Kto miał okazję być w Paryżu, ten na pewno dobrze kojarzy szklaną piramidę na dziedzińcu przed Luwrem. Ten charakterystyczny obiekt, poza byciem ciekawym architektonicznie, jest oczywiście głównym wejściem do sal muzealnych. Ilość zgromadzonych wewnątrz eksponatów dosłownie przytłacza odwiedzających. Poświęcając każdemu z nich zaledwie 30 sekund, obejrzenie wszystkich zajęłoby około 100 dni – totalne szaleństwo! Obcowanie ze sztuką to wspaniała sprawa, podobnie jak i obcowanie z wyjątkowym, limitowanym wydaniem DS 7 Crossback E-Tense 4×4… Louvre.
Dzieło sztuki, tyle że na kółkach - DS7 Crossback E-Tense 4x4 Louvre
Nawet zwykła wersja DS 7 Crossback to francuskie dzieło sztuki.
Mnogość faktur, kształtów, sprytnych zakamarków i niezliczonych detali każe rozpatrywać ten samochód w trochę innej kategorii. Bardzo często porównywany do Audi Q5, choć ich podobieństwo ogranicza się tylko do gabarytu. Cała reszta to kompletnie inna bajka. Limitowana wersja Louvre to jeszcze więcej bajerów, które znalazły swoje miejsce w różnych rejonach samochodu zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz.
W środku nawiewy ustawimy we właściwym położeniu łapiąc za trójwymiarową piramidę Luwru wykonaną ze stali nierdzewnej. Na konsoli środkowej, tuż przed dźwignią zmiany biegów, znajdziemy przetłoczenie na skórze w takim samym kształcie. Na zewnątrz samochód zdobią natomiast laserowo grawerowane lusterka z podobnym motywem, emblematy Luwru zarówno z przodu jak i z tyłu, a na deser 20 calowe obręcze kół “Alexandria” nawiązujące do ogromnej kolekcji egipskich eksponatów znajdujących się w muzeum.
DS7 dedykowany jest bez wątpienia konkretnemu klientowi, takiemu, który lubi kiedy nawet zwyczajne przedmioty są nie tylko użyteczne – ale i ładne. Wszystkie przełączniki, pokrętła i przeszycia na mięsistej skórzanej tapicerce są przyozdobione trapezoidalnymi kształtami. Czasem można złapać się na tym, że bez skutku próbujemy wcisnąć coś, co wygląda jak przycisk, jednak wcale nim nie jest. DS7 Louvre to imponujące dzieło, ale nie każdemu taka ilość drobiazgów może przypaść do gustu.
Przesiadając się z Francuza, do czegoś chociażby z koncernu Volkswagena, można się poczuć jakbyśmy wsiedli do plastikowej wytłoczki na jajka – zero polotu. Wszystko szare, nudne, poprawne i zwyczajne. Na próżno szukać podobnego artyzmu u innych producentów SUV-ów. Ta unikalność i odmienność to as w rękawie i DS nie zawaha się go użyć. Detale, detale i jeszcze raz detale! Jeśli lubisz takie smaczki, charakter DS7 skradnie twoje serce.
No dobrze, ale nie samymi drobiazgami człowiek żyje.
Skoro to Francuz, to wiadomo, że naszpikowany elektroniką, a jakże! Zaczynając od rzeczy najbardziej oczywistych: ogromne ekrany z motywem rombów – są! Ekran umieszczony na konsoli środkowej, kryje w sobie całe centrum dowodzenia. Od sterowania radiem, poprzez kontrolę klimatyzacji, a na Android Auto i Apple CarPlay skończywszy. Skomplikowanie menu – jak na Francuza przystało. Jako minus muszę zaliczyć czas jaki musi upłynąć do osiągnięcia pełnej gotowości. Dopóki jednostka w pełni nie wystartuje, niczego nie uda nam się ustawić.
Umieszczone tuż za kierownicą wirtualne zegary, potrafią robić widowiskowe transformacje, czasami ciężko jest jednak dostać informacje, których akurat potrzebujemy. Zapewne jest to tylko kwestia obycia i odrobiny wprawy.
W aucie znalazł się system wspomagający kierowcę DS Connected Pilot, który może nie jest jeszcze w pełni autonomiczny, ale jest to na pewno krok w dobrą stronę. Wygodę podróżowania wspomaga natomiast system DS Active Scan Suspension, który na polskich drogach ma ręce pełne roboty, ponieważ na bieżąco skanuje powierzchnię przed samochodem, zmieniając ustawienia twardości zawieszenia i przygotowując je na ewentualne nierówności. Na pokładzie znalazła się także kamera termowizyjna, która bezustannie przeczesuje otoczenie w poszukiwaniu czyhających na kierowcę niebezpieczeństw. System rozróżnia zagrożenia i informuje nas o tym na wirtualnym kokpicie.
Podróżowanie w kabinie DS7 Crossback, to przyjemność. Wnętrze wykończone ciekawą skórą o świetnej jakości i niejednolitym kolorze. Fotele ze skórzaną tapicerką, które wyglądają jakby były z niej dosłownie uplecione, do tego tylna kanapa z elektrycznie regulowanym oparciem. Całość wnętrza bardzo dobrze wypełnia dźwiękiem nagłośnienie firmy Focal. Nic dodać, nic ująć.
Pora wreszcie rozszyfrować część emblematu na tylnej klapie, a mianowicie “E-Tense 4×4”.
Pod maską tej jakże topowej wersji znajduje się hybryda typu plug-in o łącznej mocy 300 koni mechanicznych. Samochód na samym prądzie może przejechać do 58 kilometrów według zapewnień producenta. Auto domyślnie startuje w trybie w pełni elektrycznym, a po dołączeniu jednostki spalinowej, zasilane prądem silniki dodają przyjemnego elektrycznego kopa, rozpędzając auto do setki w nieco ponad 6 sekund. Warto pilnować poziomu naładowania akumulatorów, ponieważ jeśli kompletnie się rozładują stracimy napęd osi tylnej, gdyż jest ona napędzana jedynie przez silnik elektryczny.
Samochód oferuje kilka trybów jazdy, w tym sportowy, ale umówmy się – nie takie jest jego przeznaczenie. O ile mocy mu nie brakuje, to po leniwej reakcji skrzyni biegów w trybie sport, można łatwo domyśleć się, że zdecydowanie bardziej woli przemieszczać się w trybie komfortowym dobrze tłumiąc hałasy z zewnątrz i niwelując nierówności jezdni.
Czy to “Pogromca koncernów premium”? (bo i z takimi określeniami się spotkałem)
Niekonieczne. I chyba sam DS nie aspiruje do takiego miana. DS 7 Crossback w edycji Louvre to produkt niszowy. Jest bardziej jak dobrze dopasowany garnitur niż pierwszy lepszy z sieciówki. DS skierowany jest do konkretnego klienta o dość wysublimowanym guście. Trafia jednak w dziesiątkę i jest ciekawą alternatywą dla generycznych wnętrz Audi, Volkswagena czy BMW. Byłbym zapomniał… kupując limitowaną edycję właściciel otrzymuje roczny wstęp na wszystkie wystawy w Luwrze.
Zdjęcia i tekst: Rafał Łakus