Skandynawia nie jest ulubionym kierunkiem turystycznym Polaków. Zdecydowanie nie zależy mi na tym, aby nim była, ale jest w niej coś, o czym może nie wie aż tak dużo osób. Jej specyficzne oblicze ukazała mi niedawna wyprawa do Göteborgu, z którego szybko musiałem… uciekać. Na szczęście było to już dosyć przyjemne, częściowo za sprawą tego, że do dyspozycji miałem pierwsze od 25 lat Volvo z tylnym napędem. To właśnie w nim przytrafiło mi się coś, o czym być może powinniście się teraz dowiedzieć.
Kontrowersyjna neutralność
O Göteborgu słyszał zapewne każdy, kto choć w minimalnym stopniu liznął geografii. To drugie największe miasto w Szwecji, które przeszło suchą stopą przez II wojnę światową. Widać to zwłaszcza nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz wielu zabytkowych budowli. Udało zachować się w nich sporo unikatowych detali dekoracyjnych. To nie przypadek, bo Hitler nie zaatakował Szwecji, która trochę z nożem na gardle przyjęła kontrowersyjne memorandum. Zapewniła w nim III Rzeszę, że m.in. pozostanie neutralna i nie udzieli pomocy najechanej, sąsiedniej Norwegii. Ta zaś miała dla nazistów strategiczne znaczenie w walce z aliantami. Uległość wobec agresora z czasem musiała być coraz większa, ale faktem jest, że Szwecja uniknęła wojennej dewastacji.