Samochody elektryczne już kosztują za dużo. I to… dużo za dużo. Ich spalinowe odpowiedniki potrafią być o kilkadziesiąt tysięcy złotych tańsze. Nie ma w tym momencie absolutnie żadnych sygnałów mówiących o tym, że te ceny w przyszłości będą spadać. Ba – wręcz przeciwnie – bardzo możliwe jest, że ceny wkrótce pójdą jeszcze w górę. Jak to się ma do twierdzeń, że za kilka lat elektryk będzie kosztował tyle samo, co auto spalinowe?
Specjaliści podkreślają, że od początku tego roku lit podrożał dwukrotnie. Lit, czyli element niezbędny do produkcji baterii. Wszyscy pewnie doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, co oznacza wzrost cen na etapie produkcyjnym. Finalnie więcej zapłaci nabywca – czyli ty. Eksperci nie mają już wątpliwości, że ceny aut elektrycznych nie będą spadać. Podstawą do twierdzenia, że tak będzie, była malejąca cena litu. Jak wspomniałem wcześniej, od dawna taki stan rzeczy nie ma miejsca.
Bardzo lubię używać porównania na Peugeocie 208. Samochód w wersji spalinowej kosztuje od 60 tysięcy złotych w górę – informuje portal „wybórkierowców.pl”. Na tej samej stronie czytamy, że ceny elektrycznego Peugeota e-208 zaczynają się od… 124 900 zł. Ta sama buda, wizualnie to samo auto – jedno kosztuje ponad dwa razy więcej. Niech ktoś teraz odpowie mi na pytanie – dlaczego miałbym wybrać elektryka?
Jak to będzie z cenami aut?
Temat cen nowych aut wywołuje we mnie coraz większe zdenerwowanie. Kilka dni temu eksperci ogłosili, że w przyszłym roku czekają nas kolejne podwyżki cen aut. Jeśli teraz ceny najbardziej podstawowych modeli zaczynają się od 50 tysięcy, to w przyszłym roku mogą się zaczynać nawet od 65 tysięcy. W takim tempie minie kilka lat i rzeczywiście za jakiekolwiek nowe auto trzeba będzie dać 100 tysięcy złotych. To jest jakieś… nawet nie przykre, to już staje się śmieszne.
Zażartowałbym, że to sprawi, że rzeczywiście elektryki będą za niedługo kosztowały tyle samo, co auta spalinowe. Natomiast podstawą ku temu musiałoby być to, że ceny elektryków się chociażby ustabilizują. Na razie – wszystko na to wskazuje – nie ma o tym mowy. Jeśli ceny baterii będą rosły, to jest to wyłącznie zła informacja dla kierowców. Tych, którzy w przypływie szaleństwa zdecydują się na elektryka pomimo braku infrastruktury.
A teraz jeszcze jedno… Wyobraźcie sobie, że za kilka lat rzeczywiście jakimś szaleńcom uda się przeforsować swój pomysł i auta spalinowe przestaną być produkowane. Jakkolwiek by na to nie patrzeć – od tego momentu ich liczba na drogach będzie malała. Oczywiście już wcześniej życie posiadaczy aut spalinowych może zostać skomplikowane. Jakieś podatki, zakazy, strefy itd. I wyobraźcie sobie, że jesteście w końcu w sytuacji bez wyjścia. Musisz pozbyć się swojego starszego auta spalinowego. Twój jedyny wybór to auto elektryczne. Pytanie, skąd Kowalski ma wziąć na nie pieniądze?