Nadmierne zwalnianie i jazda żółwim tempem to zmora polskich dróg. Wielu jest kierowców, którzy dobrze radzą sobie z samochodem na suchej drodze. Spadnie deszcz, a nie daj boże śnieg i już jest armagedon. Zwalnia do 20 km/h i tak się wlecze, ciągnąc za sobą sznur samochodów. Ale autostrada nie do końca na to pozwala.
Otóż na autostradzie takie zachowanie nie jest dopuszczalne. Są tacy, którzy boją się opadów i wleką się prawym pasem. Ba, niektórzy zjeżdżają też na pas awaryjny i jadą tamtędy, bądź wręcz się zatrzymują. Tego oczywiście robić nie wolno. Minimalna prędkość jazdy po autostradzie to 40 km/h i już, koniec kropka.
Jeśli ktoś tak bardzo się boi, niech jedzie 40 km/h i zjedzie na najbliższy parking. Z pasa awaryjnego korzystać można w przypadku awarii technicznej, wypadku, czy też nagłego pogorszenia stanu zdrowia kierowcy – jak słusznie przypomina „Autokult”. I tyle, do tego on służy, do niczego innego. Jak się boisz, bo spadł centymetr śniegu, albo pada deszcz, zjedź z autostrady na parking i przeczekaj.