Jeździłem dwiema wersjami Volvo EX30 dookoła Jeziora Como. Nie spotkałem George'a Clooneya, ale i tak było wyśmienicie

Jeździłem dwiema wersjami Volvo EX30 dookoła Jeziora Como. Nie spotkałem George'a Clooneya, ale i tak było wyśmienicie

Jeździłem dwiema wersjami Volvo EX30 dookoła Jeziora Como. Nie spotkałem George'a Clooneya, ale i tak było wyśmienicie

Jeździłem dwiema wersjami Volvo EX30 dookoła Jeziora Como. Nie spotkałem George’a Clooneya, ale i tak było wyśmienicie

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Volvo EX30, od razu dwie rzeczy przeszły mi przez myśl. Po pierwsze, że ten samochód nie tylko zmieni moją perspektywę na temat elektryków, a po drugie wzniesie szwedzką markę na jeszcze wyższy pułap. Zwłaszcza sprzedażowy i tak się też stało. W styczniu i lutym Volvo sprzedało prawie 6000 egzemplarzy EX30, a to dopiero przedsmak tego co ma się wydarzyć w niedalekiej przyszłości. Po raz pierwszy jeździliśmy tym autem w październiku ubiegłego roku w okolicach Barcelony. Tym razem przyszedł czas na znacznie bardziej malowniczą scenerię w okolicach Jeziora Como.

fot. Wojciech Garbarz // Volvo EX30 dostępne jest w dwóch wersjach silnikowych i z dwoma rodzajami napędu. Wariant Single Motor ma napęd na tylną oś i rozwija 275KM, a wersja Twin Motor Performance wyposażona jest w napęd na cztery koła. Jej moc to 428KM.

Dbałość o wszelkie detale

Gdyby jazdy testowe EX30 odbywały się w innym miejscu i przy akompaniamencie kapryśnej pogody, nie miałbym większego problemu z wyłonieniem głównego bohatera widowiska. Z pewnością byłby nim najnowszy elektryczny SUV szwedzkiej marki. Urzeka on nie tylko designem, ale przede wszystkim wykonaniem i walorami jezdnymi. Prawdę mówiąc, EX30 jest na najlepszej drodze do wytrącania wszelkich argumentów zagorzałym przeciwnikom elektromobilności.

Como – alpejski skarb

Tym razem Volvo postanowiło jednak utrudnić sobie zadanie Na miejsce testów wybrało jeden z najurokliwszych regionów Europy, jakim z pewnością jest Jezioro Como. Wiecie – liczne sceny z bondowskich produkcji, George Clooney popijający espresso (tfu – nespresso) na tarasie swojej willi w Laglio. Poza tym to przepyszne jedzenie, z jakiego znana jest Lombardia. A gdy dodamy do tego przepiękną wiosenną aurę i słynne włoskie dolce vita, wybór faworyta tego wyjazdu jest tym bardziej trudniejszy.

fot. Wojciech Garbarz // Z zewnątrz obie wersje silnikowe Volvo EX30 niczym się nie różnią. Diabeł tkwi pod maską i w napędzie.

Naturalna symbioza

Taka refleksja przyświecała mi do momentu wylądowania na lotnisku w Mediolanie. Jednak gdy już wsiadłem do jednego z najładniejszych elektryków na rynku, doszedłem do jednego wniosku. Otóż Volvo EX30 i Como wcale nie są rywalami, ale kumplami z boiska grającymi do tej samej bramki.

Jeszcze na lotnisku w Warszawie jeden z towarzyszących mi dziennikarzy zadał dość dosadne pytanie. „Wiesz może, jaki jest cel tego wyjazdu?”. No bo przecież prezentacja Volvo EX30 miało miejsce pół roku temu, a samochód od jakiegoś czasu dostępny jest już w salonach.

Początkowo nabrałem wody w usta, ale gdy już odebraliśmy kluczyki do samochodów i udaliśmy mi się w okolice Jeziora Como, wszystko stało się jasne. Volvo chciało nam pokazać kompaktowego SUV-a w swoim naturalnym środowisku, czyli w otoczeniu piękna, spokoju i płynnej, niczym niezakłóconej jazdy. Ale po kolei…

Dwie wersje Volvo EX30

Na lotnisku czekały na nas dwie wersje EX30. Model Single Motor rozwijający moc 275KM i posiadający rozszerzony zasięg (wariant Extended Range) do ok. 500 kilometrów. Do dyspozycji oddano też model Twin Motor Performance o mocy aż 428 KM. Jako że jazdy wokół Jeziora Como trwały dwa dni, pomysł był taki, aby każdego dnia przetestować każdą z dostępnych wersji samochodu. W moim przypadku na pierwszy ogień poszła wersja Single Motor. Ta, mimo że jest dużo słabsza od swojego brata-bliźniaka, to i tak rozwija odpowiednią moc.

Pierwszym przystankiem na naszej trasie była urokliwa miejscowość Como. Odbyliśmy tam warsztaty kulinarne w słynnej w tamtym regionie Casa7. Pod okiem zaprawionej w bojach włoskiej szefowej kuchni, własnym sumptem mieliśmy okazję przygotować m.in. focaccię. Robiliśmy też paluszki grissini oraz wykonaną z najlepszych produktów sałatkę caprese. Kulinarna uczta zaczęła się na całego.

fot. Wojciech Garbarz // Najlepszej jakości mozzarella i wygrzane we włoskim słońcu pomidory do dwa główne składniki caprese. Do pełni szczęścia brakuje oliwy extra vergine, bazylii i grubo zmielonej soli.

Jazdy zachodnim brzegiem Como

Jakby tego było mało, już z pełnymi brzuchami udaliśmy się tropem George’a Clooneya. On sam w licznych wywiadach podkreślał swoje zachwyty nad Jeziorem Como. Dał temu upust już 2002 roku, kupując 18-wieczną rezydencję. Znajduje się ona w miejscowości Laglio na zachodniej części jeziora.

Poszukiwania amerykańskiej gwiazdy, dwukrotnie okrzykniętej przez magazyn People najseksowniejszym żyjącym mężczyzną, rozpoczęliśmy od odwiedzin jego ulubionej restauracji. Nazywa się Il Gatto Nero (pol. czarny kot), zlokalizowanej na zboczu góry w miejscowości Rovenna. Po zaserwowaniu zapiekanego bakłażana z parmezanem i przepysznej pasty, stało się jasne, dlaczego właśnie ten lokal zdobył względy filmowego Danny’ego Oceana.

fot. Wojciech Garbarz // Szynka parmeńska i parmezan - siła w prostocie.

Moc pod prawą stopą

Po posiłku miałem okazję przetestować Volvo na krętych i wąskich drogach po zachodniej stronie jeziora. Przejeżdżaliśmy przez wspomniane Laglio, ale amerykańskiej gwiazdy wciąż nie było na horyzoncie. Były za to bardzo przyjemne wrażenia z jazdy kompaktowym elektrykiem Volvo, który sunął po równym jak stół asfalcie, jak po szynach.

Po bardzo ciekawej promowej przeprawie z miejscowości Mennagio do znajdującej się po wschodniej części jeziora Varenny, udaliśmy się do centrum Mediolanu.

Po drodze odwiedziliśmy jeszcze tor Monza, który był jednym wielkim placem budowy. Na autostradzie mieliśmy okazję do mocniejszego naciśnięcia pedału gazu. W tym momencie przez myśl przeszły mi dwie rzeczy. Pierwsza to z pewnością niezwykła responsywność Volvo EX30. Druga to utrzymujący się na w miarę stałym poziomie zasięg samochodu.

Michelin na wieczór

Plan na wieczór zakładał kolację w nagrodzonej gwiazdą Michelina restauracji Aalto. Przyznam bez bicia, że zdecydowanie bardziej wolę zwykłe włoskie trattorie niż dystyngowane lokale, w których raczej się degustuje poszczególne dania niż zaspokaja głód. W tym przypadku było nieco inaczej.  Zaserwowano nam bowiem wykwintne ravioli z ricottą i pozłacaną „pierzynką”. Było też rozpływające się w ustach wołowe carpaccio i co najważniejsze – ilości były naprawdę słuszne.

fot. Wojciech Garbarz // Kolacja w Aalto to coś więcej niż zaspokajanie głodu.

U Prady, ale bez diabła

Kolejnego dnia nastąpiła przesiadka z samochodu wyposażonego w jeden w silnik na dysponującą dwoma elektrycznymi generatorami wersję Twin Motor Performance. Moc 428KM budziła respekt.

Pierwszym przystankiem na trasie było jedno z najciekawszych miejsc na mapie Mediolanu, jakim jest Fondazione Prada. To kompleks siedmiu budynków zaprojektowany przez firmę architektoniczną OMA, która zamieniła dawne destylarnie w ultranowoczesną galerię sztuki. Obecnie jest ona miejscem polowań instagramerów z całego świata.

fot. Wojciech Garbarz // Odwrócone muchomory to jedna z najbardziej znanych wystaw w Fondazione Prada.

Słabszy czy mocniejszy – którego wybrać?

Po wyjeździe ze stolicy Lombardii, przed nami była ponad godzinna podróż do bodaj najbardziej znanej miejscowości nad Jeziorem Como, jakim jest Bellagio. Taką samą nazwę nosi zresztą jedno z największych kasyn w Las Vegas słynące w kompleksu tańczących fontann.

Pogoda do jazdy była typowo wiosenna, a dłuższe fragmenty autostrad pozwoliły na porównanie obu wersji Volvo EX30. I wiecie co? Poza oczywistą różnicą w przyspieszeniu, w moim odczuciu oba samochody zachowywały się niemal identycznie. Biorąc pod uwagę, że model Twin Motor Performance jest droższy od wersji z jednym silnikiem o 20 tys. zł., możną poddać pod wątpliwość sens zakupu tego pierwszego. Niewątpliwym atutem Twin Motoru jest napęd na cztery koła, którego walorów i tak nie mieliśmy okazji sprawdzić. Wszak przez cały wyjazd było słonecznie i sucho.

fot. Wojciech Garbarz // Widok ze starówki w Bellagio na Jezioro Como zapiera dech w piersiach.

Bellagio – największy skarb Como

Bellagio to perła w koronie Lago di Como. Przechadzając się po zabytkowej starówce pełnej licznych sklepów, butików i restauracji przeszła mi chęć przeprowadzki w to jakże urokliwe miejsce. Jednak szybka wizyta u brokera tamtejszych nieruchomości szybko ostudziła mój zapał. Na pokrzepienie serca, a raczej kubków smakowych pozostał wykwintny lunch w knajpie o swojskiej nazwie „Seta”. Było caprese, ravioli z pancettą i oczywiście tiramusu. Palce lizać.

Gdy wiosenne słońce chowało się już za Alpami, zjeżdżaliśmy górskimi serpentynami z Bellagio w kierunku autostrady prowadzącej do lotniska Mediolan-Malpensa. Muszę przyznać, że był to jeden z niewielu przypadków, gdy nie chciałem się rozstawać ani z towarzyszem podróży, jakim było Volvo EX30, ani z okolicznościami przyrody.

Była to moja pierwsza wizyta nad Como. Do tej pory odwiedzałem okolice większego i bardziej „skażonego” turystami Jeziora Garda, które przy Como wygląda znacznie mniej dostojnie. W niedalekiej przyszłości chyba będzie trzeba zmienić kierunek wakacyjnych wojaży.

Materiał powstał w czasie wyjazdu, którego koszty w całości pokryła firma Volvo. Jest on jednak niezależną publikacją dziennikarską, na którą marka Volvo nie miała żadnego wpływu.

Przeczytaj również