Choć nie jestem entuzjastą SUV-ów, Volkswagen T-Roc R przekonuje mnie bardziej niż Golf R

Choć nie jestem entuzjastą SUV-ów, Volkswagen T-Roc R przekonuje mnie bardziej niż Golf R

Choć nie jestem entuzjastą SUV-ów, Volkswagen T-Roc R przekonuje mnie bardziej niż Golf R

10 interakcji
Choć nie jestem entuzjastą SUV-ów, Volkswagen T-Roc R przekonuje mnie bardziej niż Golf R

Szef Volkswagen Group of America powiedział niedawno, że niemiecki koncern powinien produkować więcej „entuzjastycznych samochodów”. W ten plan perfekcyjnie wpisuje się nadciągający do polskich salonów Volkswagen T-Roc R, którym kilka dni temu miałem okazję jeździć w Nicei.

Golf R jest ukochanym samochodem i uważamy, że możemy pokazać tę samą magię w kilku innych segmentach – dokładnie tych słów użył wspomniany przeze mnie Scott Keogh. Muszę przyznać, że owe czary sprawiają, że nawet ja – umiarkowany sceptyk SUV-ów – subiektywnie dostrzegam w grupie tych pojazdów konstrukcje, które mają sens. Zresztą T-Roc R to tak naprawdę współczesny hot hatch, a segregowanie go razem z crossoverami jest zasługą złudzenia optycznego.

To samo, choć inaczej

Ta kompaktowa quasi-terenówka jest zbudowana na tej samej platformie (MQB), co Golf R. Niezwykle zbliżone parametry obu samochodów w zakresie mocy, osiągów, ale i przestrzeni w środku – sprawiają, że T-Roca R nie nazwałbym nawet większym bratem flagowego hatchbacka. Ma po prostu inną budowę ciała. Jeśli myślicie, że wyższy prześwit tego auta powoduje kolosalną różnicę w prowadzeniu, to jest to najlepszy przykład wymienionego wyżej złudzenia.

Tak się składa, że masywne ramy i belki osadzono w nim tak, aby środek ciężkości był niższy niż w Golfie R! Dzięki temu na ciasnych i krętych asfaltach francuskiej prowincji przy Lazurowym Wybrzeżu nie ma mowy o odczuciu turlającego się z lewa do prawa głazu co zakręt. „Magia” nie dotyczy zatem tylko wysokiej wydajności silnika, który moim zdaniem nie jest tu aż tak dużym fundamentem frajdy z jazdy jak konstrukcja podwozia.

Ile można?

Skoro o jednostce napędowej mowa, to zaskoczenia tutaj nie uświadczycie. To sprawdzona już w szeregu innych modeli koncernu 4-cylindrowa jednostka 2.0 TSI (blok stanowi bazę także dla wyczynowych 1.6 turbo znanych ze Skody Fabii R5 i Volkswagena Polo GTI R5). Choć przydałby się może jakiś powiew świeżości, to na razie ta jednostka na emeryturę się nie wybiera. Podobnie jak w Cupra Ateca, mapowanie silnika pozwala na korzystanie z maksymalnie 300 KM mocy oraz 400 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Niższa masa niż w przypadku hiszpańskiego kuzyna umożliwia złamanie bariery 5 sekund w sprincie od 0 do 100 km/godz. (4,8 sek. jak Golf R!).

W celu pokazania potencjału T-Roca R, Volkswagen zaprosił nas na południe Francji i wypuścił na drogi, które fragmentami nadawałyby się na rozgrywany nieopodal Rajd Monte Carlo (gdybym przestudiował wnikliwie mapy pewnie coś mogłoby się nawet pokryć choćby z dojazdówkami). Na wąskich i ciasnych partiach uczucie prędkości było spotęgowane (sprytne!), ale również wymagało niezwykłej precyzji. W tej kwestii można było przekonać się o potencjale elektroniki napędu na 4 koła (4Motion), którego sztuczna inteligencja pozwalała na naprawdę dynamiczne pokonywanie nawrotów bez uślizgu. Nie mam tu na myśli zamulającego tłumienia osiągów, a dobieranie momentu każdemu z kół w taki sposób, aby naprawdę szybko wyjść z zakrętu.

Właściwości jezdne to poza tym jedna z tych rzeczy, którą wręcz słusznie T-Roc R lubi się chwalić. Dodatkowo kusi odrobiną szaleństwa nie ukrywając faktu, że system ESC (stabilizacja) może zostać wyłączona. Wówczas w trybie Race robi nam się niezły potworek, ale przyznam, że nie odważyłem się uruchomić tej konfiguracji. Drogi w Alpach Nadmorskich mają tak zerowy margines błędu, że strach było przesadzić. Poza tym dłuższa jazda po tak krętych odcinkach w trybie Race była wręcz męcząca dla rąk, dlatego niejednokrotnie z ulgą przełączałem się na Comfort. Na drogach publicznych nie korzystałem także ze startu z launch control, ale jego możliwości znam już z innych pojazdów grupy VW.

Jednak tak naprawdę największy fun dały niefabryczne ustawienia w postaci trybu Race ze zmiękczonymi nastawami amortyzatorów. Taki setup z pomocą układu DCC były adekwatny dla trochę nierównego asfaltu. W połączeniu ze świetnie skonfigurowanym 7-stopniowym i dwusprzęgłowym automatem DSG (jedyna skrzynia w wersji R) nie czułem potrzeby ręczne korygowania przełożeń nawet w przypadku bardziej dynamicznej jazdy. Brakowało może tylko imponującego dźwięku silnika, ale na 4-cylindrówce nie gra się jak na V8. Dla pocieszenia w trybie Race często da się usłyszeć strzały z wydechu po puszczeniu pedału gazu z ciekawie zestrojonego układu, który w dodatkowej opcji przygotował z tytanu sam Akrapović.

Sport na kanapie

Tak wiele walorów sportowych sprawia, że wręcz trzeba przypomnieć, że mamy tu do czynienia z autem do jazdy na co dzień. Bardzo wygodnym i co ważne oszczędnym. W trybie Comfort producent deklaruje spalanie w cyklu mieszanym (WLTP) na poziomie nawet 7,5 litra benzyny na 100 kilometrów. Te 300 KM pod pedałem gazu jest w dodatku wkomponowane w normy emisji Euro 6d. W połączeniu z całą gamą asystentów jazdy Volkswagena oraz nowoczesnym infotainmentem (m.in. z Android Auto i Apple CarPlay) tworzą komfortowo podane danie z pikantną, sportową posypką.

Pojazd balansujący na granicy SUV-a z hot hatchem wydaje się ciekawą propozycją dla poszukujących samochodu stanowiącego kompromis między sportem, bezpieczeństwem i praktycznością. Dosyć duża dawka tego pierwszego aspektu sprawia, że z pewnością trzeba pokusić się o odrobinę pozytywnego szaleństwa, ale w końcu samochody z linii R kupuje się gorącym sercem, a nie racjonalnym rozumem. Z racji naprawdę niewielkich wymiarów w segmencie SUV-ów, autem każdy odnajdzie się nie tylko na drogach poza miastem, ale i w centrum metropolii.

To są zwykli przebierańcy!

Przed testem chyba bym siebie o to nie podejrzewał, ale gdy teraz patrzę jednocześnie na Golfa R i T-Roca R mam wrażenie jakbym wybierał między samochodem WRC poprzedniej i obecnej generacji. Oba zjawiskowe, ale bardziej przyciąga mnie do tego drugiego. Nie oznacza to jednak, że przekonałem się do SUV-ów, ponieważ Volkswagen T-Roc R to czteronapędowy hot hatch tylko przebrany za crossovera. Oceniając po wyglądzie można mieć wątpliwości, jednak w badaniu empirycznym nie ma co do tego żadnych wątpliwości.

Przeczytaj również