Samochody elektryczne to przyszłość? A może rewolucji nie będzie? Co zmieni się w motoryzacji?

Czy samochody elektryczne rzeczywiście są przyszłością motoryzacji? Pomimo faktu, że wielu osobom bardzo mocno na tym zależy, ja wcale nie brałbym tego za pewnik. Ta technologia w dalszym ciągu ma mnóstwo bolączek. Jak przebiega jej wejście na rynek? To zależy. Zwolennicy samochodów elektrycznych powiedzą wam, że znakomicie. Przeciwnicy z przekąsem stwierdzą, że nie pamiętają, kiedy ostatnio widzieli na drodze elektryczne auto. Jedni i drudzy mogą mieć rację.

motoryzacja samochody elektryczne
Podaj dalej

Przyszłość motoryzacji to samochody elektryczne?

Jeśli mam być całkowicie szczery, to mam mieszane odczucia co do samochodów elektrycznych. Jest to sprawa w gruncie rzeczy dosyć skomplikowana. Już od samego początku sceptycznie podchodziłem do tego pomysłu. Wychodziłem z założenia, że jeśli coś jest dobre, to nie trzeba tego zmieniać. Napęd spalinowy jest aktualnie znakomicie rozwinięty. Ta technologia tutaj poszła zdecydowanie do przodu. Również pod względem klimatycznym, ekologicznym. Takie są wymogi Unii Europejskiej i producenci wykonują w tym zakresie mnóstwo pracy.

motoryzacja samochody elektryczne
fot. Pixabay

Z drugiej strony ta ekologiczność samochodów elektrycznych jest bardzo często poddawana w wątpliwość. Nie jest to do końca takie klarowne i przejrzyste. W sieci pojawia się m.in. argument mówiący o tym, że w bardzo wielu europejskich krajach prąd wciąż podchodzi w dużej mierze z węgla. Tak – ze spalania węgla. Taka to ekologia i zielona energia. Natomiast już mniejsza z tym. To są bardziej sprawy światopoglądowe i nie każdego to po prostu interesuje. Są tacy, którzy mają to gdzieś. Nie interesuje ich ekologia, nie zaprzątają sobie tym głowy. Uważają to za bzdurę.

Dla takich osób liczą się fakty. Konkrety – namacalne. I tutaj starcie samochodów elektrycznych z samochodami spalinowymi wypada raczej niekorzystnie dla tych pierwszych. Nie zrozumcie mnie źle – osobiście uważam, że pod pewnymi względami te auta są nawet fajne. Miałem w moim życiu okazję do jeżdżenia kilkoma elektrykami. Różnego rodzaju. Był to chociażby elektryczny Fiat 500, ale było też Porsche Taycan. Mam więc pewnego rodzaju rozeznanie w tym temacie…

Da się tym jeździć?

Co do Porsche Taycana, to mógłbym tutaj się rozpisywać godzinami. Cudowne auto. Każda sekunda spędzona na jego pokładzie była czymś fantastycznym. Nie piszę tutaj wyłącznie o prędkości, przyspieszeniu, bo czasami to nie o to chodzi. Tym samochodem dosłownie można się toczyć i czerpać przyjemność z każdego kolejnego metra. Ale to nie jest do końca miarodajne w tym moim felietonie. Porsche to Porsche. Gdyby wszystkie elektryki takie były, nikt nie widziałby w tym problemu. Ale takie nie są i większości ludzi na takiego Taycana po prostu nie stać.

motoryzacja samochody elektryczne
fot. Pixabay

Więc bliżej jest nam do tych elektrycznych Fiatów 500, czy innych tego typu mniejszych pojazdów. I zacznijmy od tego, że odmiana elektryczna jest po prostu o wiele droższa, niż odmiana spalinowa. Mowa o tym samym aucie, z tym samym wyposażeniem – po prostu elektryk jest droższy, niż benzyniak. I to w oczach bardzo wielu osób od razu kończy rozmowę. Umówmy się – Polacy nie należą do rozrzutnych. Są tacy, którzy liczą każdy grosz. Rozważają absolutnie każdy wydatek.

Sprawdź również to: Tesla zepsuła się przez mocne opady deszczu…

Osobiście znam przypadek mężczyzny, który pieszo woli przejść na stację paliw oddaloną kilka kilometrów od jego domu, bo tam paliwo jest tańsze o 20 groszy. Znam ludzi którzy wybierają w którym sklepie zrobią zakupy na podstawie tego, że zapłacą tam za wszystko 10 zł mniej. Liczymy pieniądze. Szukamy promocji. Kupujemy wielosztuki. Obniżki, wyprzedaże, przeceny – to norma. I ktoś chce mi wmówić, że przeciętny Polak będzie w stanie wydać – no nie wiem – 30, 40, albo 50 tysięcy złotych więcej na samochód tylko dlatego, żeby mieć auto elektryczne, a nie spalinowe?

Nie wydaje mi się…

Cena jest argumentem. I niestety jest to argument na niekorzyść elektryków. Po drugie, wciąż ładowanie tych samochodów można uznać za problematyczne. W przypadku diesla, albo benzyniaka, podjeżdżamy na stację paliw i po dwóch minutach nas nie ma. Tankujemy samochód do pełna i możemy przejechać kolejnych 1000 kilometrów. Znowu stajemy na 2 minuty na stacji… i znowu możemy pokonać 1000 kilometrów. I tak dalej, i tak dalej. A co z elektrykiem? Stajemy na godzinę, czy dwie na szybkiej ładowarce i możemy przejechać potem 300, albo 400 kilometrów?

Sprawdź również to: Realny zasięg nowych elektryków to totalne fiasko… Wiedziałeś o tym? 

Jak pisałem, można to uznać za problem. Ja osobiście bym chciał, żeby ludzie jednak mogli sobie wybrać to, czym będą jeździć. Jestem przeciwnikiem takich zakazów i zmuszania ludzi do jednej, słusznej, wybranej opcji. Jeśli te samochody elektryczne są takie wspaniałe, jak niektórzy przekonują, to przecież ludzie je wybiorą. Nie trzeba tego regulować przepisami. Jeśli są takie cudowne, ludzie się na nie rzucą. Takie zakazy moim zdaniem mogą wywołać efekt odwrotny do zamierzonego.

Nie mam problemu z elektryfikacją. Ale po pierwsze, trzeba w tym temacie wykonać jeszcze mnóstwo pracy. Po drugie, nie zakazem, czy nakazem, a rozwojem samochodów. A po trzecie – jeszcze nie teraz. Niech formą przejściową, albo i nawet docelową, będą hybrydy. To są wspaniałe auta. To świetne połączenie. Ale elektryki? Moim zdaniem nie – jeszcze nie teraz…

Przeczytaj również