57-latek jest pierwszym z kilku wysokich rangą kierowników VW, którzy stanęli przed sądem w Niemczech. W związku ze skandalem związanym z manipulacjami emisjami spalin w silnikach wysokoprężnych, przed sądem stanie również szef silników Audi, Wolfgang Hatz.
Rupert Stadler po raz pierwszy staje przed sądem
Były szef Audi posunął się w oświadczeniu, do oskarżenia monachijskiej prokuratury o stronniczość, w związku z tym, że ocenia fakty „arbitralnie, bezpodstawnie, a także jednostronnie i ignoruje wiele uniewinniających faktów”.
Prokuratura zarzuca mu, że przynajmniej od września 2015 r. wiedział, że samochody z silnikami TDI o podwyższonej emisji, były również sprzedawane w Europie. Pomimo tego pozwolił na kontynuację produkcji i sprzedaży przez conajmniej rok.
Diesel wstydu marki premium
Kiedy we wrześniu 2015 r. Amerykańska agencja ochrony środowiska odkryła skandal związany z czterocylindrowymi silnikami VW, kierownik ds. Rozwoju sześciocylindrowego silnika wysokoprężnego Audi zapewnił zarząd, że „silnik V6 TDI nie wykrywa stanowiska testowego”. Tymczasem w listopadzie 2015 r. władze w USA oskarżyły producenta o nielegalne stosowanie oprogramowania również w silniku V6 TDI. Dopiero wtedy zaprzestano sprzedaży, a starsi konstruktorzy silników poszli na urlop.
KIEROWCO! TO NAJLEPSZY MOMENT NA ZAKUP OPON! SPRAWDŹ PROMOCJE
W swoim oświadczeniu były szef Audi podkreślał, że inżynierowie ujawnili tylko fragmenty informacji, zamiast dawać pełny obraz sytuacji. To utrudniło znacznie dotarcie do prawdy i naraziło firmę na ogromne straty.
„Gdyby odpowiedzialni za to deweloperzy odkryli karty już w 2015 roku”, Audi bardzo by oszczędziło, kontynuował Stadler. Mimo zwolnienia szefów, amnestii i wezwań do wyjaśnienia, pracownicy niestety milczeli. Technicy dodatkowo zapewnili zarząd, że „sześciocylindrowy silnik wysokoprężny spełnia europejskie wymagania homologacyjne”
Prokuratorzy twierdzą, że były szef silników Audi Wolfgang Hatz, który również jest sądzony w tej sprawie, wiedział o oszustwie już w 2008 roku, czemu zaprzeczył.
Linia obrony jest szyta grubymi nićmi
Obrona Stadlera polega na historyjce o tym, że kilku nieuczciwych inżynierów zdecydowało się wdrożyć oszukańcze oprogramowanie bez jego wiedzy. To nie najlepszy pomysł na obronę, bo kilku kierowników Grupy Volkswagen wiedziało o oprogramowaniu do oszukiwania urządzeń i przyznało, że wie dużo.
57-latkowi za popełnione oszustwo grozi kara od sześciu miesięcy do 10 lat zgodnie z prawem niemieckim. Proces może potrwać do końca 2022 roku i dotyczy 434 420 samochodów, z których 80% trafiło do Stanów Zjednoczonych.
Szokujące, że przez tyle lat ta historia nie przestaje nękać firmy z tradycjami jaką jest Audi. Miejmy nadzieję, że ciągły rozwój pojazdów elektrycznych i zaangażowanie na rzecz zielonych technologii pozwoli poprawić wizerunek marki. Diesel wstydu, niewątpliwie zapisze się jako najbardziej kosztowna porażka.