Nie będę ukrywał – jeśli chodzi o Grand Prix Czech, to spodziewałem się dobrego ścigania. Żużel na Markecie w Pradze to dosyć skomplikowane zagadnienie. Przez zdecydowaną większość edycji na torze nic się nie działo, ale kilka ostatnich przyniosło emocje. I były to również w pełni polskie emocje. Raz, że na Markecie zaczęło się dobre ściganie, to w wyniku tego ścigania wygrywali Polacy.
Niestety, tym razem nic takiego się nie wydarzyło. Już dwie pierwsze serie startów w fazie zasadniczej pokazały, co się dzieje. 7 z 8 rozegranych biegów wygrywał zawodnik z pola drugiego, czyli w kasku niebieskim. Pole niebieskie w tej fazie zawodów zdobyło 23 punkty. Pole czerwone… tylko 10, żółte 9, białe 6. Jak to niestety zwykle w Pradze bywało… i tym razem było jedno przyczepne pole, a potem jedna linia, którą można było jechać gęsiego…
Fazę zasadniczą wygrał Tai Woffinden. Brytyjczyk jako jeden z trzech zawodników w przeszłości wygrywał trzy razy zawody w Pradze i w sobotę najwyraźniej miał chęć na powtórzenie tego wyczynu. Więcej niż 10 punktów zgromadzili też Martin Vaculik oraz Bartosz Zmarzlik. Do półfinałów awansowali także Madsen, Janowski, Bewley, Doyle i Thomsen. Na konie fazy zasadniczej pole niebieskie miało 47 punktów, czerwone i białe odpowiednio 30 i 29, zaś żółte… zaledwie 14.
Walka o niebieskie
Często piszemy o tym, że kwalifikacje w speedwayu nie mają znaczenia. Że nie ważne jakie masz pola, każdy ma równe szanse. Bo akurat niekoniecznie tego dnia działać może pole czerwone, a może działać białe. To strzał w ciemno. Natomiast już w trakcie zawodów można wyciągać z tych pól wnioski. I w Pradze chodziło wyłącznie o to, żeby się ustawić na polu drugim, czyli pojechać w kasku niebieskim. Szczególnie, że kwestia punktów rozstrzygała się już na wyjściu ze startu.
I w półfinałach też dwukrotnie wygrywali zawodnicy z pola niebieskiego – kolejno Maciek Janowski i Martin Vaculik. Jako pierwszy pole startowe w finale wybierał Vaculik. Wybrał oczywiście pole niebieskie… i oczywiście wygrał całe zawody. Jak łatwo się z drugiej strony domyślić, nikt do finału nie awansował z pola żółtego. Ostatecznie w finale drugie miejsce za Vaculikiem zajął Woffinden, trzecie Doyle. Jedyny Polak w finale – Maciek Janowski – został wykluczony z powtórki biegu. Zmarzlik odpadł na etapie półfinałów, ale utrzymał prowadzenie w klasyfikacji przechodniej mistrzostw świata.
Zawody w Pradze były koszmarnie nudne. I piszę to ja, człowiek, który zazwyczaj wszędzie widzi jakieś emocje i świetny speedway. Ale nawet tu, nawet przy naciąganiu i kolorowaniu rzeczywistości, nic nie wymyślę. Było nudno. Tak myśląc na szybko, nie przypominam sobie żadnej mijanki z tych zawodów. Chodziło wyłącznie o to, jakie zawodnik ma pole startowe. Jak ruszy i w jakiej kolejności wjadą w pierwszy wiraż. A potem? Potem była już nuda, bo na dystansie nic się nie działo. Obowiązywała jedna linia, do jazdy gęsiego. Kto z tej linii wyjeżdżał, gubił prędkość. Smutno, naprawdę smutno się to oglądało. Tym bardziej, że zawody w Warszawie też nie obfitowały jakoś szczególnie w mijanki. Na poprawę trzeba poczekać do 4 czerwca, czyli przyszłej soboty. Wtedy to odbędą się zawody w niemieckim Teterow.