Zmarzlik o krok od kolejnego tytułu mistrza świata
W sobotę na przepięknym stadionie Millennium Stadium w walijskiej stolicy Cardiff rozegrano kolejną rundę Grand Prix. Millennium Stadium, a właściwie w języku walijskim Stadiwm y Mileniwm, to obiekt porównywany w żużlowym świecie do Stadionu Narodowego. To dwie najwspanialsze areny żużlowe świata. Natomiast historia żużlowa Cardiff jest o wiele dłuższa, niż ta warszawskiego kolosa. Po raz pierwszy na Millennium Stadium ścigano się już w 2001 roku, kiedy to wygrał legendarny Szwed Tony Rickardsson.
Od tamtej pory Polacy wygrywali w Cardiff tylko dwa razy – w 2017 roku Maciej Janowski i w 2018 roku Bartek Zmarzlik. Złośliwi powiedzą, że te dwa triumfy to i tak więcej, niż w Warszawie. Na Narodowym rundy Grand Prix żaden Polak jeszcze bowiem nie wygrał. Wiemy już, że na tych największych stadionach żużlowych świata polskie statystyki się w tym roku nie zmienią. Ani w Warszawie, ani w Cardiff, polskiego zwycięstwa nie było. Chociaż… w ogólnym rozrachunku to nie zmienia aż tak dużo.
W sobotę Stadiwm y Mileniwm płonęło. Po fazie zasadniczej murowanymi faworytami do zwycięstwa mogli wydawać się Jack Holder, albo Robert Lambert. Najlepszym z Polaków był co ciekawe Patryk Dudek. Bartek Zmarzlik w fazie zasadniczej nie wygrał ani jednego biegu i z 8 punktami wszedł do półfinałów z ostatniego, 8. miejsca. Kolejna runda minimum z półfinałem zaliczona. Kiedyś o Manchesterze United mówiło się, że mają gen mistrzów. Przez 90 minut mogą grać fatalnie, ale w doliczonym czasie i tak strzelą na 1:0 i wygrają mecz. Z Bartkiem jest podobnie. Cokolwiek by się nie działo i jakiekolwiek trudności by go nie spotkały, awans do półfinału wyciśnie zawsze…
Gen mistrza…
Właśnie ten gen mistrza Bartek pokazał również w półfinałach. Tak jak w fazie zasadniczej nie wygrał żadnego z pięciu biegów… tak półfinał wygrał. Wyrzucił tym samym z dalszej rywalizacji nie tylko Patryka Dudka, ale także drugiego najlepszego zawodnika fazy zasadniczej – Roberta Lamberta. Speedway potrafi być przewrotny. Jak szybko nastroje potrafią się zmienić w kilka minut – między końcem fazy zasadniczej i półfinałem. Może to właśnie dlatego Zmarzlik ma ponad 20 wygranych rund Grand Prix, ponad 40 na podium i 3 tytuły mistrza świata, a Lambert nigdy nie wygrał nawet rundy SGP, nie mówiąc o tytule…
A jeśli Zmarzlik jest już w finale… to wyjeżdża z podium. Na Martina Vaculika i Jacka Holdera zabrakło, ale Polak zanotował 3. miejsce, przywożąc za sobą swojego głównego rywala w walce o mistrzostwo, Fredrika Lindgrena. Wydaje mi się, że po trudnej fazie zasadniczej każdy takie rozstrzygnięcia i podium – przede wszystkim przed Lindgrenem – brałby w ciemno. Grand Prix w Cardiff jeszcze raz pokazało, z kim mamy do czynienia. Z człowiekiem, który ma gen zwycięstwa i bezwzględnie potrafi go wykorzystać w momencie, w którym się tego najmniej spodziewamy.
Czwarty tytuł już w Vojens?
Sytuacja przedstawia się następująco. Po walijskiej rundzie SGP Zmarzlik ma 24 punkty przewagi nad Lindgrenem i 33 nad Vaculikiem. 16 września w duńskim Vojens odbędzie się przedostatnia runda cyklu. Jeśli po niej Zmarzlik będzie miał minimum 20 punktów przewagi nad drugim w klasyfikacji rywalem, zostanie po raz czwarty mistrzem świata. Wystarczy, że Polak w Vojens okaże się lepszy od Lindgrena i losy tytułu będą rozstrzygnięte. Rozgrywana 30 września runda w Toruniu byłaby w tym przypadku już wyłącznie mistrzowską fetą polskiego czempiona.