Od 2020 r. płaca minimalna wyniesie 2600 zł brutto, co daje kwotę “na rękę” w wysokości 1920 zł. Ekonomiści alarmują, że tak duży wzrost wynagrodzenia (dokładnie o 350 zł w ciągu roku) może przełożyć się na inflację, a więc ceny towarów i usług pójdą w górę. Nie sądzę jednak, żeby jakoś znacząco odbiło się to na cenach samochodów na rynku wtórnym, a to właśnie samochody będą pierwszym dobrem – niegdyś “luksusowym” – po które sięgnie wzbogacone społeczeństwo. Auto, które pali, jeździ, skręca i hamuje, będzie można bez problemu kupić za dwie „najniższe krajowe”.
Dobra okazja na kolejne auto w rodzinie
Celem rządu jest podnoszenie standardu życia i nie ma w tym nic złego, ale skutki pośrednie takiego zabiegu mogą być odwrotne od zamierzonych. Jeszcze w 2017 r. płaca minimalna wynosiła 2000 zł. Jeśli statystyczny Polak, którego wynagrodzenie po tych kilku latach wzrośnie o 600 zł brutto, przesiądzie się z tego powodu z Passata B5 do Passata B6, to nie będzie w tym nic złego.
Gorzej, kiedy taki delikwent stwierdzi, że to idealna okazja do nabycia kolejnego auta w rodzinie – które często nawet nie jest mu szczególnie potrzebne. To przełoży się na wzrost liczby pojazdów na drogach i parkingach, których już dzisiaj jest zdecydowanie za dużo. Skutki ekologiczne też będą miały znaczenie, bo raczej nie mówimy tutaj o samochodach spełniających najwyższe normy emisji.
Sprowadzamy coraz więcej samochodów
Rosnąca liczba rejestracji samochodów to trend, którego nie da się zatrzymać. W ubiegłym roku Główny Urząd Statystyczny wyliczył, że w Polsce zarejestrowanych jest blisko 30 mln pojazdów. W 2018 r. Polacy zarejestrowali 1,6 miliona używanych samochodów (dane za Polskim Związkiem Wynajmu i Leasingu Pojazdów).
Tylko w 2018 r. sprowadzono milion pojazdów używanych z zagranicy i – jak wynika z danych SAMAR – w tym roku najpewniej także przekroczymy tę liczbę. Ponadto można zaznaczyć, że w Polsce przypada więcej samochodów na 1000 mieszkańców niż we Francji i w Niemczech. Nie ma się czym szczycić, jeśli dodamy, że po naszych drogach jeżdżą także jedne z najstarszych samochodów w Europie.
Nie twierdzę, że wszystkie stare samochody są złe i powinny znaleźć swoje miejsce na złomowisku. Ale umówmy się, że kilkunasto- i kilkudziesięcioletnie pojazdy, które poruszają się po naszych drogach, to rzadko kiedy są zadbane youngtimery.
Wyższe mandaty, droższe parkingi i co jeszcze?
Zakorkowane ulice to jedno, ale zupełnie osobną sprawą jest fakt, że kierowcy już teraz stają się znaczącym źródłem łatania budżetu. Od 2020 r. wzrośnie kara za brak ciągłości w ubezpieczeniu pojazdu maksymalnie do 5200 zł (obecnie jest to 4500 zł). Wprowadzona zostanie także kara za niezgłoszenie nabycia pojazdu w wysokości od 200 do 1000 zł.
Podwyżka mandatów na razie jest tylko obiektem dyskusji, ale ponieważ ich wysokość nie była zmieniana od lat (w przeciwieństwie do minimalnego wynagrodzenia), to można się spodziewać, że wkrótce za przewinienia na drodze przyjdzie nam zapłacić dużo więcej. Mówi się nawet o czterokrotnym wzroście obecnych stawek.
Można się spodziewać, że również władze lokalne zechcą łatać swoje budżety kosztem kierowców. Taką możliwość dają im nowe przepisy, które od września 2019 r. pozwalają samorządom decydować o wysokości stawek za parkowanie.
Kolejną rewelacją ostatnich tygodni jest oświadczenie ministra infrastruktury o podniesieniu opłaty paliwowej w 2020 r. Może to oznaczać kilkuprocentowy wzrost cen paliw na stacjach.
Wszyscy posiadacze samochodów dostaną obuchem
Społeczeństwo się bogaci, społeczeństwo kupuje – to zrozumiała analogia i raczej wykluczone, żeby coś w tej materii miało się odmienić. Samochody od 2020 r. będą wprawdzie drożeć, ale tylko te w salonach – powodem jest zaostrzenie norm emisji spalin, które wymusi na producentach podwyżkę cen pojazdów.
Na rynku wtórnym rewolucji raczej nie ma się co spodziewać. Skoro ceny samochodów używanych pozostaną niskie, to kosztowne będzie ich utrzymanie. Ci, którzy nie będą mieli na to pieniędzy, zrezygnują z dodatkowych pojazdów w rodzinie albo całkowicie przesiądą się do komunikacji zbiorowej. Pozostali po prostu będą płacić więcej.
Dlaczego używane Audi zamiast nowej Dacii? W tym roku Polacy sprowadzają na potęgę