Marcin Zabolski: Analizując twoje rezultaty w Rallysprint Kopna, trudno nie odnieść wrażenia, że bardziej sprawdzałeś się w mokrych warunkach niż rywalizowałeś o jak najlepszy wynik.
Mikołaj Marczyk: Patrząc na to jak dużo różnych rozwiązań sprawdziliśmy, jeśli chodzi o opony, ustawienie zawieszenia, skrzynię biegów i wiele innych rzeczy, to faktycznie wybory były w niektórych etapach rajdu bardziej testowe niż optymalne. To tak naprawdę coś za coś. Albo mogłem się próbować ścigać w rajdzie albo dowiedzieć się kilku cennych rzeczy, które mogą mnie zaskoczyć w mistrzostwach Polski.
MZ: Długa przerwa zimowa z pewnością nie sprzyjała temu, aby atakować od początku, zwłaszcza gdy Rajd Świdnicki tuż, tuż.
MM: Na pierwszej pętli nie miałem jeszcze takiej pewności, żeby od razu jechać bardzo szybko. Te oesy są dość charakterystyczne, w tym roku bardzo błotniste. Było bardzo zimno. Uważam, że nierozsądnym byłoby, na tym etapie przygotowań do mistrzostw Polski, cisnąć w tych warunkach, nie mając całkowitej pewności, co do swoich możliwości.
MZ: Na kolejnych pętlach tempo zgodnie z przewidywaniami jednak wzrastało.
MM: Te drugie, trzecie przejazdy po prostu chciałem pojechać jak najlepiej potrafię. Różnie to wychodziło, bo były dobre odcinki, ale na przedostatnim odcinku mieliśmy slow puncture, czyli sytuację, w której powietrze powoli uchodziło z koła. Dlatego też zanotowaliśmy 30-parę sekund straty.
MZ: Na przedostatnim odcinku.
MM: Dokładnie. W następstwie tego zdarzenia na ostatni odcinek miałem trochę mniejszą pewność, ponieważ jechaliśmy na różnych oponach, ale w formie testu był to również dobry sprawdzian.
MZ: Można zatem powiedzieć, że na Kopnej nie pokazałeś pełni swojego obecnego tempa?
MM: Pewnie nie, aczkolwiek analizując całościowo ten rajd, to był to bardzo wartościowy występ. Było mokro i brudno, a ja w takich warunkach w zeszłym roku na Rajdzie Rzeszowskim poradziłem sobie słabo. No i tak naprawdę czekałem ponad pół roku na informację czy faktycznie nie umiem jeździć po deszczu i po brudnym asfalcie. Choć wiem, że w takich warunkach dużo pracy przede mną to w tej chwili jestem spokojny. Wiem, że mogę jechać skutecznie i tempem, które mnie satysfakcjonuje.
MZ: Lepsze wyczucie na deszczu to też zasługa przesiadki na opony Michelin?
MM: Przyznam, że taki mój pierwszy dobry feeling na mokrym i brudnym asfalcie, jaki kiedykolwiek zdobyłem, to w dużej mierze zasługa opon Michelin. Po dobraniu właściwej mieszanki zaczęliśmy być momentami mocno konkurencyjni, a tak naprawdę dopiero poznaję możliwość opon Michelin.
MZ: Czy po wczorajszych zawodach, w którymś aspekcie rajdowego rzemiosła czujesz się szczególnie mocniejszy?
MM: Na pewno jest w tym duża zasługa samochodu (Skoda Fabia R5 – przyp. red.). Tego, że ono jest tak zoptymalizowane i ustabilizowane m.in. w długich cięciach, w których jest dużo błota. W momencie, gdy wciskasz gaz to tak naprawdę nie występuje podsterowność czy nadsterowność. Ta pewność wynika z setupu i opon, które na to pozwalają. Wczoraj mieliśmy poślizgi przy 160-170 km/godz. Wychodziliśmy z cięcia, auto szło lekkim slajdem, a ja wiedziałem co się stanie. Kwestia feelingu w rajdach jest czasami nawet ważniejsza od czystej prędkości danego rozwiązania. Wpływa m.in. na spokój załogi, ułatwiając zadania.