To nie był cud! Sprawdzamy technologie, które uratowały Grosjeana

Po wypadku Romaina Grosjeana, który niemal bez szwanku wyszedł z potężnego zderzenia z barierą na torze w Bahrajnie, pojawiło się wiele głosów mówiących, że to cud i ogromne szczęście. To zdecydowanie policzek dla tych, którzy od dziesiątek lat szukają i udoskonalają techniczne rozwiązania zapewniając kierowcom najwyższe poziomy bezpieczeństwa. W podziękowaniu dla nich postanowiliśmy sprawdzić elementy, które uratowały Francuza.

To nie był cud! Sprawdzamy technologie, które uratowały Grosjeana
Podaj dalej

Jeszcze kilka lat temu Grosjean z pewnością zginąłby po takim uderzeniu. Stąd pewnie głosy mówiące o cudzie, który z pewnością brzmi wspaniale, ale bardzo umniejsza prace włożone w kwestie bezpieczeństwa. W przeszłości sama siła uderzenia, przeciążenia, czy po prostu ogień, sprawiały, że kierowcy nie opuszczali już swojej maszyny. W niedzielę kierowca Haasa o własnych siłach uciekł z wraku i doznał jedynie poparzenia rąk.

Zobacz też: Potężny wypadek Grosjeana. Auto stanęło w płomieniach [VIDEO]

Monokok – podstawa każdego auta F1

Zacznijmy od monokoku, który jest bazą dla każdego samochodu Formuły 1. Wraz z podwoziem musi zaliczyć wymagające testy zderzeniowe FIA. Nie dziwi więc fakt, że budowa kosztuje około miliona funtów. Monokok jest niezwykle wytrzymały oraz lekki, dzięki technologii włókna węglowego. Jego konstrukcja musi być niezwykle precyzyjna i nie ma mowy o najmniejszych odchyleniach od projektu. McLaren w 2018 roku zdradził, że budowa pierwszego monokoku trwa sześć tygodni. Prace odbywają się w systemie 24/7 i wymagany jest pełen zespół inżynierów.

Monokok jest budowany w połówkach, które na koniec są łączone i poddawane obróbkom mechanicznym, by móc mocować do niego kolejne elementy auta w tym zbiornik paliwa i pewne składowe systemu ERS. Dodatkowo jest montowane przednie zawieszenie, dodatkowe strefy zgniotu oraz silnik i skrzynia biegów.

Niedzielny wypadek pokazał jak dobrze był zaprojektowany monokok i całe auto ekipy Haas. Kokpit kierowcy wytrzymał niezwykle mocne uderzenie, a cała reszta przyjęła impet uderzenia. Co może dziwić, przepołowienie się auta mogło być jedną z lepszych rzeczy, które spotkały Francuza. Oznacza to, że to właśnie pozostałe elementy, a nie sam monokok przyjął impet uderzenia.

System halo

Jeszcze kilka lat temu system halo budził ogromne kontrowersje. Obok głosów kwestionujących jego estetyczność, pojawiły się również obawy o widoczność oraz co najważniejsze, możliwość ucieczki w kryzysowej sytuacji. Niedzielny wypadek udowodnił jednak, że system spisuje się rewelacyjnie i uchronił Grosjeana od dekapitacji. Pałąk przyjął siłę uderzenia, która jeszcze kilka lat temu skumulowałaby się na głowie kierowcy. Sam Grosjean w pierwszym materiale po wypadku przyznał, że nie był zwolennikiem tego systemu, ale teraz uważa to za najlepszą rzecz jaką wprowadzono do Formuły 1. Co więcej halo przeszło najcięższy możliwy test i co najważniejsze nie utrudniło Francuzowi ucieczki z płonącego monokoku. Tytanowy pałąk jest w stanie wytrzymać nacisk 12 ton.

System HANS

Z pewnością Francuz nie byłby w stanie opuścić auta gdyby nie system HANS, który ochronił jego szyję oraz głowę. Najprawdopodobniej bez niego siła uderzenia uszkodziłaby szyjny odcinek kręgosłupa Grosjeana. Pozornie proste urządzenie przypominające kołnierz z paskami ma zapobiec, by siły bezwładności działające na głowę były jak najmniejsze. Paski mocowane do kasku ograniczają ruch głowy, dzięki czemu kręgosłup zawodników po takich uderzeniach wychodzi bez szwanku.

System był już opracowywany w latach 80., a w F1 jest obowiązkowy od 2003 roku. HANS w przypadku uderzenia ogranicza ruchy głowy o około 44%, a siły działające na szyję o 86%.

Ognioodporny kombinezon oraz bielizna

Ile trwa 28 sekund? Z pozoru dziwne i nielogiczne pytanie wczoraj okazało się jak najbardziej na miejscu. Dla maratończyka 28 sekund będzie to niewielki ułamek jego walki. Dla kierowcy, który ma wydostać się z pożaru i śledzą to wszyscy inni to cała wieczność. 28 sekund w płomieniach ognia spędził w niedzielę Romain Grosjean. Aż dziw bierze, że doznał jedynie poparzeń dłoni. Gdy jednak przyjrzymy się obecnym kombinezonom, bieliźnie, rękawicom i butom ognioodpornym zdamy sobie sprawę, że tak naprawdę z takimi obrażeniami powinien wyjść z takiego pożaru.

Obecna technologia tworzenia ubrań dla kierowców jest porównywalna z możliwościami NASA. Najważniejszy jest materiał: Nomex, który tworzony jest z włókien aramidowych. Zgodnie z najnowszymi wytycznymi FIA kombinezon ma wytrzymać bezpośredni kontakt z ogniem przez 12 sekund. W tym czasie temperatura wewnątrz nie może przekroczyć 41 stopni. Przy produkcji trójwarstwowych kombinezonów niezwykle duży nacisk kładzie się na ramiona oraz klatkę piersiową, by kierowca w kryzysowej sytuacji mógł zaprzeć się o rozgrzane elementy.

Ognioodporna bielizna, skarpety oraz balaklawa mają wytrzymać bezpośredni kontakt z ogniem przez pięć sekund, a buty i rękawiczki przez jedenaście sekund. Sumując czasy, większa część ciała zawodnika jest w stu procentach chroniona od ognia przez siedemnaście sekund. Każda kolejna sekunda sprawia, że ochrona jest zdecydowanie mniejsza, dlatego kierowca Haasa poparzył dłonie i kostki, który były chronione „tylko” przez jedenaście sekund.

Wypracowane procedury

Formuła 1 od lat udoskonala procedury związane z wypadkami, by nie było to igranie ze śmiercią, a sportowa rywalizacja. Wczoraj zadziałały perfekcyjnie. Porządkowi na torze bardzo szybko zaczęli gasić pożar. Dodatkowo pierwsze okrążenie wyścigu za stawką przejeżdża samochód medyczny dzięki czemu na miejscu kilka sekund po uderzeniu byli doktor Ian Roberts i prowadzący auto medyczne Alan van der Merwe. Rutyna może jednak w takich sytuacjach wziąć górę ale obaj Panowie wykazali się ogromnym profesjonalizmem. Ich opanowanie i wytrenowanie zadziałało podczas tych kilkudziesięciu sekund.

Gaśnica

Wydawać mogłoby się, że tak prosty element nie ma wpływu na poprawę bezpieczeństwa. Okazało się jednak, że miał i to kluczowe. Zdaniem wspomnianego Robertsa, gaśnica, którą użyli porządkowi, na chwilę stłumiła ogień, co pomogło Grosjeanowi uciec z płonącego wraku.

Płomień był ogromny, a po dojechaniu na miejsce był to dziwny widok. Pół auta było odwrócone przeciwnie do kierunku jazdy, a całe ciepło skumulowało się za barierą. Gdy spojrzałem w prawo zauważyłem Romaina, który próbował się wydostać. Musieliśmy znaleźć sposób, by dotrzeć do niego. Pojawił się porządkowy z gaśnicą, która wystarczyła, by odepchnąć płomienie. Wówczas mogłem pomóc Romainowi przeskoczyć barierę – mówił Roberts dla Sky Sports F1.

Kask, pasy bezpieczeństwa i inne elementy

Nie będziemy tutaj rozpisywać się nad podstawowymi elementami bezpieczeństwa, które są obecne w F1 od bardzo długiego czasu. Współczesne kaski zanim trafią do zawodników muszą przejść bardzo rygorystyczne testy. Podobnie jest z pasami bezpieczeństwa. Roberts zdradził, że wizjer w kasku Grosjeana stopił się, ale nie na tyle, by poparzyć twarz Francuza.

Przeczytaj również