Wszyscy jechali, Tanak frunął

Wszyscy jechali, Tanak frunął

Wszyscy jechali, Tanak frunął

149 interakcji
Wszyscy jechali, Tanak frunął

Dominacja. Nokaut. Supremacja. Hegemonia. Słów określających formę Otta Tanaka podczas Rajdu Finlandii jest wiele i każde z nich sprowadza się do jednego – Estończyk rozbił w ten weekend bank. Ott prowadził od startu od mety i bez problemu sięgnął po swoje czwarte zwycięstwo w karierze, ale pierwsze w „domowym” rajdzie. No bo skoro przy trasie powiewały głównie estońskie flagi, a populacja tego kraju jest mniejsza od Warszawy, to śmiało można stwierdzić, że przynajmniej połowa rajdowych kibiców była w ostatni weekend lipca w sąsiedniej Finlandii.

Czy forma Tanaka powinna być dla kogokolwiek zaskoczeniem? Ależ skąd! Jeszcze przed rajdowym Gran Prix wiadomo było, że to Toyota będzie nadawać tempo rywalizacji. Zresztą podobnie było w ubiegłym roku, gdzie oesy rozgrywali pomiędzy sobą Jar-Matti Latvala i zwycięzca tamtej imprezy, Esapekka Lappi. W tym roku do tego duetu dołączył jeszcze jeden kierowca, który niemal od razu stał się liderem i głównym filarem ekipy Tommiego Makinena.

Czy zwycięstwo Tanaka oznacza cokolwiek dla dalszych losów mistrzostw? Niestety raczej niewiele. Strata punktowa do Thierry Neuville’a i Seba Ogiera nadal jest ogromna, a podczas kolejnych rund czołowa dwójka nie będzie już tak cierpieć jak w Finlandii. No bo przecież cierpiała. I to okrutnie. Zwłaszcza Thierry, który – jak przystało na lidera punktacji – musiał startować na piątkowym etapie jako pierwszy. To w zasadzie ustawiło cały jego weekend. I to tak, że prawdopodobnie już po pierwszej pętli Belg marzył, aby jak najszybciej wrócić do domu. Zresztą to kopiuj/wklej z Rajdu Szwecji – tyle że tam Neuville zwyciężył, a tym najbardziej poszkodowanym był Sebastien Ogier.

I to jest największy problem Rajdu Finlandii – ze względu na rodzaj nawierzchni, w tej imprezie szanse wygraną mają tylko kierowcy jadący z tyłu. Innymi słowy – jeszcze przed weekendem było wiadomo, że ani Neuville, ani Ogier nie będą w gronie faworytów. To kolejny dowód, jak ułomne, jak kulawe są obecne przepisy dotyczące pozycji startowej. I tak są one dużo lepsze niż przed np. dwoma laty, ale nadal dalekie od ideału. A przecież rozwiązanie jest proste i – co więcej – już wdrażane w przeszłości. Chodzi oczywiście o odcinek kwalifikacyjny, który jest pochodną kwalifikacji znanych z niemal każdej serii wyścigowej. Gdyby Formuła 1 chciała zaszczepić przepisy z WRC, to sobotnie kwalifikacje powinny trafić do kosza, a taki Lewis Hamilton czy Sebastian Vettel startowaliby co najmniej ze środka stawki. Bezsens.

Teoretycznie cierpieć na piątkowych oesach powinien również Ott Tanak, bowiem na trasie pojawiał się jako trzeci. I rzeczywiście cierpiał. W ten sposób, że jadąc piekielnie szybkim tempem cały czas czuł na plecach oddech Madsa Ostberga. Dopiero w sobotę, gdy obaj rywale mieli podobną pozycję startową, Estończyk wrzucił wyższy bieg i zostawił za sobą tylko smugę dymu. W tym momencie Tanak rozgrywał już wszystko po swojemu. Do końca pierwszej sobotniej pętli wygrywał oesy, a później dał dojść do głosu swoim kolegom z Toyoty pewnie kontrolując ich tempo. Zresztą cały sobotni etap załogi Yarisów WRC rozegrali między sobą. Ot, taka dominacja.

Do tej całej układanki jak pięść do oka pasował Citroen – tegoroczny outsider, który zmaga się praktycznie ze wszystkim. Dowodem tego jest fakt, że to jedyny zespół, który nie wygrał w tym roku ani jednego rajdu. I gdy wydawało się, że francuska ekipa będzie zamykać tyły, Mads Ostberg i Craig Breen zaczęli błyszczeć na odcinku testowym. Na tyle jasno, że podzielili między sobą najlepsze czasy. W piątek co prawda już na pierwszym oesie Breen – największy bohater lutowego Rajdu Szwecji – złapał kapcia i zaprzepaścił szansę na dobry wynik. Podobnego pecha nie miał Ostberg, który jak przystało na Skandynawa – świetnie się czuje na tego typu trasach. W pewnym momencie Norweg wyszedł nawet na prowadzenie. Jak sam zażartował – zdarzyło mu się to po raz pierwszy od 1994 roku. Co prawda stracił prowadzenie na rzecz Tanaka dość szybko, ale skutecznie odpierał ataki Latvali. To co pokazał w niedzielę, zwłaszcza na Power Stage zasługuje na podziw. Po znakomitym czasie Latvali, wydawało się, że szykuje się nam pierwszy dublet Toyoty od 20 lat, kiedy to w Rajdzie Nowej Zelandii dwa czołowe miejsca zajęli kierowcy Corolli WRC, Carlos Sainz i Didier Auriol. Tymczasem Mads spiął pośladki i pojechał jeszcze szybciej. Druga lokata w pełni zasłużona. No ale był jeszcze Tanak, który jakby w kontrze do oczekiwań zespołu pojechał na maksa i zgarnął komplet punktów za PS. Niesamowite.

Teoretycznie równie dobre tempo co Ostberg powinien zaprezentować jego młodszy rodak, Andreas Mikkelsen. Zwłaszcza, że miał on wszystkie asy w rękawie. No może poza jednym – mianowicie tym, że były kierowca Volkswagena zalicza w tym roku koszmarny sezon, z pewnością najgorszy w karierze. Jego dotychczasowe wyniki to jedno wielkie pasmo porażek. W tym roku Mikkelsen tylko raz uplasował się na podium, ale było to prawie pół roku temu w Szwecji. Od majowego Rajdu Portugalii zalicza on same wtopy. Łącznie z tą z Finlandii. Mimo statusu lidera ekipy Hyundaia, jest on jej najsłabszym ogniwem.

Przed Rajdem Finlandii przewaga punktowa Neuville’a nad Ogierem wynosiła 27 oczek. Tanak tracił już do lidera aż 72 punkty. Teraz Neuville, który z 8. rundy WRC wywiózł jednie 2 punkty, ma ich o 21 więcej niż Ogier, zaś Tanak traci do Belga 46 oczek. To nadal sporo.

Na pewno Ogier sporo zyskał na „uprzejmości” ze strony swojego zespołowego kolegi Teemu Suninena. Zgodnie z przewidywaniami M-Sport zastosował team orders i tuż przed power stage Suninen spóźnił się na przegrupowanie za co otrzymał 20-sekundową karę. To wystarczyło, by wywindować Ogiera na piątą pozycję.

W WRC 2 od drugiego do przedostatniego sobotniego oesu byliśmy świadkami koncertowej jazdy w wykonaniu 17-letniego wciąż Kallego Rovanpery. Uszkodzone zawieszenie w Fabii R5 pozbawiło go szans na drugie po ubiegłorocznym Rajdzie Australii zwycięstwo w swojej kategorii. Po błędzie Rovanpery na czoło klasyfikacji wysunął się jego rodak, o 7 lat starszy Eerik Pietarinen, dla którego był to pierwszy występ w rundzie mistrzostw świata za kierownicą samochodu R5.

Biorąc pod uwagę czasy notowane na odcinkach specjalnych pierwszego dnia, z bardzo dobrej strony pokazali się Łukasz Pieniążek i Przemek Mazur, którzy w Finlandii startowali w klasie RC2 nie zgłaszając się do WRC 2. Do trzynastej próby, na której to Polacy rolowali swoją Skodą Fabią, zajmowali oni 7. pozycję wśród załóg R-piątek. Przed nimi znajdowali się tylko przedstawiciele Krajów Nordyckich oraz doświadczony Gus Greensmith. Oczywiście po wypadku Pieniążek z Mazurem musieli opuścić resztę sobotnich oesów, ale wrócili do walki w niedzielę. Na pierwszym przejeździe oesu Ruuhimaki, który po południu stanowił Power Stage polska załoga zanotowała 6. czas ze stratą niecałych 10 sekund do Rovanpery. Niestety na przedostatniej próbie nasza załoga zaliczyła kolejny wypadek i nie dotarła do mety w Jyvaskyla.

Przeczytaj również