Czy SuperCars Light da drugie życie rajdówkom grupy N?

Czy SuperCars Light da drugie życie rajdówkom grupy N?

Czy SuperCars Light da drugie życie rajdówkom grupy N?

Czy SuperCars Light da drugie życie rajdówkom grupy N?

Organizatorzy Oponeo Mistrzostw Polski Rallycross przedstawili projekt ciekawych zmian regulaminu ramowego, który ma obowiązywać w sezonie 2019.

Najciekawszym aspektem wydaje się wprowadzenie kategorii SuperCars Light, która w projekcie otrzymała uściślenia w załącznikach technicznych. Klasa zapowiadana już pod koniec tegorocznego sezonu będzie obejmować samochody z napędem na 4 koła, silniki turbo (do 2,5 l lub wolnossące 3,5 l) z 33-milimetrową zwężką i brak tak kosztownych modyfikacji jak sekwencyjne skrzynie biegów czy zaawansowane układy przeniesienia napędu. Krótko mówiąc znakomite wieści dla posiadaczy Mitsubishi Lancerów Evo i Subaru Imprez WRX STi dawnej grupy N4, ale i kultowych Audi Quattro!

Tego potrzebuje polski rallycross

Ta modyfikacja pozwoli zgromadzić na starcie znacznie więcej samochodów z napędem na 4 koła. To bardzo ważna rzecz, ponieważ to właśnie te auta robią największe show. Nie ujmuję tu nic ośkom z SuperNational, klasy BMW E36, Fiatów Seicento czy zlikwidowanej kategorii Fiatów 126p. Jednak to, co najlepiej się sprzedaje to 4×4 z turbo.

Dzięki SuperCars Light uniknie się groteskowej sytuacji, gdy przykładowo w jednym biegu (jednej kategorii) Tomasz Kuchar w mocarnym Peugeocie 208 RX odjeżdża Maciejowi Palczewskiemu w co najmniej 2 razy słabszym Subaru Impreza GT. To rozgraniczenie na eks-fabryczne lub zbliżone do nich SuperCars (w 2018 r. znacząco ich u nas przybyło) i te N-kowe czteronapędówki było bardzo potrzebne. Liczę na to, że co po niektórzy wyciągną z garażu swoje i tak poobijane treningówki i powalczą we względnie sprawiedliwych warunkach.

Jednocześnie może to uderzyć w frekwencję najmocniejszej grupy SuperCars, ale nie zmieni to liczby pretendentów do zwycięstwa. Do tego nadal będzie trzeba mieć dość bogato przygotowany samochód.

Uproszczone zasady

Na pochwałę zasługuje także ułatwienie liczenia klasyfikacji sezonu. W 2019 r. do wyniku będzie liczyć się każdy z 7 występów. Żadnego odejmowania, wyciągania całek i 18 hipotez zależnych od 38 scenariuszy. W motorsporcie im prościej, tym czytelniej dla kibica, a o tego zabiega wciąż każdy.

Wśród zapowiedzianych zmian jest także blokada joker lapa (wytyczonego skrótu na torze, który należy przejechać raz w trakcie biegu wyścigowego) na pierwszym okrążeniu. Rozgrywki taktyczne będą toczyć się od drugiego kółka.

Poza tym sprawiedliwiej będzie w grupie SuperNationals, w której kasy SN 1600, SN 2000 i SN Open będą rozgrywać swoje biegi półfinałowe i finałowe osobno. Dotychczas wszystkich wrzucano do jednego worka, co czasem mogło nieco wypaczyć rywalizację.

Będzie lepiej, ale czy dobrze?

Polski rallycross zyskał w ostatnich latach sporo wigoru. Listy zgłoszeń w okolicach 100 kierowców robią wrażenie. To właśnie dla zawodników wydaje się dość ciekawa opcja ze względu na koszty.

Z drugiej strony mam wrażenie, że jeszcze dużo jest do zrobienia, aby zyskać popularność, uwagę przeciętnego widza. Nawet World RX w Polsce nie zyskało szczególnej popularności, a co dopiero mistrzostwa Polski. Wiem, że Oponeo prowadzi działania promocyjne na rzecz polskiego rallycrossu, ale w moim odczuciu atrakcyjniej muszą wyglądać przede wszystkim wyścigi.

Rallycross sam w sobie ma ogromny potencjał, ale w samochodach (najlepiej na bazie jak najbardziej współczesnych nadwozi) musi być widoczny nadmiar mocy, tory muszą mieć jeszcze trudniejsze zakręty i hopy, dzięki którym ta dyscyplina mogła by dosłownie wskoczyć nawet o 2 poziomy wyżej. W Polsce przydałyby się jeszcze bardziej efektowne tory, stricte rallycrossowe.

Owszem, nie od razu Rzym zbudowano. Mam tylko nadzieję, że polski rallycross kiedyś będzie dużo bardziej atrakcyjny nie tylko dla zawodnika, ale i dla masowego (nie mylić z motorsportowym) widza.

Przeczytaj również