Eko-terror obecny jest w naszym świecie na każdym kroku. Jest obecny nawet pomimo faktu, że nie ma ku niemu żadnych logicznych uzasadnień i wytłumaczeń. Konkretna grupa ludzi próbuje nam wmówić, że diesel to absolutne zło. Że za wszelką cenę takie samochody muszą zniknąć z dróg. Dlaczego?
Bo diesel dymi, zanieczyszcza powietrze i generalnie całe zło tego świata powstało właśnie przez samochody z takimi silnikami. Niemcy jako jedni z pierwszych zaczęli zamykać miasta dla diesli. Co to przyniosło? Przyniosło to chyba przede wszystkim śmiech, bo nagle okazało się, że to kompletnie nie działa. Tzn. nie działa tak, jak twierdzili eko-terroryści.
Diesel zakazany. Czy to coś da?
Okazało się, że tam, gdzie jeździ najwięcej diesli, zanieczyszczenie powietrza nie było zbyt duże. A w tych miastach, gdzie wprowadzono zakazy? Tam jakość powietrza kompletnie się nie poprawiła, ba, w niektórych przypadkach było nawet gorzej. Stało się tak chociażby w Hamburgu. Po roku zakazów wyszło na to, że nic się nie zmieniło, a za tym poleciała niesamowita krytyka wszelkich tego typu zakazów.
Zakazy zakazami. Ale sama natura też pokazała, że nie ma dużych problemów z dieslem. Pokazała to podczas pandemii koronawirusa. Był w tym roku okres, w którym nie można było robić praktycznie nic. Większość zakładów pracy była pozamykana, nie wolno było się swobodnie przemieszczać, można było jechać tylko do sklepu, załatwiać najważniejsze potrzeby.
Miasta wtedy wymarły. Po ulicach praktycznie nie jeździły samochody. Pełno było filmików pokazujących puste centrum Warszawy, Krakowa, czy Katowic. Podsumowując, ludzie zostali w domach, samochody w garażach. Oczywiście wykonywano wtedy pomiary i co? I nic. Jakość powietrza kompletnie się nie poprawiła. Ani trochę. Np. w Warszawie było nawet gorzej, niż wtedy, kiedy miasta były pełne i zatłoczone.
Powietrze się nie poprawia
Oczywiście część eko-terrorystów miała gdzieś takie wyniki. Diesel ble. Diesel zły. Niektórzy w swoich nawoływaniach byli wręcz śmieszni. Niech sobie państwo wyobrażą. Miejscy aktywiści chcieli, aby ludzie zostawili w domu samochody (czyli najbezpieczniejszy środek transportu w dobie koronawirusa) i nadal, wręcz przymusowo jeździli komunikacją miejską (najgorszą w dobie pandemii). Podsumujmy – możesz się zarazić wirusem, cierpieć, a nawet umrzeć – ważne, żebyś nie korzystał ze swojego auta i tym samym chronił powietrze. Przecież to jakiś absurd.
Czyli tak. Zakaz diesli nie poprawił jakości powietrza w Hamburgu – i zresztą kilku innych miastach też. Koronawirus, kiedy nikt nie korzystał z samochodów, też nie poprawił jakości powietrza. Na razie mamy więc wynik 0:2. No to jedziemy dalej. Co z samochodami elektrycznymi. Czy one są lepsze od diesla i zbawią świat?
Samochody elektryczne
No niezupełnie. Niektórzy chyba zapominają, że prąd nie spada z nieba. Trzeba go jakoś wygenerować. Np. w elektrowni. A tam z kominów buchają takie ilości zanieczyszczeń, że samochody z silnikami diesla to jakieś zupełnie nieważne promile tej trucizny. Były nawet wyliczenia, które wprost pokazywały, że zanieczyszczenia generowane przez jeden samochód są podobne. Diesel sam w sobie, a samochód elektryczny i ilość zanieczyszczeń, które muszą powstać, aby wygenerować do niego prąd, powiedzmy na 10 tysięcy kilometrów. W tym przypadku te liczby generowanych zanieczyszczeń są podobne. 0:3.
Od czasu do czasu jesteśmy też atakowani jakimiś pomysłami wyjętymi z rzeczywistości. Są grupki, które lobbują za zamykaniem parkingów w miastach, za zwężaniem dróg do jednego pasa itd. Podsumowując – chcą za wszelką cenę utrudnić kierowcom życie w taki sposób, aby ci wybierali komunikację miejską.
Z drugiej strony te same osoby mają takie pomysły, jak usuwanie progów zwalniających. Dlaczego? Dlatego, bo te zwiększają zanieczyszczenie powietrza. Bo samochód musi zahamować i tym samym dochodzi do zużycia hamulca, a później musi nacisnąć mocniej gaz, aby znowu ruszyć. Te osoby twierdzą, że płynna jazda na tym odcinku wyeliminowałaby problem.
Wymysły eko-terrorystów
No ale jeśli coś takiego zwiększa zanieczyszczenia… to powinniśmy zlikwidować też światła? Sygnalizację świetlą? Bo tam też trzeba się zatrzymać i znowu ruszyć. I musimy usunąć jeszcze znaki stopu, czy ustąp pierwszeństwa, bo tam też musimy się zatrzymać… No to jeszcze z dróg muszą zniknąć rogatki przez przejazdami kolejowymi. Powiecie, że nie, że to wszystko jest na miejscu i spełnia jakieś zadanie i służy bezpieczeństwu. A progi zwalniające nie? One są na ulicach dla ozdoby?
A jeśli tym osobom tak bardzo zależy na płynnej jeździe, to dlaczego utrudniają życie kierowcom, lobbując chociażby za wspomnianymi zwężeniami ulic do jednego pasa itd. Przecież przez to korki będą nieporównywalnie większe, a jazda nie będzie płynna w ogóle. Może ktoś tam powinien się zastanowić na czym naprawdę im zależy? 0:4.
A zatem… o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi? Jeśli nie wiadomo o co chodzi… to już wiadomo o co chodzi. Diesel ma się dobrze, ma się znakomicie i przez bardzo długi czas nic tego nie zmieni. A sam argument zanieczyszczeń? No cóż, nowe diesle produkowane według wszelkich norm są już – można by powiedzieć – złote i o stokroć bardziej „czyste” np. od benzyniaków. A to już 0:5.
Eko-terroryści a weganie
Tego typu eko-terror niczego nie zmieni. Jeden z lepszych polskich stand-uperów, Kacper Ruciński, mówił w swoim programie, że „bóg jest mięsożerny”. Argumentował to np. tym, że gdyby bóg nie chciał, żeby ludzie jedli zwierzęta, to sprawiłby, że ich mięso byłoby niejadalne dla człowieka itd. W programie poruszona została kwestia wegan. Ruciński za przykład podał wesele – cała sala „normalnych” i jedna weganka. Ona siedzi i przez cały dzień nie tknęła mięsa, ale na salę wjeżdża pieczone prosie i wszyscy się na nie rzucają. Czy weganka uratowała to prosie? No nie… Nie była nawet blisko.
A czy jakieś zakazy poruszania po centrum miasta, zwężanie dróg, czy koszmarne lobby na rzecz aut elektrycznych sprawi, że jakość powietrza się poprawi? Nie, bo to nie samochody są problemem. Nawet jeśli producenci przestaną produkować auta spalinowe, to nie znaczy, że one znikną z dróg. Wystarczy popatrzeć na polski rynek. Bardzo duża grupa społeczeństwa wciąż korzysta z aut co najmniej 15-letnich, albo i starszych. Bo są dobre, tanie, mają ogromną dostępność części itd.
I co, w przyszłości będzie inaczej? No nie. Diesel nie zniknie z dróg, tak samo jak nie zniknie benzyna. Samochody elektryczne nie wyprą aut spalinowych, co najmniej przez kilkadziesiąt kolejnych lat. Nie ma na to szans. Jasne, elektryków na rynku będzie coraz więcej? Miną lata, zanim zauważymy na drogach większe zmiany. Ale za 10, może 20 lat, elektryki będą u nas czymś normalnym – będą miały równy udział w rynku obok diesli i benzyniaków. Może się tak stać, pewnie się stanie. Ale nigdy nikt nas do nich nie zmusi – będą nadal tylko wyborem, nie koniecznością.
Diesel nie zginie
Ale diesel nie zginie. Też będzie po prostu jedną z opcji. Nie zrozumcie mnie źle – nie mam nic do samochodów elektrycznych. Sam jeżdżę hybrydą, miałem już styczność z elektrykami i nic do nich nie mam. To fajne, normalne auta, chociaż polski rynek jeszcze nie jest do końca na nie gotowy, ale to się zmieni. Nie mam też nic do ekologów jako całej grupy. Często zajmują się pożytecznymi rzeczami. Ale dochodzi tu po prostu do wielu absurdów.
Nie mam nic do elektryków, ale nie znoszę wbijania się z butami w czyjeś życie. Dlaczego pewne środowiska tak koszmarnie, agresywnie lobbują za elektrykami? Bo w normalnych okolicznościach nikt by ich na razie nie kupił. Elektryki są ok, ale nie znoszę całej tej propagandy, nagonki. Nie mam nic do ekologów, ale nienawidzę eko-terrorystów, którzy nagle się poczuli chyba zbyt pewnie i postradali zmysły. To tak jak z kibicami piłkarskimi – 99% osób z trybun to normalni ludzie, a 1% to szaleńcy, kibole, przez których potem cierpi reszta. Pewnie z ekologami jest tak samo.
A zatem odpowiadając na pytanie, które zadałem sobie w tytule tego materiału. Czy Diesel zniknie z dróg? Nie, nie ma na to żadnych szans i nawoływania eko-terrorystów niczego w tej materii nie zmienią. I za 10 i za 20 i 30 lat diesle cały czas będą poruszać się po drogach. Obok benzyniaków, elektryków… może aut na wodór i innych. I czy dla mnie ich obecność jest jakimś problemem? Absolutnie nie. Diesle nie przeszkadzają mi tak samo, jak nie przeszkadzają mi elektryki. A rozmowy o czystości powietrza? Wsadźmy to gdzieś głęboko do szuflady z napisem „nonsens” i zamknijmy na klucz.
PS. Oczywiście to nie oznacza, że diesel jest zdrowy. Jest po części trujący. Tak samo jak benzyna i produkcja prądu do aut elektrycznych.