Nienajlepszy start sezonu WRC
Estończyk jest byłym mistrzem świata z 2019 r., gdy startował jeszcze w barwach Toyoty. Od tamtego czasu nie udaje mu się powtórzyć sukcesu, choć zawsze stawiany jest w gronie faworytów. Ten sezon nie zaczął się dla niego zbyt dobrze, bowiem w żadnej z trzech rund nie stanął na podium. W Monte Carlo i Szwecji mała liczba punktów wynikała z jego błędów. W Kenii zarzutów do siebie samego mieć już nie mógł.
Zakończony w wielkanocny weekend Rajd Safari okazał się pechowy już w piątek. Na środek szóstego odcinka specjalnego inna załoga wyniosła ogromny głaz, którego Ott Tanak nie był w stanie ominąć. Hyundai i20 N Rally1 po kolizji z kamieniem nie nadawał się do dalszej jazdy tamtego dnia.
Najłagodniejsze Safari, ale i tak dało w kość
Choć trasa Rajdu Safari to kompletny wyryp, to 36-letni kierowca uważa, że i tak nie była zła. „Powiedziałbym, że to było zdecydowanie najłagodniejsze [Safari], jakie jechaliśmy” – powiedział Ott Tanak, cytowany przez rallit.fi. „Nasze pierwsze w 2021 r. było tragiczne przez fesh-fesh (uciążliwy rodzaj pyłu w wyniku erozji skał – przyp. red.). W 2022 też było ekstremalnie, a w zeszłym roku mieliśmy sporo kamienistego podłoża. Jednak w tym roku tak naprawdę nie było źle” – ocenił.
Nie oznacza to jednak, że trasy były równe jak stół. Wręcz przeciwnie, bo masa dziur i kolein stanowiły wyzwanie dla samochodów oraz załóg. Tym, co nieco łagodziło ciągłe uderzenia podłogą lub redukowało wibracje od dziur było błoto i kałuże. Jednak przejazd po takiej trasie, choć na pewno efektowny dla widza, jest cierpieniem dla załogi. Estończyk nie ukrywał, że nieźle nim wytrzęsło.
„W tym rajdzie nie możesz się nacieszyć [jazdą]” – wyznał Ott Tanak. „Ciągle towarzyszy ci ból głowy i jest to bolesne dla organizmu. Jest dziurowo, a każdego wieczoru boli całe ciało” – stwierdził.