Dlaczego George Russell wygra nadchodzące Grand Prix Austrii? To będzie jego sezon [FELIETON]

Już w piątek rozpocznie się sezon Formuły 1. Dlaczego George Russell wygra ten weekend, a potem zgarnie dla siebie cały sezon? Grand Prix Austrii będzie zaledwie początkiem tej wielkiej historii młodego Brytyjczyka.

Dlaczego George Russell wygra nadchodzące Grand Prix Austrii? To będzie jego sezon [FELIETON]
Podaj dalej

W piątek, 3 lipca, o godzinie 11:00 rozpocznie się sezon Formuły 1. Wtedy to zawodnicy wyjadą na pierwszy trening przed pierwszym Grand Prix Austrii. Potrwa on 90 minut, podobnie jak ten drugi, który zacznie się o 15:00. Na kogo powinniśmy patrzeć ze szczególną uwagą? Wydaje się, że George Russell to „one to watch”.

W sobotę odbędą się trzeci trening oraz kwalifikacje, zaś w niedzielę wyścig. OK – nie oszukujmy się, George Russell nie stanie na pierwszym stopniu podium tego wyścigu. Prawdopodobnie Brytyjczyk nie zdobędzie nawet jednego punktu, a w sobotę nie awansuje do Q2. Ciężko podejrzewać, aby Williams nagle się odrodził i walczył o cokolwiek… z kimkolwiek.

Mentalny zwycięzca

Ale pod pewnym względem Russell będzie zwycięzcą Grand Prix Austrii. To na nim skupiona będzie uwaga – jeśli nie wszystkich, to na pewno wielu kamer. Brytyjczyk wygrał sobie takie zainteresowanie podczas koronawirusowej przerwy. Czym? Wieloma kwestiami, m.in. wirtualnym ściganiem, gdzie dał prztyczka w nos wszystkim kolegom.

Formuła 1 zorganizowała w czasach pandemii wirtualne mistrzostwa. Russell brał w nich udział od samego początku, ale nie od razu prezentował konkurencyjne tempo. Wszyscy zachwycali się Charlesem Leclerkiem, później Alexem Albonem, czy Lando Norrisem. Bo tak wypadało, bo oni przykuwali uwagę, wygrywali, nawet podśmiechiwali się z Russella. Ale to szybko się skończyło.

Nagle Russell wszedł na wyższy poziom. Rywalizacja z Leclerkiem, Albonem i całą resztą nie była już dla niego wyzwaniem. George walczył sam ze sobą i za każdym razem wygrywał tę walkę. Był skuteczny do bólu, był znakomity, fantastyczny – można by tak mówić i mówić. Można by się nad nim zachwycać, tak też robili komentatorzy i kibice z całego świata. Wygrał cały cykl. I na pewno George’owi będą w Austrii zadawane pytania na ten temat. I powiedzmy sobie wprost – Brytyjczyk będzie chwalony na całego. Zasłużenie.

Russell to materiał na mistrza świata

Cokolwiek by o nim nie mówić, myśleć, Russell to świetny kierowca. Jego racecraft już stoi na wysokim poziomie, a biorąc pod uwagę wiek, samodyscyplinę i charakter, jest tam jeszcze pole do niesamowitego rozwoju, który w przyszłości może zapewnić Georgowi tytuł mistrza świata. I to nie jeden.

Po części smutne będzie to, że na torze w Austrii Russell będzie prawdopodobnie walczył wyłącznie o przedostatnie miejsce. Ale z drugiej strony… to kolejny powód, dla którego Russell będzie na ustach komentatorów. Każdy będzie podkreślał wielki talent młodego Brytyjczyka i współczuł mu, że musi męczyć się w Williamsie. To wszystko sprawia, że mentalnie George – jakkolwiek na to nie patrzeć – będzie jednym ze zwycięzców w Austrii. A może i w całym sezonie.

Nie chodzi tu tylko o to, że wszyscy będą mówić jaki to Russell ma talent, ale za słabe auto, aby to pokazać. Prawda jest taka, że kierowca Williamsa już wkrótce nie musi być kierowcą Williamsa. Nie zapominajmy o tym, że to junior Mercedesa i ulubieniec Toto Wolffa. Zanim Mercedes pomyśli o nowym kierowcy, bądź rozważy przedłużenie kontraktu Valtteriego Bottasa po raz kolejny, będzie musiał wytłumaczyć sobie, dlaczego nie powinien postawić na Russella

W końcu dopnie swego

Zresztą… Russell nie musi wcale trafić do Mercedesa. Głośno mówi się o tym, że Toto Wolff odejdzie do Astona Martina. Tam bossem od pewnego czasu jest Lawrence Stroll, czyli prywatnie dobry znajomy Wolffa. Zresztą sam Toto kupił niedawno udziały w Astonie Martinie, więc wszystko układa się w jedną całość. Ba, mówi się nawet, że Stroll i jego Aston Martin przejmie stajnię w Brackley, gdzie obecnie rozwijane są bolidy Mercedesa.

 

Jeśli Wolff przejdzie we władanie zespołu Aston Martin Racing F1 (czy jakkolwiek Aston w Formule 1 będzie się nazywał), będzie chciał skorzystać ze sprawdzonych ludzi. Na pewno będzie chciał pozyskać Lewisa Hamiltona. Brytyjczyk taki ruch na pewno rozważy, bo wiemy, że uwielbia współpracę z Wolffem i ceni go jako fachowca. Nie jest wykluczone, że na drugiego kierowcę – bądź nawet pierwszego w przypadku fiaska negocjacji z Hamiltonem – Wolff pozyska sobie do ekipy Russella.

Na razie są to wyłącznie spekulacje – nic nie jest potwierdzone. Ale Russell w pewnym momencie trafi do dużego zespołu i będzie walczył o zwycięstwa, a w konsekwencji o tytuł mistrza świata. Stanie się tak prędzej, albo później, ale się stanie. A ten sezon, tak samo jak poprzedni – ta męka w Williamsie jest wyłącznie przystankiem. Kto wie, może George za kilka lat wspomni ten okres z uśmiechem na ustach. Przecież dostaje okres próbny za darmo. Może się rozbijać, testować, uczyć się torów, realiów F1, może robić co chce, bo nie ciąży na nim absolutnie żadna presja. Może rozwijać się w środowisku, w którym nie musi niczego udowadniać, ale zarazem ma spokój i bezpieczną posadę. Nie wszyscy mają taki „luksus”.

Przeczytaj również