Kupił zgodne z przepisami Audi, a wjazdu mu zakazano – by potem zmienić zdanie
Wszyscy kierowcy, którym przyszło poruszać się w nowych strefach z ograniczeniami dla pojazdów spalinowych, nie mają łatwego życia. Często stoją w obliczu zmiany auta na nowsze, by móc spokojnie żyć i pracować. Tak dzieje się m.in w Anglii i Szkocji, gdzie wielu z nich już poczyniło starania i samochód wymieniło.
Aby zrozumieć istotę problemu tamtejszych kierowców, trzeba wiedzieć, że rządzący udostępnili im specjalną bazę danych. Z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem kierowcy mogli posłużyć się stroną internetową Agencji Certyfikacji Pojazdów (VCA) rządu Wielkiej Brytanii, aby uzyskać informację, czy korzystanie z ich samochodów nadal będzie dozwolone.
Tak zrobił właściciel Audi w wersji cabrio, zanim zdecydował się na taki zakup. Trochę się zdziwił, gdy kilka miesięcy później, po tym, jak Rada Miasta Glasgow uruchomiła nowy moduł sprawdzania rejestracji, okazało się, że w rzeczywistości ma zakaz wjazdu do stref w Glasgow. W związku z tym, że dwukrotnie zmieniano zdanie, a samochód bez problemu może poruszać się po takich strefach w Londynie, kierowca zdecydował się iść do sądu po sprawiedliwość. Po sześciu tygodniach dowiedział się, że auto nie powinno się znaleźć na liście zakazanych.

Kierowcy? Nawet Rada Miasta Glasgow nie wymieniła samochodów na nowsze i dopłaca do interesu
Zdezorientowani kierowcy odczuwają negatywne skutki wprowadzenia nowych przepisów. Co ciekawe nawet urzędnicy wprowadzający takie strefy do miast mają w swoim taborze pojazdy niezgodne z nowymi przepisami o emisjach. Jak ujawnia publikacja Scottish Mail On Sunday, lokalne władze wydały 3500 funtów z kieszeni podatników. To dlatego, że około jedna trzecia ich własnej floty nie spełnia wymogów. Tymczasem niedawno podjęła decyzję o zlikwidowaniu jedynego nocnego autobusu z troski o ekologię w strefach.
Strefa niskiej emisji (LEZ) w Glasgow staje się ogniskiem zapalnym po tym, jak jeden z kierowców doczekał się sądowego odwieszenia zakazu. Przedsiębiorcy też chcą iść do sądu. Przez strefę LEZ, która zakazuje wjazdu do miasta tysiącom starszych samochodów i furgonetek – nie zarabiają. Tak jest w przypadku mechaników samochodowych, którzy dzięki naprawom takich pojazdów utrzymują siebie, pracowników i swoje rodziny. Czytaj także: Nowe mandaty za diesla i benzynę. Wjazd takim samochodem w tym przypadku to ponad 900 zł kary
Kontroler zgodności pojazdów LEZ, Transport Scotland wykorzystuje dane dostarczone przez rządową Agencję ds. Licencji Kierowców i Pojazdów (DVLA) z rejestrów pojazdów. Jednak nanosi w nim zmiany, tak jak zdarzyło się w przypadku właściciela Audi z 2015 roku.
W związku z tym kierowcy są zdezorientowani, bo nie wiedzą, czy z takiego narzędzia można bezpiecznie korzystać. Taki bałagan może skutkować sporą grzywną. Nic dziwnego, że właściciel samochodu nazwał takie strefy sposobem na „chwytaniem gotówki”. Podkreślił to w rozmowie z MailOnline:
„Niespójności w tym, jakie pojazdy są lub nie są zgodne w całej Wielkiej Brytanii, pokazują, że nie chodzi o poziomy jakości powietrza. To czysto chwyt pieniężny za ignorancką cnotę, sygnalizujący władzom lokalnym, aby oskubały uczciwych płacących podatki kierowców, którzy nie mają innego wyboru, jak korzystać ze swoich pojazdów”.