O kulisach sobotniego wydarzenia pisaliśmy w materiale „Walczyli na stoku„. Konrad Biela był wyraźnie zadowolony po zakończeniu niecodziennej rywalizacji.
Mieliście przystąpić do walki już w piątek. Co nie poszło po waszej myśli?
Pogoda. W czwartek wieczorem przyszedł deszcz i temperatura wskoczyła na plus. Wszystko zmiękło i w piątek nie było możliwości podjechania nawet 100 metrów. Samochód tak się grzebał, że w zasadzie wieszał się podłogą na śniegu. Spodziewałem się, że mogą pojawić się problemy, ale ponieważ plakaty już wisiały a ludzie zaplanowali czas to podjęliśmy rękawice. Jednak z pogodą nie udało się wygrać.
Ostatecznie doszło jednak do pojedynku. Jesteś zadowolony z rezultatów?
Bardzo. Jestem mega zadowolony z całego przedsięwzięcia. Wykonaliśmy dwa podjazdy wyścigowe i zrobiliśmy małe show. Raz to mi udało się dojechać pierwszemu do mety, a raz Maciejowi. Można śmiało uznać remis. W piątek do godziny dziesiątej wieczorem sypał śnieg i ratraki zdołały ładnie przygotować trasę. Był też delikatny mróz, który pomógł i finalnie te warunki zrobiły się naprawdę przyjemne. Dało się dzisiaj podróżować do góry stoku i wykorzystaliśmy to w 100%.
Jak wyglądała formuła rywalizacji?
Tak jak wspomniałem wcześniej wykonaliśmy dwa przejazdy, a właściwie podjazdy. Startowaliśmy bowiem z dołu stacji narciarskiej i kierowaliśmy się pod górę. Pierwsze 300 metrów stanowił prosty odcinek, po którym wjeżdżaliśmy w sekcję techniczną złożoną z pięciu bramek slalomu giganta. Ostatnie metry to pełen gaz do mety.
Jakimi maszynami przystąpiliście do walki?
Maciej jechał Yamahą R6 a ja Subaru Imprezą STI. Mój samochód oczywiście był napędzany na cztery koła. Podróżowałem na oponach zimowych więc na starcie miałem dużą stratę. Maciej natomiast miał założony długi kolec. Ja ze względu na fakt, że to jednak był fragment powszechnie używanego stoku narciarskiego, musiałem zrezygnować z kolców, bo zrobiłbym zbyt dużo dziur. Turyści mogliby mieć później do mnie słuszne pretensje. Przystąpiłem do walki Subaru Imprezą STI o mocy 330 koni. Zawieszenie gwintowane, napęd N-grupowy tak samo jak sprzęgło. Można powiedzieć, że jest to rajdówka tylko bez klatki, ale w następnym sezonie na pewno ją zamontuję.
A skąd wziął się pomysł organizacji pojedynku motocykla z samochodem na stoku narciarskim?
Geneza tego wydarzenia ma związek z akcją Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wymyśliliśmy kiedyś, że można zaproponować przejażdżkę samochodem rajdowym po stoku. Jeździłem więc pod wyciągiem i w ten sposób pomagałem. W tym roku zwycięzca aukcji jeździł ze mną właśnie przy okazji naszego eventu. Do pierwotnego pomysłu dołączył się Maciej i to w sumie on zaproponował wyścig. Bardzo chętnie podjąłem wyzwanie. Porozmawialiśmy jeszcze z przedstawicielami Kotelnicy, którzy ostatecznie umożliwili nam takie przedsięwzięcie i wszystko wypaliło.
Będzie to cykliczne wydarzenie?
Póki co było to jednorazowe przedsięwzięcie. Jeżeli jednak nadal fajnie będzie się układała współpraca z Kotelnicą to chciałbym takie wydarzenie umieścić w kalendarzu na stałe. Może w tej samej formule, a może w nieco zmienionej. Będę się jednak starał aby ten pomysł przetrwał próbę czasu.
Tagi: Konrad Biela, Maciej Śmieszchalski