Po śmiertelnych wypadkach Paulo Goncalvesa and Edwina Stravera organizatorzy postanowili zwiększyć standardy bezpieczeństwa. O ile żadnych wątpliwości nie budzi wprowadzenie kamizelki ratunkowej dla motocyklistów i zawodników na qudach oraz publikacja książki drogowej tuż przed startem, o tyle limit opon już jest kwestią dyskusyjną.
Chcąc zachęcić zawodników do wolniejszej jazdy każdy motocyklista w trakcie trwania rajdu będzie mógł wykorzystać tylko sześć tylnych opon. Zdaniem czołowych motocyklistów przyczyni się to do podniesienia ryzyka, które można było wyeliminować.
– Nie zgadzam się z nowymi zasadami. Uważam, że podnoszą poziom ryzyka i są gorsze. Jeśli mamy tylko sześć tylnych opon na dwanaście dni rajdu, to trzeba będzie jechać z uszkodzonym ogumieniem. To szalone. W zeszłym roku widzieliśmy jak szybko przemieszczamy się po próbach w Arabii Saudyjskiej. Nie sądzę, by ktokolwiek zwolnił – mówił Ricky Brabec, który wygrał ostatnią edycję imprezy.
Wątpliwości budzi również zapis, który nie pozwala motocyklistom na naprawę pojazdów w trakcie 15-minutowego tankowania. W tym roku zawodnik będzie mógł dokonać drobnych napraw dopiero po uzupełnieniu paliwa.
– To kolejny nonsens podobny do opon. Każdy powinien móc wykorzystać te piętnaście minut jak chce. To, że nie można nic zrobić jest niebezpieczne. Do tej pory można było szybko coś naprawić, bo liczy się każda sekunda i starasz się nie tracić – komentował dla Motorsportu Matthias Walkner, zwycięzca z 2018 roku.