanii, Francji, Włoch czy Grecji. Albo jak w przypadku niedawnej odsłony Skody Scala – Chorwacji.
Tym razem wraz ze Skoda Polska i kilkunastoosobową ekipą dziennikarzy wybraliśmy się do Alzacji. Dotarcie na miejsce to dość oklepana procedura. Bladym świtem samolot z Katowic do jednego z niemieckich „hubów” (w tym przypadku był to Frankfurt), a w Niemczech spotkanie z grupą, którą zwykle leci z Warszawy. Dalej kolejny szybki lot do Bazylei. Co ciekawe lotnisko w tym mieście leży całkowicie na terenie Francji nieopodal Miluzy, gdzie znajduje się największe na świecie muzeum motoryzacji.
Po przylocie do miejsca docelowego wszystko odbywa się już zgodnie z wcześniej ustalonym harmonogramem. W jednym z saloników VIP przeprowadzana jest krótka prezentacja samochodu oraz plan dnia. Dziennikarze łączą się w pary i wybierają konkretny samochód, który będzie głównym aktorem testów. Ci bardziej cwani robią wcześniej rezerwację auta, co ma znaczenie, jeśli chodzi np. o kolor. Przykładowo mnie trafił się Kamiq w czarnym kolorze, który – jak zresztą widzicie – w palącym słońcu nie prezentuje się tak dobrze, jak choćby samochód w kolorze czerwonym.
Wróćmy jeszcze na chwilę do tego przykładu z „model housami”. Szybki wgląd w konfigurator Kamiqa na stronie http://cc-cloud.skoda-auto.com/pol/pol/pl-pl i już wiemy, że auto dostępne jest od około 68 tys. zł. W tej cenie otrzymujemy oczywiście golasa ze słabszym silnikiem, stalowymi felgami z kołpakami, smutną kierownicą i manualną klimą. Zresztą sami zobaczcie na zdjęciu.
Oczywiście w 99% przypadków takie samochody nie występują podczas prezentacji dziennikarskich. Nie pokazywane są również wersje – nazwijmy to – medium, które cieszą się największym zainteresowaniem nabywców. W czasie owych prezentacji żurnaliści zazwyczaj mają do dyspozycji owe „model house’y” czyli samochody w najwyższej lub zbliżonej do najwyższej specyfikacji.
Czy to fair, że do testów otrzymujemy auta, które w tym konkretnym specu kupi zaledwie kilka procent przyszłych klientów. Myślę, że tak, a powody są co najmniej dwa. Pierwszy to wygląd, bo ten ma największy wpływ na zakup. Podobnie zresztą jest z ciuchami, które świetnie wyglądają na wyrzeźbionych modelach, których zdjęcia oglądamy na Zalando. A gdy upragniony t-shirt czy sweter zawita już na naszych opasłych ciałach, czar pryska. Dlatego też lepiej jest, gdy we wszystkich publikacjach dany samochód wygląda jak Brad Pitt naprawiający antenę w „Pewnego razu… w Hollywood”.
Drugi powód – bardziej przyziemny, choć równie ważny. Znacznie lepiej przeprowadzić test samochodu, w którym znajduje się multifunkcyjna kierownica, cały infotainment obsługiwany gestami oraz wszelkie inne gadżety ułatwiające podróżowanie, z których słynie Skoda. No i te drobiazgi, jak skrobaczka do szyb ukryta w klapce wlewu paliwa, czy parasolka w drzwiach kierowcy. Simply clever. Dużo łatwiej opisuje się samochód pokazując to wszystko na żywym organizmie niż siedząc w golasie z serii Active i opowiadać, że za dopłatą w samochodzie możemy mieć to i tamto.
Wracamy do prezentacji. Odbieramy samochód, włączamy nawigację w i drogę. W przypadku Kamiqa ruszyliśmy w Wogezy, czyli znajdujące się na południu Alzacji pasmo Alp, gdzie w czerwcu odbywa się runda Rajdowych Mistrzostw Francji. Po kilku stromych podjazdach pierwsze miłe zaskoczenie – Kamiq wyposażony w malutki silnik o mocy 115 KM bardzo dzielnie radzi sobie w górach. Nie dopada go czkawka, co może tylko świadczyć, że w mieście będzie jeszcze bardziej zwinny.
Po dotarciu na przerwę obiadową w okolicach Colmar spotykamy czeską ekipę organizującą całą tę eskapadę. Okazuje się, że jesteśmy którąś już grupą testującą Kamiqa, zaś światowa prezentacja rozpoczęła się trzy tygodnie wcześniej. Zresztą z nami są grupy z kilku innych krajów. To obrazuje nie tylko rozmach przedsięwzięcia, ale i koszty liczone w milionach euro, jakie koncerny samochodowe przeznaczają na wprowadzenie na rynek nowych modeli aut. Oczywiście w cudzysłowie, bowiem docelowym płatnikiem tychże prezentacji jest przecież przysłowiowy Kowalski J.
W godzinach popołudniowych prezentacja Kamiqa powoli dobiega końca. Nawigacja ustawiona jest na nasz przyczółek, czyli hotel w ścisłym centrum Strasburga – stolicy Alzacji. Korzystając z okazji postanowiłem nieco zboczyć z pierwotnej marszruty i pojechać jakieś 30 kilometrów na północ do niewielkiego miasteczka o niemiecko brzmiącej nazwie (jak większość w Alzacji) Haguenau. Rajdowi wyjadacze od razu wiedzą o co chodzi. Tak jest – to właśnie tutaj urodził się Sebastien Loeb, tu znajduje się jego rodzinny dom oraz szkoła, do której uczęszczał. Niestety w centrum tej malowniczej miejscowości na próżno szukać pomnika rajdowego mistrza. Póki co.
Po szybkiej wizycie w Haguenau, czym prędzej udałem się pod siedzibę Parlamentu Europejskiego w Strasburgu, a później już prosto do hotelu, gdzie czekał na mnie krótki odpoczynek. Po sprawdzeniu maili, szybki prysznic i długi spacer ulicami Strasburga na grupową kolację. Po drodze okazało, że stolica Alzacji naprawdę jest pełnym uroku miejscem, w którym widać wpompowany ogrom unijnych pieniędzy.
Następnego dnia pobudka o 4.30, kawa i licząca 150 km droga na lotnisko. Tym razem mogłem jeszcze raz przekonać się o wielu walorach Kamiqa. Jasne – nie jest to samochód, który śni się po nocach, nie jest też obiektem marzeń i westchnień. Ale umówmy się – zdecydowana większość aut, które widzimy na drodze to zwykli obywatele mający bardzo przyziemne potrzeby. Czy Kamiq będzie rynkowym hitem? Z pewnością. Wszak jak sama nazwa wskazuje – ma zdolność dopasowania się do każdej sytuacji…