Obecnie samochód z silnikiem spalinowym, np. jakiś zwykły Diesel, kosztuje średnio dwa, albo trzy razy więcej, niż jego odpowiednik w odmianie elektrycznej. Potworna cena jest jednym z czynników stojących za tym, że elektryki nie cieszą się popularnością. Rachunek jest prosty – po co kupować teoretycznie to samo auto, ale droższe i bardziej niepraktyczne?
Żeby elektryki miały jakąkolwiek szansę przebicia, przede wszystkim musiałyby być tańsze. Tańsze same w sobie, ale też tańsze od konkurencji, od samochodów z silnikami spalinowymi. To według ekspertów może nastać już w 2027 roku. Czy mamy powody do zadowolenia? Otóż wydaje się, że wręcz przeciwnie.
Owszem, za te 6 lat elektryki mogą kosztować tyle samo, co auta z silnikami spalinowymi. Ale raczej nie wyniknie to z faktu, że elektryki będą tanieć. Wręcz przeciwnie. To auta z silnikami spalinowymi będą drożeć. Już teraz przecież mówi się o galopującym wzroście cen. W ciągu trzech lat cena nowego auta wzrosła o ponad 30%! Już eksperci twierdzą, że do 2025 roku cena auta z silnikiem spalinowym może wzrosnąć nawet o 50% w stosunku do aktualnej wartości! Czyli jakieś najbardziej podstawowe, nowe auto nie będzie kosztować 50 tysięcy, jak teraz, tylko 100 tysięcy. Bingo, dochodzimy do ceny aut elektrycznych.
Na benzyniaki i Diesle już teraz nakładanych jest tyle podatków, że wzrost cen nie jest niczym zaskakującym. Ba, są też normy emisji spalin, które cały czas zaciskają pasa. Więc teraz te nowe auta będzie jeszcze ciężej zbudować. Ciężej, to znaczy drożej. OK – faktycznie do 2027 roku elektryki mogą kosztować tyle samo, co auta spalinowe… ale nie jest to żaden powód do zadowolenia.
Nowości
E-Mobilność
