To miejsce nad Morzem Bałtyckim jest oazą wolną od polactwa, parawanów i narwańców w dieslach bez DPF-u. Oto złota rada dla wyjeżdżających

To miejsce nad Morzem Bałtyckim jest oazą wolną od polactwa, parawanów i narwańców w dieslach bez DPF-u. Oto złota rada dla wyjeżdżających

To miejsce nad Morzem Bałtyckim jest oazą wolną od polactwa, parawanów i narwańców w dieslach bez DPF-u. Oto złota rada dla wyjeżdżających

To miejsce nad Morzem Bałtyckim jest oazą wolną od polactwa, parawanów i narwańców w dieslach bez DPF-u. Oto złota rada dla wyjeżdżających

Z pobytem nad Bałtykiem w Polsce bywa jak z tanim kebabem. Kosztowanie go może sprawić, że będziemy chcieli go zwrócić. Polskie wybrzeże nie jest dla każdego, bowiem nie wszyscy wypoczną na gwarnym festynie. Jednak mało osób zdaje sobie sprawę, że nad Bałtykiem jest jedno miejsce, w którym możliwy jest kojący relaks. Co ciekawe, wypoczynek może być jeszcze bardziej udany, jeśli pojawimy się tam z samochodem.

Wypad nad Bałtyk w naszym kraju to bardziej festiwal, na którym przebodźcowanie można odczuć na każdym kroku. Nie widziałem każdej miejscowości z osobna przy linii brzegowej, ale schemat jest zazwyczaj podobny. Betonoza, atakujące uwagę reklamy, hałaśliwe salony z cymbergajem czy wreszcie labirynt parawanów na plaży. Do tego promenady w bliskim położeniu ulic, po których co chwilę przejedzie koneser disco polo grającym na pełny regulator. Od czasu do czasu można liczyć na popisówkę z żyłowania starego silnika Diesla, obowiązkowo z wyciętym DPF-em dla pozornego przyrostu mocy, który jest tak potrzebny jak duży docisk aerodynamiczny na zlocie tuningowym.

Bornholm - latarnia w Svaneke / fot. Marcin Zabolski

Spokój i cisza Bieszczad nad Morzem Bałtyckim

Paradoksalnie sporej liczbie Polaków odwiedzających Bałtyk kompletnie to nie przeszkadza i… fajnie. Jednak nie brakuje osób, które przyjeżdżają tam po spokojny wypoczynek, po czym oczekiwania zderzają się z rzeczywistością. Gdy ktoś potrzebuje wycieszenia lub resetu, to często doradza mu się, aby „rzucił wszystko i pojechał w Bieszczady”. Co jednak, jeśli uwielbia morze?

Okazuje się, że wystarczy wybrać się zaledwie ok. 100 km od polskiego wybrzeża, aby znaleźć nieprawdopodobną oazę spokoju na Morzu Bałtyckim. Mowa o duńskiej wyspie Bornholm, która – co nie każdy wie – jest położona między Polską a Szwecją. To niezwykłe miejsce potrafi nadać zupełnie nową definicję wypoczynkowi. Akurat w tym miejscu to kojące odprężenie jest wręcz zalecane z samochodem, choć nie każdym.

Zrozumiałem to, udając się tam na wyprawę za kierownicą elektrycznego Volvo XC40 Recharge. Tu właśnie pojawia się złota rada, zasilane bateryjnie auto perfekcyjnie pasuje do eksploracji wyspy, ponieważ jest tam tak czysto i naturalnie, że aż niedobrze mi na myśl o wydobywaniu spalin z wydechu silnika Diesla lub benzynowego. Co istotne, ładowanie jest tam powszechnie dostępne, a tradycyjne paliwo na stacjach jeszcze droższe niż na kontynentalnej części kraju. Na Bornholmie można doświadczyć niespotykanej ciszy, dlatego jazda elektrykiem zupełnie nie zakłóca tego fundamentalnego dla odpoczynku doznania.

Alternatywna rzeczywistość drogowa

W dodatku to sama jazda samochodem potrafi być relaksująca. W odróżnieniu od polskiego wybrzeża, tu jadąc drogą można napawać się widokiem błękitnego, bezkresnego morza. Przed sezonem wyjątkowo przyjemna jest jazda wzdłuż długich, delikatnie kołyszących się na wietrze traw. Z pokładu cichego elektryka było to doznanie wręcz terapeutyczne, którego wydawało mi się, że w ogóle nie potrzebuję. Dopiero doświadczając tego, poczułem jak niewiele wspólnego z obcowaniem z naturą ma wyjście do parku w dużym mieście.

fot. Volvo / Filip Blank

Nadal nie wysiadamy z samochodu, bo warto wspomnieć, że te niezwykłe wrażenia są spotęgowane tym, jak jeździ się po Bornholmie. Drogi mają tam ograniczenie prędkości do 80 km/h i mało kto zbliża się do tego limitu. Nie ma tam żadnych narwańców, którzy jeżdżą na zderzaku, błyskają „długimi” czy wyrażają swoje zdanie klaksonem. Ten brak drogowego polactwa jest wręcz zaraźliwy, bowiem szybko zaczynamy się czuć cudownie, „płynąc” po drogach Bornholmu. Szczególnie, że zawieszenie XC40-tki okazało  się nieprawdopodobnie komfortowe.

Taki styl jazdy jest też stworzony pod auta elektryczne, bo z łatwością uzyskamy zużycie energii poniżej katalogowego. W przypadku Volvo XC40 Recharge z jednym silnikiem o mocy 231 KM (ale zbiera się jak 300-konny SUV!) i napędem na przednią oś w cyklu mieszanym średnie zużycie energii wynosi 18,8 kWh/100 km (NEDC). Na Bornholmie osiągnięcie 16-17 kWh na setkę nie wiązało się z żadnymi wyrzeczeniami. Jeśli ktoś chciałby spróbować osiągnąć deklarowany przez producenta zasięg auta elektrycznego (tu 420 km), to powinien to zrobić właśnie na tej wyspie.

fot. Anna Nazarowicz

Maka nie ma na Bornholmie, ale Bornholm jest w Maku

Moim zdaniem samochód elektryczny to także idealny środek transportu na Bornholmie. Oczywiście, wyspa nie jest duża i można przecież podróżować rowerem, ale często istotne zalety wyspy są nieco oddalone od siebie. Poszukując relaksu bez wysiłku, elektryk jest idealny, bo rano można napawać się widokiem morza przy kamienistym i trawiastym brzegu na południu Bornholmu. Jednak tego samego dnia warto też doładować baterie (tym razem nie samochodu, bo raczej starczy na kilka dni) na północy, gdzie zobaczymy urzekające klify i skały (Sorte Gryde, Helligdomsklipperne) z lazurowymi odcieniami morza.

Geologiczne bogactwo Bornholmu umożliwia oczywiście wybranie się na piaszczystą plażę. Z tą różnicą, że tutaj Bałtyk jest nieskazitelnie czysty, ale oczywiście wciąż zimny. Podróżując z jednego krańca na drugi, łatwo zauważyć niesamowitą spójność krajobrazu. Na Bornholmie unika się zagranicznych inwestycji, dzięki czemu w zasadzie każdy budynek ma lokalny klimat. Drewniane lub przeszklone konstrukcje mają swój niepodrabialny styl eko. Przy drodze nie uraczymy neonu „Kebab 24h” czy słupa z literą M. Choć co ciekawe, właściciel restauracji B’s Fiskeværksted w Svaneke (zjadłem tam najlepszą rybę w życiu) zaopatruje sieć McDonald’s w świeże i pyszne ryby.

fot. Volvo / Filip Blank

Na Bornholm bardzo chce się wrócić. Trochę szkoda, że nie da się tam dopłynąć z Polski promem, który transportuje też auto (tylko pasażerskie). Choć zwiększa to koszty, to przystankiem na wyprawie powinna być Kopenhaga. Z niej możemy pojechać najdłuższym na świecie (7845 m) mostem łączącym dwa państwa – Danię i Szwecję. Wrażenia z przejazdu nad cieśniną Sund do Malmoe z pewnością pozostają na długo. Ze Szwecji regularnie kursuje już prom samochodowy, na którym dodatkowo elektryka można doładować. Potem pozostaje już tylko odkrywać Bornholm, co jak wspomniałem, jest przyjemnością, której można nie spodziewać się, że się tak bardzo pragnie.

Przeczytaj również