Zastanawiacie się czasem, jakie są dwa największe problemy samochodów typu SUV? Pewnie nie… i całe szczęście, bo kto normalny ma z tym problem. Ja natomiast mam na to czas, i co więcej – chętnie się tym z wami podzielę!
Wybór nieoczywisty - Maserati Levante
“Sports Utility Vehicle” – Jaki ma właściwie być? Dużo miejsca dla pasażerów to podstawa, zwiększony prześwit, który pozwala na porzucenie utartych asfaltowych szlaków i przeniesie nas do krainy off-roadu. Najlepiej gdy to wszystko serwowane jest wraz ze świetnymi osiągami, kiedy już na ten asfalt znowu powrócimy. Splendor i zazdrosne spojrzenia innych kierowców, których zapewne nawet nie zauważymy, siedząc dobry metr nad ich głowami. Brzmi jak bajka… Przynajmniej w głowach niektórych, ale jak jest naprawdę? Czy faktycznie można mieć wszystko z niczego nie rezygnując?
No nie tak do końca :-). Jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Może to dość ostre słowa, jednak zazwyczaj “niesamowite właściwości terenowe” kończą się na szutrowej drodze. Sportowe osiągi wyglądają świetnie na papierze, a cała radość kończy się, kiedy trzeba takim ponad 2 tonowym wielorybkiem się dohamować. Życie z SUV-em to sztuka kompromisu, to z czym najtrudniej się pogodzić to aparycja autobusu. Lekarstwem na taki stan rzeczy wydaje się być włoskie dolce vita. Zaparzcie sobie ristretto i przeczytajcie o tym dlaczego Włosi robią to dobrze!
Trójząb Neptuna na atrapie chłodnicy to wciąż widok, który dość rzadko mamy okazję oglądać we wstecznym lusterku. Z jednej strony nieco szkoda, z drugiej jednak, kiedy już się pojawi, wywołuje nie lada emocje. Mimo że Maserati Levante jest już z nami od dobrych kilku lat, to w dalszym ciągu dość egzotyczny widok. Muskularna sylwetka włoskiego SUV-a, która potrafi przyprawić o szybsze bicie serca, przeszła parę drobnych zabiegów liftingujących. Obyło się bez rewolucji, ale na pewno pozwoliło nieco nadgonić panujące w tym segmencie trendy.
Bez wątpienia wygląd Levante przywołuje bardziej na myśl samochody klasy GT niż minivany, którymi zabiegane mamy odwożą dzieciaki do szkoły. Mimo sporego gabarytu (auto mierzy 5 metrów długości i blisko 2 szerokości), udało się go sprytnie ukryć w sportowej linii nadwozia – to jedna z największych zalet Maserati. Samochód, poza charakterystycznym emblematem, posiada wszystkie inne atrybuty dzięki którym bez problemu rozpoznacie go na drodze. Mowa tu oczywiście o długim, agresywnie wyglądającym przodzie, kształcie tylnych świateł, prawdziwych wylotach powietrza tuż za przednimi nadkolami, czy bezramkowych drzwiach.
W środku na pewno nie jest jak na pokładzie USS Enterprise, co moim zdaniem jest dużą zaletą. Wszystko jest porządne, mięsiste i solidne. Zarówno jakość wykorzystanych materiałów, jak i spasowanie stoi na bardzo wysokim poziomie. Skóra jest gruba i aksamitna w dotyku, a plastiki (nawet te w najniżej położonych zakamarkach) kokpitu mają przyjemną w dotyku fakturę. Rozsiadając się w kokpicie Levante można poczuć się wyjątkowo.
Świetnie prezentujące się i dobrze wyprofilowane fotele, emblemat trójzębu na kierownicy, a także w kilku innych miejscach, między innymi na tarczach zegarów. Dokładnie tak! I to na analogowych tarczach zegarów. Brak wielkiego wyświetlacza w tym miejscu traktuję jako zaletę, bo patrzenie na wskazówkę obrotomierza goniącą obszar czerwonego pola to sama przyjemność.
Oczywiście pomiędzy zegarami nie zabrakło kolorowego wyświetlacza, skąd zawiadujemy najważniejszymi funkcjami podczas jazdy. Skoro o wyświetlaczach mowa, to po środku kokpitu znajdziemy duży wyświetlacz systemu infotainment. I to, moi drodzy, jest wzór do naśladowania. Niezwykle przejrzysty i ostry obraz, prędkość działania i reakcja na dotyk również stoi na bardzo wysokim poziomie. Palcuje się jak wszystkie, ale zanim to nastąpi, aż miło popatrzeć.
Oldschoolowym rozwiązaniem jest również panel obsługi klimatyzacji z fizycznymi przyciskami. Miejsca w kabinie jest sporo zarówno dla tych podróżujących z przodu, jak i z tyłu. Podróżując na tylnej kanapie, nie zabraknie nam miejsca na nogi oraz na głowę, ponieważ linia dachu opada dość gwałtownie dopiero za głowami podróżnych. Warto zauważyć, że tylna kanapa jest podgrzewana, a w zasięgu pasażerów znajdują się dwa gniazda USB w akompaniamencie gniazda zapalniczki, które niestety mało ciekawie się prezentują. Całość na szczęście można ukryć za pomocą klapki. Za tylną kanapą znajdziemy jeszcze 580 litrów przestrzeni bagażowej.
Pod maską Levante znajduje się 3-litrowe V6 z podwójnym doładowaniem i bezpośrednim wtryskiem. Jednostka produkowana jest przez Ferrari w Maranello i trafia jedynie pod maskę prezentowanego modelu.Całość generuje moc 350 koni mechanicznych. Przyspieszenie do setki zajmuje 6.0 sekund. Biorąc pod uwagę gabaryty oraz masę, jest to całkiem dobry wynik. Na pochwałę, i to niemałą, zasługuje na pewno brzmienie, które od lat jest domeną samochodów tej marki. Jeden klik! …i Levante przełączone w tryb Sport zabrzmiało tak dobrze, że przez moment zastanawiałem się, czy dźwięk przypadkiem nie jest podbity przez głośniki wewnątrz auta. Rasowy pomruk oraz żywiołowe chrapnięcia przy zmianie biegów… o tak! Coś takiego nigdy się nie nudzi. W erze wszechobecnej kastracji, taki dźwięk to rzadkość. Brawo!
Włosi twierdzą, że Levante ma być zdecydowanie bardziej sportowe niż BMW, ale tym tym samym zapewniać lepszy komfort niż Porsche. Czy udało się to osiągnąć? Po części na pewno.
Samochód świetnie się prowadzi i bez wahania wykonuje polecenia kierowcy. Nisko położony środek ciężkości jest sporym atutem, bo dzięki temu na zakrętach nie czujemy jakby auto za wszelką cenę chciało opuścić tor jazdy. Pneumatycznie zawieszenie dostosowuje się do wybranego trybu i potrafi jeszcze bardziej usztywnić całość dzięki czemu pokonywanie zakrętów to sama przyjemność. Jeśli jednak spodziewamy się komfortu porównywalnego z lewitowaniem nad nierównościami nawierzchni, to zdecydowanie na próżno. Maserati pewnie stąpa po gruncie, a na brak komfortu nie można narzekać .
Charakterystyka zawieszenia zdradza jednak, że bliżej mu do samochodu sportowego, a nie krążownika szos. Czy jednak byłby SUV bez trybów jazdy terenowej, bez obaw – tutaj także ich nie zabrakło. Przez większość czasu cała moc preferuje tylną oś napędową, natomiast elektronika jest w stanie w mgnieniu oka przenieść do 50 również na przednią oś. Dźwignięcie całego samochodu za przełączeniem magicznego guziczka, pozwoli na pewno na nieco mniejszy zawał serca kiedy faktycznie zechcemy zjechać z asfaltu. Jak daleko można zapuścić się Levante na bezdroża? To zależy już chyba tylko od zasobności portfela, w przypadku kiedy wodze fantazji pozwolą na wjechanie się zbyt daleko.
Mimo, że Maserati Levante nie wydaje się być oczywistym wyborem, to warto przemyśleć tę sprawę dokładnie. SUV, który prowadzeniem i wyglądem wydaje się prześcigać stado, to zjawisko bardzo niecodzienne. Unikatowość samochodu z trójzębem potęguje efekt obcowania z czymś wyjątkowym, pięknym, a na dodatek włoskim. Podróżując Levante ma się wrażenie, że oczy innych są zwrócone w naszą stronę. Wrażenie jest jak najbardziej zasadne, bo to świetnie skrojony samochód. Zdecydowanie chciałbym widywać go częściej.
Tekst i zdjęcia: Rafał Łakus