Chcemy więcej Raikkonenów w sportach motorowych

Piękne słowa, najlepsi kibice na świecie i genialni sponsorzy, oferujący najwyższej jakości produkty – PR-owa paplanina dziś już nikogo nie interesuje i nikt nie chce jej czytać. Kibice sportów motorowych zamiast obawiać się propagowania silników elektrycznych powinni raczej zadbać o to, gdzie podziały się jaja u naszych „herosów i bohaterów”.

Chcemy więcej Raikkonenów w sportach motorowych
Podaj dalej

Sportowców w głównej mierze kochamy za to, że przypominają nam nas samych. Nie są tylko wyidealizowanym obrazkiem, pozbawionym wad produktem – mają takie same cechy jak my, z tych samych powodów się cieszą i to samo ich denerwuje. A my chcemy te emocje oglądać.

Pozwólcie, że przytoczę chyba najbardziej znany komentarz Kimiego Raikkonena podczas rozmowy z Martinem Brundle w trakcie Grand Prix Brazylii 2006.

– Kimi, ominęła cię prezentacja Pele.
– Taa.
– Poradzisz sobie z tym jakoś?
– Taa, byłem wtedy się wysrać.

https://www.youtube.com/watch?v=1bMZHHK–O4

Rzecz jasna musimy oddzielić szczerość i pokazywanie emocji od chamstwa, którym tutaj lekko zaleciało od Raikkonena – ale to właśnie dzięki takim sytuacjom kierowcy zyskują sympatię kibiców. Nie chciał brać udziału w prezentacji Pele? Nie interesuje go piłka nożna? W takim razie nie idzie na nią, nie przybiera głupkowatego uśmieszku i nie wymienia nieszczerych uprzejmości z wyżej wymienionym.

Zresztą, cytatami z Raikkonena można by zasypać cały artykuł:

– Kimi, co czyni markę Tag Heuer szczególną?
– Jest okej.

Albo:

– Czy to prawda, że czasami nudzisz się za kierownicą samochodu?
– Tylko wtedy, kiedy prowadzę z ogromną przewagą, jak niegdyś w Melbourne. Zaczynasz wtedy myśleć o zupełnie innych rzeczach, albo bawić się przyciskami na kierownicy.

Który z obecnych kierowców odpowiedziałby w ten sposób na to pytanie? Dziś usłyszelibyśmy raczej: – Wspólnie z moim fantastycznym zespołem wypracowaliśmy fantastyczną przewagę, jednak musieliśmy zachować skupienie i oszczędzać opony, bo rywale nie śpią. To jest motorsport i wszystko może zmienić się w ułamku sekundy. Dziękuję całemu sztabowi inżyni… – i w tym momencie albo zmieniamy kanał albo po prostu zasypiamy.

A propos najlepszych kibiców na świecie – zauważyliście, że Lewis Hamilton po każdym wygranym wyścigu we wszystkich swoich kanałach social mediowych bombarduje nas podziękowaniami dla najlepszych na całym świecie fanów? Nie ważne, czy obecnie znajduje się w Meksyku, Australii, Wielkiej Brytanii czy USA. Przecież to brzmi komicznie.

Dla zrównoważenia, komentarz od Raikkonena?

– Jak spowodowana przez ciebie żółta flaga wpłynęła na wyścig innych?
– Nie obchodzi mnie to, co przydarzyło się innym.

Krótko, zwięźle i na temat. Sytuacja ma się źle nie tylko w sportach motorowych, ale sporcie w ogóle. Na zakończonym już mundialu obserwowaliśmy chyba najbardziej nieudolne próby wymuszania fauli (Neymar – dziękujemy za porządną liczbę memów). Przez to sportowiec nie kojarzy nam się już z ideałem i wzorem do naśladowania, a ze zwykłym pajacem.

Sztaby ludzi, lekarzy, badania, przygotowania, suplementy diety, gluten… A wszystko to w ostateczności okazało się tylko kolejną pożywką dla mediów po blamażu polskiej drużyny w Rosji.

W tym czasie, w którym Krychowiak zabawiał się na plaży z palcem swojej dziewczyny, Chorwaci biegali za czterech i zyskali miliony fanów na całym świecie. Podobnie jak w 1998 roku, kiedy w chorwackiej reprezentacji występował jeszcze Robert Prosinecki. Gość był tak dobry, że dostał od swojego trenera pozwolenie na palenie fajek w przerwie meczu.

– Wiem, że palenie nie jest dobre dla sportowca, ale ono mnie relaksuje. Poza tym, nikt z nas nie będzie żył 100 lat.

I nie mówię tu bynajmniej o tym, że Lewis Hamilton ma się na kolejnej rundzie Formuły 1 stać Jamesem Huntem. Nie, ale znając także jego słabe strony facet staje się po prostu bardziej ludzki.

Już w miniony weekend na Goodwood Festival of Speed zadebiutował Roborace – „bolid” wyścigowy sterowany za pomocą komputera. Bez kierowcy. Jeszcze chwila, a stawkę F1 zaleje masa innych Hamiltonów, a my bez Raikkonenów umrzemy z nudów.

Przeczytaj również