Rajd Bohemii otworzył sezon mistrzostw Czech, natomiast pod pewnym względem była to impreza niezwykle istotna dla polskich kibiców. Oglądaliśmy bowiem pierwszy pojedynek pomiędzy Jarim Huttunenem i Tomaszem Kasperczykiem. Według ekspertów ta dwójka stoczy pojedynek o tytuł mistrza Polski w sezonie 2020.
Rajd Bohemii
Faworytem do zwycięstwa był oczywiście Jan Kopecky. Reprezentant Skoda Motorsport jest rekordzistą imprezy – najwięcej razy wygrywał, najwięcej razy stał na podium i wygrał najwięcej oesów. On w Bohemii startował po raz 13. Zresztą, Mlada Boleslav to siedziba Skody, więc okoliczne trasy Kopecky po prostu musi znać.
Ale niespodziewanie, to nie Kopecky wygrał rajd. Na najwyższym stopniu podium stanął Vaclav Pech junior, który trasy pokonywał Fordem Focusem RS WRC ’06. On przypuścił atak drugiego dnia i pozostawił rywali w pokonanym polu. Warto podkreślić, że dla Pecha był to 23 start w Rajdzie Bohemii. Dlaczego o tym wszystkim mówimy?
Czarny koń z Finlandii
Bo po pierwszym dniu imprezy, a więc po ponad 80 kilometrach oesowych, na prowadzeniu w rajdzie znajdował się Jari Huttunen. Po 80 kilometrach miał przewagę w wysokości 0,6 s nad Kopeckim i 2,1 s nad Pechem. Mistrz Europy juniorów, Filip Mares, był już daleko, ponad 20 sekund z tyłu. O pozostałych nie ma co w tym momencie nawet mówić, bo strata była kolosalna.
Ale drugiego dnia pojawiły się lekkie kłopoty. Huttunen wyleciał na moment z drogi, miał kłopoty z ustawieniami i ostatecznie rajd ukończył na 3. miejscu, 43 sekundy za Kopeckim i 49 za Pechem. Do czego natomiast zmierzamy? Kierowca Hyundai Poland Racing walczył z czeską czołówką jak równy z równym, niejednokrotnie ją pokonując i prowadząc po etapie w rajdzie, jadąc w nim… po raz 1!
A co po Bohemii?
Tomasz Kasperczyk dojechał do mety rajdu ze stratą 4 minut i 10 sekund do zwycięzcy klasy 2, Jana Kopeckiego. Do Huttunena Polak stracił 3 minuty i 27 sekund. Czyli grubo ponad 1 sekundę na kilometr. To spora strata, jeśli mówimy teoretycznie o kierowcach, którzy mają walczyć o mistrzostwo Polski. Może tak być, ale też nie musi. Ale nie oszukujmy się, mamy jednak do czynienia z pewną różnicą klas.
Jeśli popatrzeć na temat w sposób logiczny, to Huttunen powinien wygrać każdy rajd RSMP z ogromną przewagą. Byli jednak tacy, którzy twierdzili, że znajomość oesów polskiej czołówki może przeważyć na ich korzyść. Przecież są klasyki, na których nasza czołówka zna każdy kamień, każde cięcie i każdy korzeń, więc powinna mieć tam przewagę nad Finem, który będzie na tych oesach pierwszy raz.
No ale właśnie. Skoro Huttunen równo walczył, a nawet pokonywał w Bohemii Kopeckiego i Pecha? Przecież jechał tam pierwszy raz. A rywale? Jeden 13 startów, drugi 23. A skoro doświadczenie w takiej walce nie pomagało nawet mistrzowi świata, Kopeckiemu… No to w tym momencie argument może bezpowrotnie odchodzić w niepamięć.
Każdy rajd jest inny
Nie możemy naturalnie rozdawać mistrzowskich szarf przed startem pierwszego rajdu sezonu. Równie dobrze Huttunen może nie ukończyć dwóch rajdów, na trzecim złapie dwa kapcie i nie wbije się nawet na podium sezonu RSMP. Ale też przestańmy się zbytnio czarować i powiedzmy sobie wprost, że to Huttunen jest zdecydowanym faworytem do mistrzostwa Polski.
Nie odbieramy naturalnie szans naszej czołówce. Na dobrą sprawę nie wiemy nawet kto będzie startował w RSMP 2020. Liczymy na znakomitą walkę i emocje do ostatnich oesów. Rajd Rzeszowski, którzy będzie pierwszą rundą sezonu, odbędzie się w dniach 6-8 sierpnia.