F1 nie chce się dzielić
Michael Andretti obecnie znany jest z prowadzenia jednego z największych imperiów wyścigowych w Stanach Zjednoczonych. Amerykanin, urodzony w Bethlehem, w 1993 roku zaliczył trzynaście wyścigów Formuły 1. Najlepiej zaprezentował się w Grand Prix Włoch. W Monzy wywalczył swoje jedyne podium za kierownicą McLarena MP4/8. Lepsi okazali się jedynie Damon Hill i Jean Alesi.
Czytaj też: Elektryki oficjalnie w rajdach! Stworzono dla nich kategorię!
Mimo przeszłości w królowej sportów motorowych i ogromnego doświadczenia w prowadzeniu motorsportowych ekip, Formuła 1, FIA i większość zespołów obecnych w stawce nie są entuzjastycznie nastawieni na dołączenie amerykańskiej ekipy. Jedną z kości niezgody jest kwestia wpisowego. Oficjalnie wynosi 200 milionów dolarów, ale zespoły stwierdziły, że obecnie prestiż serii jest zdecydowanie większy niż w czasie, gdy ustalano kwotę. Ekipy nie chcą dzielić się również dochodami. Roger Benoit ze szwajcarskiego Blicka donosił, że ekipy domagają się od Andrettiego 400 milionów dolarów wpisowego.
F1 klubem snobów
Kolejne nieprzychylne komentarze w stronę Andrettiego sprawiły, że sam Amerykanin nie kryje swojej irytacji. W wywiadzie dla GQ opisał Formułę 1 jako europejski klub o bardzo snobistycznym podejściu.
Zapędy Andrettiego próbował hamować Gunther Steiner, szef zespołu Haas: – Nie wiem, co próbuje osiągnąć dzięki tym komentarzom. To nie jest nasza decyzja, czy dostanie licencję czy nie. Mamy swoją opinię, ale nie sądzę, byśmy mieli decydujący głos. Nie wiemy, co przedstawił FIA i FOM. Moim zdaniem jednak te komentarze nie są konstruktywne, ale każdy żyje według swoich wyborów.
Na współpracę z zespołem Andrettiego jest gotowy zespół Alpine, który miał dostarczać silniki: – Rozmawialiśmy z Michaelem, ale najpierw musi dostać zgodę na starty w Formule 1 – komentował Otmar Szafnauer, szef zespołu Alpine.